Ekonomiści z Instytutu Innowacji i Odpowiedzialnego Rozwoju Innowo, prof. Ewa Okoń-Horodyńska i dr Tomasz Sierotowicz przeanalizowali, ile maksymalnie czasu zajmuje pacjentowi przejście ścieżki od lekarza rodzinnego do zdiagnozowania nowotworu. Naukowcy prześledzili, jaką ścieżkę pokonują pacjenci zanim zostanie u nich wykryty rak jajnika i rak płuca. Analizowali dane z Narodowego Funduszu Zdrowia z 2017 r. oraz informacje od lekarzy. Wnioski z tych analiz zawarli w raporcie. Powstał on na zlecenie międzynarodowej inicjatywy All.Can Polska. Wynika z niego, że szybka diagnoza nowotworu jest fikcją, dlatego pilnie potrzebne nam są wytyczne i koordynacja opieki nad pacjentem, by poprawić ten proces.
Ekonomicznie zmuszą szpitale, by operowały zaćmę w trybie jednodniowym - czytaj tutaj>>
Krytyczny czas: 1316 dni czekania na diagnozę
Z analiz wynika, że w przypadku raka jajnika, najdłuższy, krytyczny czas diagnozowania jednej pacjentki zajął aż 1316 dni, najkrótszy czas, w którym postawiono diagnozę, wyniósł 516 dni.
Czas oczekiwania na diagnozę jest tak długi, bo pacjentka musi zgłosić się na wiele wizyt. Raport pokazał, że zdarza się, że zanim u kobiety zostanie zdiagnozowany rak jajnika odbywa: pięć wizyt u lekarza rodzinnego, odwiedza genetyka i ma dwie wizyty u specjalistów: gastrologa i onkologa.
– Raport pokazał, że każdy specjalista zleca swój komplet badań - podkreśla Szymon Chrostowski, przewodniczący grupy sterującej w ramach międzynarodowego projektu All.Can Polska. - Pacjentka czeka na kolejne wizyty, a później na wyniki badań. Zdarza się, że te badania się dublują, bo każdy specjalista zleca je osobno. Nie ma koordynacji. Właśnie w ten sposób tracimy cenny czas. Dlatego wielką korzyścią dla systemu opieki zdrowotnej byłoby wprowadzenie podejścia procesowego - podkreśla ekspert.
Raport podaje, że jeśli pacjentka z niepokojącymi objawami trafi do ginekologa, wcale diagnoza nie jest stawiana wcześniej. Ten specjalista też ją wysyła na kolejne badania do laboratorium, później z nimi pacjentka wraca i czeka na kolejne wizyty. Bywa, że pojawia się u ginekologa nawet cztery razy, a przy okazji staje jeszcze w kolejce do genetyka, gastrologa i często dopiero na końcu trafia do onkologa.
Beata Ambroziewicz, członek zarządu Polskiej Koalicji Pacjentów Onkologicznych podkreśla, że czas, w którym stawiana jest diagnoza ma wpływ na to, w którym stadium pacjent trafi do szpitala i rozpocznie leczenie. Im później, tym rokowania są gorsze, a terapia droższa. Ten czas decyduje także o tym, czy pacjent po leczeniu onkologicznym będzie w stanie wrócić do pracy. - Przez wydłużony czas diagnozowania część pacjentów może nie dożyć leczenia. Skracając tę ścieżkę możemy poprawić rokowania – podkreśla Ambroziewicz.
A Szymon Chrostowski przypomina, że koszty kobiecych nowotworów takich jak: rak jajnika, szyjki macicy, rak piersi to 3 mld 200 mln w NFZ (diagnostyka i leczenie), natomiast wydatki z tego powodu na absencje w pracy, renty i rehabilitację to ponad 20 miliardów zł.
Mała dawka tomografii ma pomóc szybciej wychwycić raka płuca - czytaj tutaj>>
Cena promocyjna: 207.21 zł
Cena regularna: 259 zł
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: zł
Pacjent z rakiem płuca też krąży
W przypadku raka płuca najdłuższy czas, który minął od czasu, gdy pacjent zgłosił się do lekarza rodzinnego do diagnozy to 783 dni, a najkrócej - 115 dni.
Diagnostyka w przypadku tego nowotworu też się wydłuża przez to, że chory odbywa nawet cztery wizyty u lekarza - dwie wizyty w POZ, u onkologa, pulmonologa i torakochirurga. I dostaje skierowania na wiele różnych badań.
Jak przyśpieszyć diagnozę
Autorzy raportu podają sposób na optymalizację ścieżki pacjenta, czyli przyśpieszenie diagnozy. Podkreślają, że by to zrobić trzeba zmniejszyć do minimum liczbę wizyt u lekarzy specjalistów przy zachowaniu pełnego zakresu badań. Taki optymalny model opieki powinien zakładać, że pacjentka ma dwie wizyty u lekarza POZ lub ginekologa, w zależności, do którego jest się w stanie szybciej dostać i to oni zlecają komplet badań np.: krwi i moczu, ale także rtg klatki piersiowej, onko-markery jajnika, USG jamy brzusznej i macicy oraz tomografię komputerową jamy brzusznej i macicy.
Gdy pacjentka ma komplet badań, wtedy odbywałoby się konsylium lekarskie, w którym w przypadku raka jajnika braliby udział: lekarz POZ, ginekolog, gastrolog i onkolog. Dzięki temu chory nie krążyłby od gabinetu do gabinetu.
W przypadku raka płuca, optymalizacja zakłada, że pacjent zgłasza się do lekarza POZ, a ten na pierwszej wizycie, jeśli są wskazania, kieruje go na wszystkie niezbędne badania. - By skrócić czas diagnozowania nowotworu w Polsce, trzeba zmienić wytyczne dla lekarzy dotyczące kierowania pacjenta z podejrzeniem raka. Najlepiej skumulować do jednego czasu wykonywanie wszystkich koniecznych do diagnozy badań – podkreśla Chrostowski.
Karta DiLO dla każdego
Każdy pacjent, u którego jest podejrzenie nowotworu, powinien mieć zakładaną kartę diagnostyki i leczenia onkologicznego, tzw. DiLO. Ona sprawia, że chory wchodzi na szybszą ścieżkę diagnostyczną. Zgodnie z założeniami pakietu onkologicznego, czas na wykonanie wstępnej diagnostyki (służy potwierdzeniu lub wykluczeniu nowotworu) nie powinien przekroczyć 28 dni, a diagnostyka pogłębiona (ma na celu określenie typu wykrytego nowotworu, stopnia zaawansowania, oraz liczby i miejsc ewentualnych przerzutów) – powinna się skończyć do 21 dni.
- Problem polega na tym, że teraz aż 30 proc. pacjentów, którzy później mieli wykryty nowotwór, nie ma zakładanej takiej karty – mówi Chrostowski. - Lekarze rodzinni wystawiają je niechętnie. Zbadaliśmy w ankiecie, dlaczego nie chcą jej wystawić i okazało się, że nie mają komputera, by wejść do systemu albo nie chce im się przechodzić przez wszystkie biurokratyczne procedury - dodaje.
Jest taniej dla NFZ i lepiej dla pacjenta
Autorzy raportu podają, że optymalna ścieżka jest tańsza dla Narodowego Funduszu Zdrowia od 6 do 8 proc. Oszacowali, że straty w PKB tylko w przypadku diagnozowania raka jajnika w 2017 r. wyniosły ponad 200 mln zł. Na ten wynik składają się absencje w gospodarce osób chorych na ten nowotwór, którzy nie pracowali z powodu choroby.
Szymon Chrostowski wyjaśnia, że w założeniach do krajowej sieci onkologicznej, której pilotaż właśnie się toczy, są opisane takie szybkie ścieżki diagnostyczne.
Sieć onkologiczna na razie w dwóch województwach - czytaj tutaj>>
- Jednak to rozporządzenie nie jest dla nikogo wiążące, a nowy model opieki testowany jest na razie tylko w dwóch województwach, a zmiany w diagnozowaniu raka potrzebujemy pilnie w całej Polsce – mówi Chrostowski. – Raport nie pozostawia złudzeń - by poprawić wyniki leczenia w Polsce, w pierwszym rzędzie należy skoncentrować się na tym, by poprawić diagnostykę jako procesu decydującego o powodzeniu leczenia.
Postępowanie z zieloną kartą onkologiczną (DILO) i jej obieg - czytaj tutaj>>
Pacjenci muszą walczyć o wydanie karty
Dr Janusz Meder, prezes Polskiej Unii Onkologii podkreśla, że mamy już w systemie narzędzie, które przyśpiesza diagnozę. Jest nim właśnie zielona karta DiLO, jednak jak podkreśla lekarz, nie jest ona wystawiana każdemu pacjentowi, u którego zachodzi podejrzenie nowotworu złośliwego. - Żeby poprawić diagnostykę chorób onkologicznych, musimy lepiej wykorzystywać potencjał zielonej karty, która ściśle określa czas, w którym ma być zrobiona diagnoza wstępna i pogłębiona oraz zwołanie konsylium – mówi dr Meder. - Choć lekarze rodzinni i specjaliści mają obowiązek ją wystawiać, gdy zachodzi podejrzenie nowotworu, to nie zawsze to robią z przyczyn biurokratycznych. To dlatego zdarza się, że pacjent słyszy, że ma objawy wskazujące na raka, ale lekarz mu katy nie chce wystawić.
Dr Meder namawia pacjentów, by upominali się o wystawienie takiej karty, gdy mają niepokojące objawy. – Jeśli lekarz nie chce wystawić zielonej karty i odsyła do innego specjalisty lub ośrodka, pacjent nie powinien dać się zbyć. Jeśli, mimo to nie otrzyma takiej karty, powinien zgłosić to do rzecznika praw pacjenta, by ten interweniował – mówi dr Meder.
Zasada dwóch, trzech tygodni
Inna ważna sprawa to fakt, że lekarze rodzinni i inni specjaliści nie zawsze zachowują czujność onkologiczną i gdy objawy choroby nie są specyficzne, nie kojarzą ich z chorobą nowotworową. - Gdy szkolimy lekarzy, to podkreślamy, że jest złota zasada dwóch, trzech tygodni – podkreśla lekarz. - Jeśli leczenie przeciwzapalne, przeciwgorączkowe czy podany jeden antybiotyk, nie poprawiają stanu zdrowia w ciągu dwóch, trzech tygodni, to lekarzowi powinna włączyć się lampka, że w takim przypadku należy wykluczyć nowotwór – mówi dr Meder. - Gdyby stosowano się do tej zasady, wtedy na pewno dużo szybciej diagnozowalibyśmy raka.
Źródło: Raport dla All.Can Polska, „Analiza i ocena czasu oraz cen (według cennika świadczeń NFZ) procesów diagnostyki i leczenia raka jajnika oraz raka płuca przed i po optymalizacji”, Prof. dr hab. Ewa Okoń-Horodyńska , dr inż. Tomasz Sierotowicz, INNOVO, 2019
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu. Dostęp do treści dokumentów w programie LEX jest zależny od posiadanych licencji.