- Uczę na uniwersytecie od 20 lat, spotkałem się z bardzo różnymi sytuacjami. Grożono mi, na zajęcia przychodziły osoby jeśli nie pijane, to na pewno skacowane. Takie, które permanentnie przeszkadzały. Zawsze sobie z tym radziłem. Przestałem, kiedy spotkałem się z osobą z oczywistą dysfunkcją psychiczną. Mimo całej mojej wcześniejszej wiedzy. Nikt mi nie powiedział, jak mam się zachować. Nikt nie uprzedził, bo oczywiście nie ma takiej możliwości. I z tego braku możliwości bierze się zresztą największe nieszczęście ludzi chorych. To, że są traktowani na uniwersytetach całkowicie normalnie - podkreśla profesor w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".
Podkreśla przy tym, że uczelniom brakuje narzędzi, by pomóc studentom, którzy mają problemy psychiczne.
- Jedną z moich intencji było wskazanie, że ktoś wpadł na absurdalny pomysł zrównania niepełnosprawności fizycznej i psychicznej. Dlaczego ustawa o szkolnictwie wyższym ich nie rozróżnia? Niepełnosprawni fizycznie mają swoich asystentów. Teraz sobie wyobraźmy, że podobnego asystenta, terapeutę, ma osoba chora psychicznie. - tłumaczy. Więcej>>
Źródło: "Gazeta Wyborcza", stan z dnia 13 lutego 2017 r.