Poza wydatkami na podręczniki i pomoce naukowe należy wziąć pod uwagę koszty wynajęcia mieszkania lub akademika oraz pieniądze na życie. Wielu studentów decyduje się więc na dorywczą pracę lub studia zaoczne, które można połączyć z pracą w pełnym wymiarze godzin. Innym rozwiązaniem są nisko oprocentowane kredyty studenckie.

Wysokość kosztów studiowania zależy przede wszystkim od miasta, do którego przeprowadza się przyszły student. Najdrożej jest w Warszawie, gdzie wynajem pokoju może wynosić miesięcznie nawet do 1 tys. zł za osobę. Osoby bardziej zamożne decydują się często nawet na wynajem całego mieszkania. 
 
 
– Wszystko zależy od tego, czy wynajmujemy pokój jednoosobowy, czy dzielimy go z kimś innym. Jeśli chcielibyśmy liczyć na trochę większy komfort i wynająć sobie kawalerkę, to już musimy się liczyć z wydatkiem rzędu 1,3–1,5 tys. zł miesięcznie. Jeśli dodamy do tego koszt utrzymania na studiach, to może się okazać, że uzbiera się blisko 3 tys. zł – mówi agencji informacyjnej Newseria Michał Sadrak, analityk z Open Finance. 
 
Alternatywą dla mieszkania jest akademik, który jest znacznie tańszy. Mimo że pokój w akademiku zwykle oznacza mniejszy komfort niż w mieszkaniu, wielu studentów wybiera tę formę mieszkania ze względu na możliwość integracji z innymi studentami oraz niższe koszty. Pokój w akademiku kosztuje około 400 zł miesięcznie. 
 
 
Z pewnością łatwiej będzie utrzymać się na studiach osobom, które zdecydują się na studia zaoczne i pracę w pełnym wymiarze godzin. Dobre uczelnie dysponują atrakcyjną ofertą studiów zaocznych, które zapewniają absolwentom solidny start w życie zawodowe.
 
– To szybsze wejście w dorosłość. Nie musimy przez pięć lat liczyć na pieniądze od rodziców, ale jesteśmy w stanie dużo wcześniej zacząć samodzielnie funkcjonować. Oczywiście zauważą to też pracodawcy, którzy cenią sobie nie tylko osoby, które ukończyły 2-3 kierunki, lecz przede wszystkim takie, które już na studiach zaczęły pracować i są znacznie bardziej samodzielne na rynku pracy – ocenia Sadrak. 
 
Wiele osób znajdujących się w trudnej sytuacji finansowej decyduje się również na wzięcie kredytu studenckiego. Z zebranych przez banki danych wynika, że w ciągu jedenastu lat funkcjonowania systemu kredytów studenckich z tego rodzaju wsparcia skorzystało ponad 316 tysięcy studentów. 
 
 
– To najtańszy kredyt na rynku, jego oprocentowanie wynosi mniej niż 1,4 proc. Żaden inny kredyt na rynku nie jest tak nisko oprocentowany. Mówimy tutaj o kwocie rzędu 600 zł każdego miesiąca przez cały semestr, czyli przez 10 miesięcy w roku jesteśmy w stanie otrzymywać transze po 600 zł – tłumaczy Sadrak. 
 
Warto zaznaczyć, że kredyt studencki nie jest rozwiązaniem dla każdego, ponieważ przy rozpatrywaniu wniosku uwzględnia się wysokość dochodów w rodzinie. W ubiegłym roku górną granicą była kwota 2,3 tys. zł na osobę w rodzinie. Żeby uzyskać kredyt studencki, należy do połowy listopada zgłosić się do jednego z czterech banków, które oferują tego typu kredyty. 
 
– Zaletą takiego kredytu jest to, że jest to pewna motywacja do nauki, ponieważ okazuje się, że garstka najlepszych studentów na koniec może liczyć na umorzenie części długu. Jeśli zaciągniemy dług na początku studiów, spłatę zaczynamy dopiero dwa lata po studiach i spłacamy go dwa razy dłużej niż pobieraliśmy – tłumaczy Sadrak. 
 
 
Jeżeli pożyczka będzie pobierana przez studenta przez całe studia II stopnia, przez dwa lata otrzyma on w tym przypadku 12 tys. zł. Pobierany przez 20 miesięcy kredyt będzie spłacany przez 40 kolejnych miesięcy. To niewielkie obciążenie dla budżetu, nawet w przypadku osoby, która dopiero po ukończeniu studiów rozpoczyna karierę zawodową.
Źródło: Newseria.pl