Zgodnie z opublikowanym w czwartek raportem College Board, ponad 100-letniej organizacji non profit, która zajmuje się promocją studiów wyższych, studenci i ich rodzice pożyczyli na naukę w roku akademickim 2013/2014 106 mld dolarów od rządu federalnego lub z innych źródeł. To prawie 8 proc. mniej niż w ubiegłym roku. Spadek ma jednak głównie związek z mniejszą liczbą studentów zwłaszcza na uczelniach nastawionych na zysk.
Spośród wszystkich studentów, którzy otrzymali w ubiegłym roku stopień licencjata (z ang. bachelor's degree), dług miało ponad 60 proc. - przeciętnie w wysokości 27,3 tys. dolarów, czyli niemal tyle samo co rok wcześniej.
Przeczytaj także: Spada liczba Polaków studiujących w USA >>>
Raport College Board stwierdza ponadto, że przeciętne czesne za rok nauki w czteroletnim publicznym college'u czy amerykańskim uniwersytecie wynosiło tej jesieni średnio 9,1 tys. dolarów. To wzrost o 1 proc. ponad inflację w porównaniu z rokiem poprzednim. W prywatnych uczelniach czesne i różne opłaty za naukę wyniosły w tym roku średnio 31,2 tys. dolarów, o 1,6 proc. więcej niż rok temu. To też niewielki wzrost, wziąwszy pod uwagę, że jeszcze cztery-pięć lat temu koszty nauki rosły co roku nawet o 6 proc.
Zdaniem ekspertów tak niewielkie wzrosty to po części efekt ogromnej politycznej presji, by ograniczyć rosnące od dekady koszty nauki. Dlatego część stanowych uniwersytetów zdecydowała się ostatnio na zamrożenie wysokości czesnego i przyznawanie rodzinom różnych upustów.
Przeczytaj także: Uczelnie z Rzeszowa i Olsztyna organizują najlepsze juwenalia w Polsce >>>
Biały Dom szacował niedawno, że w ciągu ostatnich trzech dekad średnie czesne w publicznym amerykańskim college'u wzrosło trzykrotnie, podczas gdy realne zarobki klasy średniej wzrosły w tym czasie tylko nieznacznie. Dlatego coraz więcej amerykańskich rodzin zmuszonych jest do zaciągnięcia kredytu na naukę. Wkraczając w dorosłe życie, wielu absolwentów ma problemy, by je spłacić, zwłaszcza że sytuacja na rynku pracy wciąż nie uzdrowiła się po kryzysie z lat 2007-2008.
Także szefowa Rezerwy Federalnej Janet Yellen alarmowała w październiku w sprawie rosnących kosztów nauki w USA. Przeprowadzane na zamówienie Fed badanie (Survey of Consumer Finance) wskazało, że większość studentów i ich rodzin ma problem, by pokryć koszty nauki w college'u. "Koszty nauki rosną znacznie szybciej niż dochody większości gospodarstw domowych i stają się ogromnym ciężarem zwłaszcza dla rodzin o najniższych dochodach" - powiedziała Yellen.
Jak wskazała, "rosnące koszty nauki w połączeniu z rosnącą liczbą studentów i ostatnimi trendami w dochodach i bogactwie Amerykanów, doprowadziły do dramatycznego wzrostu zadłużenia". Według Fed zadłużenie wynikające z kredytów studenckich wzrosło z 260 mld w 2004 roku do 1,1 bln w tym roku.
Przeczytaj także: Uczelnie z Białegostoku i Katowic rozpoczęły współpracę z uniwersytetem Cambridge >>>
Ten wzrost wynika w sporej mierze ze zmian demograficznych. Między 2000 a 2010 rokiem populacja ludzi w wieku 18-24 lata wzrosła o 13 proc. Jednocześnie coraz więcej młodych decyduje się na studia wyższe, w tym w płatnych, nastawionych na zysk uczelniach, do których bardzo łatwo się dostać.
By pomóc niektórym absolwentom prezydent Barack Obama ogłosił latem dekret, który przewiduje, że spłacając kredyt będą płacić co miesiąc nie więcej niż 10 proc. swych dochodów. Ale to dotyczy tylko tych studentów, którzy zaciągnęli pożyczki z federalnego funduszu na naukę (a już nie z prywatnych banków). Jako przykład absolwenta, który skorzysta, Biały Dom wskazał Andy'ego MacCrackena, który otrzymał licencjat w 2011 roku. Jak opowiadał, jego dług za naukę sięgał wówczas 27 tys. dolarów. Ale Andy kontynuował naukę na dwuletnich studiach magisterskich i jego dług wzrósł jeszcze o 48 tys. dolarów. Obecnie winien jest więc 75 tys. dolarów. Gdyby nie został objęty dekretem prezydenckim, płaciłby od listopada 837 dolarów miesięcznie; teraz spłaca nieco ponad 200 dolarów.
Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP) icz/ ksaj/ ro/