Podczas spotkania ws. "Dlaczego polskie szkolnictwo wyższe nie zdaje egzaminu?” dyskutowano na temat przygotowania absolwentów do potrzeb rynku pracy. Zaprezentowano także raport: "Polskie szkolnictwo wyższe a potrzeby rynku pracy" przygotowany w ramach projektu "Think Paga! Akademia Analiz i Mediów" Fundacji im. Lesława A. Pagi.

"W ciągu ostatnich 25 lat liczba studentów w Polsce zwiększyła się ponad czterokrotnie. Jednak struktura kierunków, na których studiują młodzi Polacy nie jest dopasowana do potrzeb rynku pracy. Już teraz szacuje się, że brakuje około 50 tys. informatyków, a z kolei mamy nadmiar absolwentów innych kierunków w szczególności filologii czy politologii" - powiedział we wtorek jeden z autorów raportu, Aleksander Olechnowicz.

Przypomniał, że w ciągu ostatnich 10 lat liczba osób bezrobotnych z wykształceniem wyższym wzrosła o ponad 70 proc. - ze 150 tys. do 260 tys., podczas gdy liczba wszystkich bezrobotnych spadła o około 30 proc. "To pokazuje, że rzeczywiście sam dyplom uczelni wyższej nie pozwala automatycznie znaleźć pracy" - mówił Olechnowicz.

Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele, ale na szczególną uwagę zasługuje obecny system publicznego finansowania uczelni w Polsce. Opiera się on na tzw. dotacji podstawowej, wyliczanej na podstawie tzw. stałej przeniesienia (kwoty, którą uczelnia otrzymała w zeszłym roku) oraz innych parametrów, które nie odzwierciedlają rzeczywistych potrzeb wydatkowych uczelni. Nie jest brane pod uwagę ani zróżnicowanie kosztów utrzymania i płac w różnych miastach, ani udział kosztów stałych i zmiennych w utrzymaniu uczelni, ani wreszcie jakość nauczania na danej uczelni. Obecnie obowiązujący algorytm finansowania uczelni publicznych nie premiuje w wystarczającym stopniu wiodących jednostek za efekty nauczania. Nie uwzględnia również potrzeb gospodarki i rynku pracy, znajdującego się pod coraz większą presją niżu demograficznego. Jednocześnie uczelnie racjonalnie rozwijające działalność nie otrzymują ekwiwalentu w formie odpowiednio wyższej dotacji.

Z cytowanego w raporcie badania przeprowadzonego w 2014 roku przez Gumtree wynika, że według około 20 proc. absolwentów szkół wyższych między 27. a 30. rokiem życia dyplom ukończenia studiów wyższych całkowicie nie przydał się im na rynku pracy. Kolejne 30 proc. uważa, że raczej im się on nie przydał. Według autorów raportu "Polskie szkolnictwo wyższe a potrzeby rynku pracy", tylko w ostatnim roku niedopasowanie struktury studiów do potrzeb rynku pracy oznaczało stratę dla gospodarki w wysokości 12 mld zł.

Zdaniem uczestników wtorkowego spotkania studentom brakuje umiejętności miękkich, co często utrudnia znalezienie zatrudnienia. "Studenci są wyposażeni w wiedzę, natomiast bardzo trudno idzie im poszukiwanie informacji, praca w grupie, komunikatywność. Dlatego zwracamy uwagę nie tylko na wyniki studenta na jego kierunku studiów, ale też na udział w kołach naukowych, organizacjach studenckich, bo to dużo mówi o studentach. To wtedy nabierają nowych kompetencji" - podkreślił Marek Kozłowski z Wydziału Rekrutacji w PKP S.A.

"Absolwentowi często brakuje w CV czegoś, co go wyróżnia. Najgorszą krzywdę, którą może sobie zrobić student, to pójść na masowy kierunek studiów, nie próbować wejść na rynek pracy, nie angażować się w działalność kół naukowych, nie budować swojej sieci kontaktów, ale ograniczyć się tylko i wyłącznie do chodzenia na zajęcia. To harakiri, które powoduje, że absolwent może mieć problemy na rynku pracy" - mówił Rzecznik Praw Absolwenta, Bartłomiej Banaszak.

Zwrócił przy tym uwagę, że resort nauki w miejsce Programu Kierunków Zamawianych wprowadził Program Rozwoju Kompetencji, dzięki któremu studenci mają zdobywać właśnie kompetencje miękkie, takie jak współpraca w grupie, komunikowanie się, czy innowacyjne myślenie. Jego zdaniem wciąż za mały jest na uczelniach nacisk na kształcenie praktyczne, praktyki i staże.

Dyrektor Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN, dr hab. Cezary Wójcik podkreślił, że źródłem problemu jest także jakość selekcji kadr na polskich uczelniach, co powoduje, że duża część wykładów na uczelniach jest "stratą czasu". "Ta selekcja przez wiele lat była bardzo zła. Nie liczyło się to, gdzie publikuje, nie liczyło się, czy ktoś dobrze uczy, czy źle uczy, czy ktoś źle zarządza" - ocenił Wójcik.

Jego zdaniem pozytywne skutki przyniosła reforma nauki z 2010 roku, która wprowadziła kryteria oceny naukowców prowadzących badania naukowe. "W uczelniach wyższych coraz częściej chwali i promuje się ludzi z publikacjami, cytowaniami w dobrych pismach. Ta reforma będzie miała pozytywne skutki też dla jakości kształcenia, bo często naukowcy robiący dobre badania, są też bardzo dobrymi dydaktykami" - mówił dr hab. Wójcik.

Według autorów raportu potrzebne są zmiany w sposobie przyznawania dotacji budżetowej dla uczelni na działalność dydaktyczną. W znacznej mierze opiera się ona na tzw. stałej przeniesienia, czyli na tym, co uczelnia otrzymała w ubiegłym roku. Zdaniem autorów raportu zniesienie stałej przeniesienia przyczyniłoby się do podniesienia jakości kształcenia. "Taką reformę wprowadzono już w segmencie badawczym, warto skorzystać z tych dokonań i przenieść je na poziom dydaktyczny. Tam też stała przeniesienia będzie obniżana w ciągu następnych lat aż w końcu zostanie zredukowana do zera. Proponujemy dokładnie coś podobnego" - mówił jeden z autorów raportu Karol Serena.

Wydatki na szkolnictwo wyższe są dla państwa inwestycją. Wprowadzenie rozwiązań proefektywnościowych zmotywowałoby uczelnie do lepszego przygotowywania studentów do potrzeb rynku pracy poprzez m.in. inwestowanie w jakość kształcenia specjalistów potrzebnych gospodarce. W polskim szkolnictwie wyższym już teraz jest wiele pomysłów, jak kształcić na potrzeby nowoczesnej gospodarki, jednak brakuje bodźców finansowych, aby ten cel osiągnąć.
(wr/pap)

RAPORT>>>