Podczas marszu studentów przez główną ulice chilijskiej stolicy doszło do gwałtownych starć z policją, która użyła armatek wodnych i gazu łzawiącego. Demonstranci podpalili trzy autobusy i plądrowali sklepy.
Bezpośrednim powodem rozruchów jest brak pozwolenia na zorganizowanie studenckiej demonstracji. Zebrała się ona jednak bez pozwolenia i próbowała przejść przez miasto. Podczas tego przemarszu doszło do aktów wandalizmu i policja użyła siły. Zarówno organizacje studenckie, jak i rząd wzajemnie oskarżają się o sprowokowanie zamieszek.
Studenci chcą większego udziału państwa w finansowaniu szkolnictwa wyższego. Opłaty za studia zostały wprowadzone jeszcze podczas dyktatury Augusto Pinocheta i to one spychają na barki studentów ciężar utrzymania edukacji wyższej. Studenci uważają, że studia podobnie jak w państwach europejskich powinny być za darmo i szeroko dostępne. Koszty nauki na uczelniach wyższych, co frustruje studentów. Większość z nich zaciąga dość wysokie kredyty i obawiają się, że dyplom nie pozwoli im znaleźć pracy, która umożliwiłaby ich spłacenie.
Studenckie protesty wybuchły już w ubiegłym roku. Rząd zaproponował wprowadzenie tańszych kredytów gwarantowanych przez państwo. Nie rozwiązuje to jednak problemu – ciężar utrzymania uczelni wyższych nadal na nich spoczywa. Państwo nie chce dofinansować ich działalności.
Więcej na stronie
Chile: studenci na ulicach walczą o darmowe studia
W centrum Santiago de Chile doszło do stać pomiędzy studentami i policją. Zostało zatrzymanych kilkudziesięciu studentów i blisko pięćdziesięciu policjantów zostało rannych. Studenci chcą wprowadzenia darmowego szkolnictwa wyższego.