Po zabiegu dentystycznym w prywatnej przychodni 22-latek, leczony później w szpitalu i klinice uniwersyteckiej, zmarł w wyniku zakażenia krwi. Lista pozwanych dotyczy 12 podmiotów.
- Domagamy się solidarnie od pozwanych kwoty 3 mln zł odszkodowania z powodu pogorszenia sytuacji życiowej mojej klientki w związku ze śmiercią jej syna, oraz 5 mln zadośćuczynienia za krzywdę i cierpienia z powodu śmierci osoby najbliższej – powiedział pełnomocnik matki Katarzyny Nowak adwokat Michał Kula.
Sprawa dotyczy 22-letniego pacjenta, u którego w lipcu 2011 roku po zabiegu stomatologicznym pojawiły się dolegliwości, między innymi opuchlizna, nudności, wymioty, osłabienie. Mimo kolejnych wizyt lekarskich, przewiezienia do szpitala, a następnie kliniki uniwersyteckiej, pacjent zmarł po kilku dniach prawdopodobnie w wyniku zakażenia krwi.
- Od pierwszej wizyty u stomatologa do zgonu minęło 11 dni. Tak naprawdę nie wiemy co było przyczyną śmierci, biegli będą to sprawdzali, aczkolwiek istnieje prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że przyczyną śmierci było właśnie ogólnoustrojowe zakażenie krwi – powiedział adwokat.
Zdaniem matki, najpierw dentystka w prywatnej przychodni pomyliła u syna zdrowy ząb z chorym, a następnie kolejni lekarze lekceważyli informacje o pogarszającym się stanie zdrowia, zbyt późno podali antybiotyk, lekceważyli podawane przez nią informacje o przebytym zabiegu stomatologicznym jako źródle zakażenia i nieprawidłowo leczyli syna. Ponadto - jak twierdzi - fałszowali dokumentację.
Na pierwszej rozprawie w listopadzie 2014 roku pełnomocnicy wszystkich pozwanych wnosili o oddalenie pozwu, bowiem - jak twierdzili - nie wykazano w nim związku przyczynowo-skutkowego poszczególnych pozwanych ze śmiercią syna, nie sformułowano w nim także konkretnych zarzutów przeciwko nim. Jak zgodnie podkreślali, pozew nie spełniał wymogów formalnych.
Sąd przydzielił matce obrońcę z urzędu i odroczył rozprawę do czasu przygotowania przez niego pozwu spełniającego wymogi formalne.
Podczas wtorkowej rozprawy Katarzyna Nowak i jej pełnomocnik wycofali powództwo przeciwko jednej lekarce, w stosunku do pozostałych podtrzymali roszczenia. Sąd umorzył postępowanie w tej sprawie i zwolnił powódkę z ponoszenia kosztów.
Podczas przesłuchiwania świadków na ławie obok matki stało zdjęcie jej syna. Ojciec zmarłego zeznawał, że kolejna dentystka podczas wizyty domowej mówiła o pomyłce poprzedniej lekarki w leczeniu niewłaściwego zęba, że "syn w szpitalu leżał na korytarzu przy otwartym oknie, całym zabrudzonym przez gołębie, i cały się trząsł, więc brat przywiózł mu z domu koc i poduszkę". Zeznał również, że diagnozę "sepsa" usłyszał dopiero w rozmowie, kiedy wezwana do szpitala załoga pogotowia dopytywała się, czy po przewiezieniu chorego do kliniki uniwersyteckiej musi dezynfekować karetkę.
Śledztwo w sprawie nieumyślnego narażenia pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia - z zawiadomienia matki - prowadziła krakowska prokuratura, ale umorzyła je wobec braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa.
Prokuratura oparła się na opinii biegłych z Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, z której wynika, że na początkowym etapie postępowanie lekarzy było prawidłowe.
Budzące wątpliwości biegłych postępowanie lekarzy w pierwszym szpitalu - którzy podejrzewali białaczkę, podczas gdy wyniki badań dawały podstawy do rozpoznania posocznicy i podjęcia intensywniejszego leczenia - według biegłych nie miało już jednak znaczenia dla stanu zdrowia pacjenta i nie zapobiegłoby jego śmierci.
Także wcześniejsze przewiezienie pacjenta do szpitala nie zmieniłoby już jego sytuacji, a leczenie w klinice uniwersyteckiej było prawidłowe - uznali biegli. Na tej podstawie prokuratura umorzyła sprawę.
- Domagamy się solidarnie od pozwanych kwoty 3 mln zł odszkodowania z powodu pogorszenia sytuacji życiowej mojej klientki w związku ze śmiercią jej syna, oraz 5 mln zadośćuczynienia za krzywdę i cierpienia z powodu śmierci osoby najbliższej – powiedział pełnomocnik matki Katarzyny Nowak adwokat Michał Kula.
Sprawa dotyczy 22-letniego pacjenta, u którego w lipcu 2011 roku po zabiegu stomatologicznym pojawiły się dolegliwości, między innymi opuchlizna, nudności, wymioty, osłabienie. Mimo kolejnych wizyt lekarskich, przewiezienia do szpitala, a następnie kliniki uniwersyteckiej, pacjent zmarł po kilku dniach prawdopodobnie w wyniku zakażenia krwi.
- Od pierwszej wizyty u stomatologa do zgonu minęło 11 dni. Tak naprawdę nie wiemy co było przyczyną śmierci, biegli będą to sprawdzali, aczkolwiek istnieje prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że przyczyną śmierci było właśnie ogólnoustrojowe zakażenie krwi – powiedział adwokat.
Zdaniem matki, najpierw dentystka w prywatnej przychodni pomyliła u syna zdrowy ząb z chorym, a następnie kolejni lekarze lekceważyli informacje o pogarszającym się stanie zdrowia, zbyt późno podali antybiotyk, lekceważyli podawane przez nią informacje o przebytym zabiegu stomatologicznym jako źródle zakażenia i nieprawidłowo leczyli syna. Ponadto - jak twierdzi - fałszowali dokumentację.
Na pierwszej rozprawie w listopadzie 2014 roku pełnomocnicy wszystkich pozwanych wnosili o oddalenie pozwu, bowiem - jak twierdzili - nie wykazano w nim związku przyczynowo-skutkowego poszczególnych pozwanych ze śmiercią syna, nie sformułowano w nim także konkretnych zarzutów przeciwko nim. Jak zgodnie podkreślali, pozew nie spełniał wymogów formalnych.
Sąd przydzielił matce obrońcę z urzędu i odroczył rozprawę do czasu przygotowania przez niego pozwu spełniającego wymogi formalne.
Podczas wtorkowej rozprawy Katarzyna Nowak i jej pełnomocnik wycofali powództwo przeciwko jednej lekarce, w stosunku do pozostałych podtrzymali roszczenia. Sąd umorzył postępowanie w tej sprawie i zwolnił powódkę z ponoszenia kosztów.
Podczas przesłuchiwania świadków na ławie obok matki stało zdjęcie jej syna. Ojciec zmarłego zeznawał, że kolejna dentystka podczas wizyty domowej mówiła o pomyłce poprzedniej lekarki w leczeniu niewłaściwego zęba, że "syn w szpitalu leżał na korytarzu przy otwartym oknie, całym zabrudzonym przez gołębie, i cały się trząsł, więc brat przywiózł mu z domu koc i poduszkę". Zeznał również, że diagnozę "sepsa" usłyszał dopiero w rozmowie, kiedy wezwana do szpitala załoga pogotowia dopytywała się, czy po przewiezieniu chorego do kliniki uniwersyteckiej musi dezynfekować karetkę.
Śledztwo w sprawie nieumyślnego narażenia pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia - z zawiadomienia matki - prowadziła krakowska prokuratura, ale umorzyła je wobec braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa.
Prokuratura oparła się na opinii biegłych z Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, z której wynika, że na początkowym etapie postępowanie lekarzy było prawidłowe.
Budzące wątpliwości biegłych postępowanie lekarzy w pierwszym szpitalu - którzy podejrzewali białaczkę, podczas gdy wyniki badań dawały podstawy do rozpoznania posocznicy i podjęcia intensywniejszego leczenia - według biegłych nie miało już jednak znaczenia dla stanu zdrowia pacjenta i nie zapobiegłoby jego śmierci.
Także wcześniejsze przewiezienie pacjenta do szpitala nie zmieniłoby już jego sytuacji, a leczenie w klinice uniwersyteckiej było prawidłowe - uznali biegli. Na tej podstawie prokuratura umorzyła sprawę.
W takiej sytuacji matka złożyła pozew cywilny przeciwko lekarzom i instytucjom. (PAP)