Rano do pracy nie mogli wejść pracownicy administracji, w tym ci, którzy przygotowują egzaminy państwowe na wydziałach prawa i filologii słowiańskich oraz egzaminy doktoranckie. Studenci nie mogli dotrzeć do kasy, by odebrać stypendia. Kasjerów również nie było. Nie można również wejść do biblioteki. Drzwi budynku są zablokowane grubymi łańcuchami, zamkniętymi na kłódki.
Do budynku, w którym znajduje się gabinet rektora i administracja uczelni, dostęp mają wyłącznie studenci i wykładowcy, którzy deklarują poparcie dla okupacji.
Okupujący wpuścili rektora i jego zastępców na negocjacje z przedstawicielami protestujących, ale rozmowy okazały się bezowocne.
W oświadczeniu, w którym ogłosili pełną blokadę uczelni, studenci podkreślili, że podstawą zaostrzenia ich działań było duże poparcie niedzielnego marszu antyrządowego oraz badania socjologiczne. Według organizatorów w marszu uczestniczyło ponad 15 tys. osób, według MSW - 4 tys. Badania agencji Alpha Research z minionego tygodnia wskazują, że 60 proc. społeczeństwa popiera studencką akcję.
W niedzielę kilka tysięcy demonstrantów, w większości studentów, przeszło ulicami Sofii w "pochodzie o sprawiedliwość". Domagali się natychmiastowej dymisji rządu, rozpisania wyborów i przywrócenia moralności w polityce.
Do maszerujących studentów dołączyli uczestnicy codziennych, trwających od prawie pięciu miesięcy antyrządowych protestów, spowodowanych mianowaniem kontrowersyjnego biznesmena, magnata medialnego Deliana Peewskiego na szefa agencji bezpieczeństwa narodowego. Choć Peewskiego odwołano, protesty nie ustają; ich uczestnicy teraz domagają się ustąpienia rządu.
Według organizatorów akcji gmach uniwersytetu okupuje około 200 studentów.