- Lekarze naciągnęli podatników na dodatki covidowe. Z faktów wynika obrzydliwość części lekarzy, dyrektorów szpitali i personelu. Nie musi być wyroku - bo prawo mętne - by wiedzieć, co zrobili i jak to moralnie oceniać. To jest dno – napisał na Twitterze dziennikarz Łukasz Zboralski po zapoznaniu się z opublikowanymi przez NIK wystąpieniami w sprawie dodatków covidowych.
Lekarzy broni Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. - Przepisy określające zasady wypłaty dodatków covidowych pozwalały na to, co się stało. Można krytykować te przepisy, ale nie można pisać o "wyłudzaniu" dodatków – mówi stwierdza. Wskazuje, że pretensje należy kierować do autora zasad, czyli Adama Niedzielskiego. To on wydał nieprecyzyjne polecenie w sprawie dodatków covidowych, na które NFZ do kwietnia wydał 10 miliardów złotych. Jednak dyrektorzy szpitali obawiają się, że to oni poniosą odpowiedzialność za złe przepisy, choć prawnicy uspokajają, że wynagradzając dobrze lekarzy działali na korzyść zarządzanego podmiotu. Zasady, które nawet nie są w randze ustawy, ani nawet rozporządzenia, pozwalały jednak na nierówne traktowanie lekarzy. Dyrektorzy, którzy nie zawnioskowali do NFZ o dodatki i nie wypłacili ich mogą spotkać się z pracownikami w sądzie.
Sprawdź też: Jak prawidłowo wyliczyć odsetki od niewypłaconego dodatku covidowego? >>>
Raport NIK będzie jesienią
Delegatura NIK w Szczecinie opublikowała cztery wystąpienia pokontrolne w sprawie dodatków covidowych. Trzy skierowane do podmiotów leczniczych, jedno do Zachodniopomorskiego Oddziału Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia. To wstępny efekt większej kontroli. W sumie NIK skontrolował 12 podmiotów leczniczych: osiem szpitali i cztery stacje pogotowia ratunkowego, trzy oddziały NFZ, NFZ oraz Ministerstwo Zdrowia. Jak mówi Łukasz Pawłowski, rzecznik NIK, kontrola jeszcze się nie zakończyła, ale sugeruje, że pełny raport może być pod koniec tego roku. Z wstępnych wyników widać jednak, że NIK potwierdza problemy z dodatkami covidowymi, o których pisaliśmy w Prawo.pl. – Najczęściej dochodziło do nieprawidłowego ustalenia wysokości dodatku, w tym był on przyznawany bez faktycznego kontaktu z pacjentem oraz w podwójnej wysokości, zgłaszanie osób nieuprawnionych (sanitariuszy oraz techników sterylizacji) - stwierdza NIK. To co jednak uderza we wstępnych wynikach, to brak możliwości kontrolowania i weryfikowania dodatków przez NFZ, a także nieprecyzyjność polecenia.
Czytaj też: Jak zarządzać ryzykiem prawnym w placówce medycznej? >>>
Czego zabrakło w poleceniu ministra zdrowia
Zgodnie z poleceniem MZ z 4 września 2020 roku, znowelizowanym w listopadzie, każdy, kto wykonuje zawód medyczny, pracuje na pierwszej linii walki z koronawirusem w szpitalach II i III poziomu zabezpieczenia, kontaktuje się z osobami chorymi lub potencjalnie zakażonymi, miał otrzymać 100 proc. dodatek do pensji, ale nie więcej niż 15 tys. zł. Dyrektorzy szpitali co miesiąc wysyłali oddziałowi NFZ imienne listy pracowników, którym należy się podwójna płaca.
- W poleceniu MZ nie określono jednak innych zadań do realizacji przez NFZ, poza przekazaniem środków finansowych na podstawie umowy lub porozumienia, nie określono wymogu wskazania w informacji wysokości wynagrodzenia każdej osoby uprawnionej, będącego podstawą ustalenia wysokości dodatkowego świadczenia oraz kosztów pracodawcy od każdego dodatkowego świadczenia – zwraca uwagę szczecińska delegatura NIK. W efekcie NFZ nie miał nawet jak zweryfikować, czy podane przez dyrektorów dane są prawdziwe. Ostatecznie kwalifikacja osób uprawnionych do otrzymywania świadczenia dodatkowego należała bowiem do decyzji kierownika jednostki należy.
- Oddział (NFZ – dopisek redakcji) nie posiadał narzędzi prawnych do kwestionowania zasadności zgłoszonego personelu, prowadził ograniczone czynności sprawdzające w zakresie weryfikacji uprawnień personelu medycznego, bo określona w poleceniu informacja o wysokości łącznej kwoty niezbędnej do zapewnienia świadczeń dodatkowych oraz o osobach uprawnionych, zawierała dane, które były niewystarczające. Niestety brak jasnych podstaw prawnych, znacznie ogranicza działania Oddziału i nawet, jeśli naszym zdaniem dokumenty są merytorycznie wadliwe pozostaje tylko wymiana korespondencji z kierownikiem jednostki, który ponosi pełną odpowiedzialność za przekazanie tych nieprawdziwych danych – czytamy w wystąpieniu NIK. Mimo to oddział starał się weryfikować dane.
W poleceniu nie określono też ograniczeń dotyczących wielokrotnych wypłat dodatkowego świadczenia, z tytułu udzielania świadczeń zdrowotnych w różnych pomiotach leczniczych. W efekcie jeśli jedna osoba pracowała w kilku placówkach mogła dostać więcej niż 15 tys. zł.
Najwięcej zamieszania wywołała interpretacja polecenia
Pod koniec grudnia 2020 roku w odpowiedzi na pytania Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Maciej Miłkowski, wiceminister zdrowia, wyjaśnił zasady przyznawania dodatku. Doprecyzował, że nie ma znaczenia, jak długo lekarz pracował przy tzw. pacjencie covidowym, a zatem nie ma znaczenia, czy był z nim 15 minut, czy 8 godzin. Co więcej, dodatek "covidowy" przysługiwał nie tylko lekarzom, którzy na stałe pracują na oddziałach covidowych w szpitalach II i III poziom, ale wszystkim uczestniczącym w udzielaniu świadczeń, a dodatek można było obniżyć proporcjonalnie jedynie w przypadku w przypadku świadczenia pracy przez niepełny miesiąc. W efekcie szczeciński NFZ zasypały korekty imiennych list. Co więcej, były składane nawet osiem miesięcy po upływie okresu rozliczeniowego. Miały one wpływ na zwiększenie liczby osób uprawnionych za dany okres, a tym samym na zwiększenie środków finansowych przekazanych przez Oddział na zapewnienie dodatków covidowych.
Wartość korekt dotyczących zgłoszenia nowych osób wynosiła od 1 966 zł do 2 752 164,82 zł, co odpowiadało od 0,2 proc. do 75,6 proc. wartości pierwotnego wniosku. Liczba osób zgłoszonych do dodatkowego świadczenia przez dyrektorów dwóch szczecińskich szpitali klinicznych była znacznie większa w odniesieniu do łóżek covidowych (od 15 do 88 łóżek) niż w pozostałych trzech szpitalach, w tym dwóch posiadających najwięcej łóżek covidowych (od 78 do 519 łóżek). - Tak duża ilość przygotowywanych i wysyłanych do ZOW NFZ korekt wynikała z braku jednoznacznej wykładni obowiązujących przepisów, a także ze składanych przez personel medyczny oświadczeń po wymaganym terminie – wyjaśnia NIK Marcin Sygut, dyrektor Szpitala Klinicznego nr 2 Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie.
Jak wyjaśnia Krzysztof Bukiel, resort potwierdził, że nie było dodatku "za przepracowane godziny". Wówczas niektórzy dyrektorzy, którzy bali się wcześniej przyznać dodatek większej liczbie personelu, zweryfikowali swoje listy, z korzyścią dla lekarzy i pielęgniarek, choć nie wszyscy. - Ja dostawałem od godziny, jak byłem 48h na covid i 152 na czystym to dostawałem za 48h. Wychodzi na to, że to było frajerstwo – mówi Jakub Kosikowski, rezydent onkologii klinicznej.
Tej niesprawiedliwości póki co NIK nie wykazuje. Choć szczeciński NFZ przyznaje, że polecenie ministra zdrowia nie uzależniało wprost wysokości przyznawanego dodatku od faktycznej liczby godzin przepracowanych z pacjentami z podejrzeniem i zakażeniem SARS-CoV-2. Z informacji Prawo.pl wynika, że wiele szpitali wciąż do końca korygowało listy uprawnionych do dodatków, bo obawiały się pozwów w sądach.
Kto poniesie odpowiedzialność za nieprawidłowości
Szczeciński NFZ wskazuje, że zgodnie z wymogami prawa, proces gospodarowania środkami publicznymi winien cechować się celowością, rzetelnością oraz gospodarnością, dlatego oddział mimo braku narzędzi starał się weryfikować dane przesyłane przez szpitala.
NIK z kolei wskazuje, że przy wydatkowaniu środków publicznych, a za takie należy uznać środki przeznaczone na wypłatę dodatków covidowych, należało kierować się zasadami określonymi w art. 44 ust. 3 ustawy o finansach publicznych. Zgodnie z nimi wydatki publiczne powinny być dokonywane m.in. w sposób celowy i oszczędny, z zachowaniem zasad: uzyskiwania najlepszych efektów z danych nakładów oraz optymalnego doboru metod i środków służących osiągnięciu założonych celów. - Podejmowane przez oddział (NFZ dopisek redakcji) działania w celu zweryfikowania prawdziwości danych w informacjach przekazywanych przez dyrektorów szpitali, wynikały z zasad określonych w ustawie – oceniają Marcin Stefaniak, pełniący obowiązku dyrektora Delegatury NIK w Szczecinie oraz Bogumiła Mędrzak, główny specjalista kontroli państwowej.
Czytaj też: Nieprawidłowości w dysponowaniu środkami publicznymi przez JST >>>
Zapytaliśmy więc NIK, kto ponosi odpowiedzialność za nieprawidłowości: czy minister zdrowia, bo wydał nieprecyzyjne polecenie, czy dyrektorzy szpitali, którzy je stosowali, a także, czy NIK zgłasza do prokuratury nieprawidłowości. Łukasz Pawłowski wyjaśnia, że na tym etapie postępowania analizowane są wszystkie ustalenia, a odpowiedź może być udzielona po zakończeniu kontroli i opracowaniu wyników. Tyle, że dyrektorzy szpitali już się obawiają konsekwencji, choć nie chcą o tym mówić głośno.
– Obawy mogą mieć tylko ci, którzy poświadczyli nieprawdę – ocenia radca prawny Jakub Kowalski, wspólnik w Kancelarii Radców Prawnych Mirosławski, Galos, Mozes. – Jeśli przesłali prawdziwe dane do NFZ, to zrobili bardzo gospodarnie z punktu widzenia podmiotu, którym zarządzali. Zadbanie o wynagrodzenie personelu to jest absolutne przeciwieństwo niegospodarności. Dyrektorzy działali na korzyść personelu, bo przyjęli liberalną wykładnię polecenia Ministra Zdrowia. A, że środki publiczne na tym cierpią, to można mieć tylko pretensje do ministra zdrowia, który wydał polecenie, które dało się zinterpretować w taki sposób – podkreśla mec. Kowalski.
Co więcej, inne działanie naraża ich na sprawy sądowe. – NFZ może złożyć pozew o nieprawnie przyznane dodatki, NIK może złożyć doniesienie do prokuratury, ale my jako OZZL też składaliśmy do sądu pozwy o niezapłacone, a przysługujące dodatki i na razie wszystkie są wygrane, choć nieprawomocnie – mówi Krzysztof Bukiel.
Tomasz Imiela z warszawskiej Okręgowej Izby Lekarskiej przyznaje, że z uwagi na bardzo nieprecyzyjne przepisy, spory o to, czy dodatki były przyznawane prawidłowo, czy nie, będą rozstrzygane przez sądy powszechne, co zresztą już się dzieje.
Władysław Perchaluk, dyrektor Szpitala Specjalistycznego Nr 1 w Bytomiu, prezes Zarządu Związku Szpitali Powiatowych Województwa Śląskiego zauważa, że choć nieprecyzyjne polecenie wydał minister zdrowia, to odpowiedzialność może spaść właśnie na dyrektorów szpitali.
Bernadetta Skóbel, kierownik Działu Monitoringu Prawnego i Ekspertyz Biura Związku Powiatów Polskich, czeka zaś na raport końcowy i wskazane w nim wnioski. - Czasami są to wnioski o ściganie, czasami wnioski na przyszłość, ale też sugestie wykorzystania obowiązujących instrumentów. Liczę jednak, że dyrektorzy szpitali się obronią, bo od początku mówiliśmy, że polecenie jest nieprecyzyjne – kwituje mec. Skóbel.
Czytaj też: Odpowiedzialność karna za działania w zespole medycznym >>>
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu. Dostęp do treści dokumentów w programie LEX jest zależny od posiadanych licencji.