Podstawowa opieka zdrowotna (POZ) jest jednym z odcinków medycyny, w którą przez ostatnie lata rząd mocno inwestuje. Nakłady finansowe na gabinety lekarzy rodzinnych wzrastają dynamiczniej niż na inne obszary służby zdrowia. Jeszcze w 2016 r. Fundusz wydał na POZ 9,5 mld zł zaś w 2018 r. kwota ta poszybowała do 11,2 mld. Widać to na przykładzie wzrostu stawki kapitacyjnej, czyli comiesięcznej kwoty jaką lekarz rodzinny dostaje za każdego pacjenta zapisanego na jego listę. Jeszcze przez kilkoma laty wynosiła ona 9 zł, dziś jest to 12-13 zł. Jednocześnie liczba świadczeń jakich lekarze pierwszego kontaktu udzielają pacjentom już tak dynamicznie nie rośnie. W 2016 r. wykonali oni 162 mln. usług a w 2018 r. było ich 163,8 mln. Tak wynika z opublikowanego niedawno sprawozdania z działalności NFZ za ubiegły rok. 

 


A tłumy na SOR-ach nadal są

Okazuje się więc, że coraz lepiej finansowana medycyna rodzinna wcale nie odciąża choćby szpitalnych oddziałów ratunkowych, na które trafiają pacjenci kwalifikujący się do zaopiekowania przez lekarza rodzinnego. W Szpitalu Zakaźnym na warszawskiej Woli powszechne są zgłoszenia na SOR  pacjentów ugryzionych przez kleszcza, choć takim problemem powinien się zająć lekarz rodzinny.
W szpitalach na Śląsku, w których na oddziałach ratunkowych doszło w ostatnich miesiącach do zgonów pacjentów, którzy nie otrzymali pomocy na czas czekając w kolejkach, NIK właśnie rozpoczyna kontrolę.  Chodzi o placówki medyczne  w Cieszynie, Częstochowie, Jaworznie, Rybniku i Tarnowskich Górach. NIK już w 2011 r. kontrolowała funkcjonowanie szpitalnych oddziałów ratunkowych. Izba alarmowała wtedy, że SOR-y udzielały świadczeń zdrowotnych również osobom, które nie znajdowały się w stanie nagłego zagrożenia, a więc nie kwalifikowały się do takiej formy pomocy. Stanowiło to naruszenie obowiązujących przepisów.


Miłkowski: Od stycznia w medycynie rodzinnej będziemy płacić więcej za efekty leczenia - czytaj tutaj>>

  
Niepotrzebna prywatyzacja

- Na ten stan rzeczy wpłynęła niewątpliwie prywatyzacja gabinetów lekarzy rodzinnych.  To nie przyniosło dobrych rezultatów. Zasady organizacji i pracy lekarzy rodzinnych powinny być przeorganizowane. W Wielkiej Brytanii np. lekarze rodzinni pracują też na nocnych dyżurach i weekendami i w razie potrzeby pacjent może się do nich zgłosić w nocy na podanie leku dożylnego – mówi prof. Jarosław Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali. Jego zdaniem lekarze rodzinni powinni ściślej współpracować ze szpitalami będącymi na pierwszym poziomie zabezpieczenia szpitalnego. – A już najlepiej działać w konsorcjach szpitalno- przychodnianych. Tak aby lekarze pierwszego kontaktu przejmowali pacjentów potrzebujących doraźnej opieki, którzy nie zajmowaliby miejsc na SOR-ch osobom w stanie zagrożenia życia lub zdrowia. 

Pieniędzy więcej, ale obowiązków też

Z tymi zamysłami nie do końca zgadzają się lekarze rodzinni. Argumentują, że owszem nakłady na POZ rosną z roku na rok, ale i przybywa im nowych obowiązków. Czego przykładem jest najnowsze zarządzenie prezesa NFZ o podstawowej opiece zdrowotnej, wprowadzającego zasady rozliczania e-recept. - Z roku na rok udzielam co raz więcej porad. Dziennie 40-50. Nie wyobrażam sobie aby lekarz po całym dniu pracy i takim obłożeniu, dyżurował jeszcze w nocy. Zwłaszcza, że gross doktorów rodzinnych to osoby 60+- mówi Bożena Janicka, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia. Dla przykładu podaje jej kolegę,  lekarza rodzinnego z Nowej Zelandii, który przyjmuje czterech pacjentów do południa i czterech po południu 

Dodatkowa odpłatność

-Zwiększone finansowanie na podstawową opiekę zdrowotną będzie musiało prowadzić teraz do tego, że zatrudnimy w przychodniach asystentów medycznych, którzy przejmą część naszych obowiązków biurokratycznych. Widać wyraźnie, że 13 proc. budżetu na leczenie NFZ przeznacza na medycynę rodzinną. Ale  standard europejski, jest taki, że 20 proc budżetu płatnika powinna konsumować medycyna rodzinna - zaznacza Bożena Janicka. Oburza się też na to, że gdy w ciągu roku pojawiają się dodatkowe pieniądze w NFZ, tak jak np. ostatnio 2 mld złotych, to nie dostają z tego nic lekarze rodzinni, a korzystają tylko szpitale.
 

W Czechach np. gdy pacjent trafi na SOR ze schorzeniem, które się tam nie kwalifikuje, to płaci za usługę. – Może i u nas tak powinno być. Trzeba wprowadzić dodatkową odpłatność, która rozładowałaby nieco obciążenie na SOR-ach. Bo skoro pacjent nie chce poczekać na badania zlecone przez lekarza rodzinnego i woli je szybciej uzyskać przez odział ratunkowy szpitala, to niech dopłaci - podsumowuje Bożena Janicka.