Na początku października w serwisie Onet.pl ukazał się bardzo ciekawy artykuł Piotra Kozaneckiego pt. "Wojna o polskie miasta". Artykuł w znacznej części dotyczy relacji władz lokalnych z mieszkańcami i organizacjami społecznymi. Teza tego artykułu jest daleko idąca i kontrowersyjna: "w Polsce coraz bardziej rozjeżdżają się decyzje miejskich władz z potrzebami mieszkańców. (...) potrzeby najzwyklejszych użytkowników miasta są spychane na dalszy plan (...). Wahadło jest wychylone bardzo mocno w jedną stronę i trwa to od tak dawna, że wydaje nam się już naturalne. Ale to się od kilku lat zmienia. Wojna o polskie miasta już wybuchła, tylko walki na razie toczą się o pojedyncze przyczółki. Otwarcie szerokiego frontu dopiero nadchodzi".
Czy w Polsce trwa wojna władzy z mieszkańcami? Czy władze działają przeciwko mieszkańcom? Czy mieszkańcy muszą walczyć z władzami, żeby te cokolwiek dla nich zrobiły?
Inwestycje miejskie
Artykuł zawiera wiele mocnych, zgeneralizowanych stwierdzeń, w tym krytykujące inwestycje miejskie np. za jednorodność (budowa ulic - miejskich autostrad), bylejakość (remont reprezentacyjnych placów zawsze w tym samym niskiej jakości stylu) i gigantomanię (budowa hal sportowych i stadionów). Czy jednak te inwestycje wynikały z tego, że władze lokalne chciały zrobić na złość swoim obywatelom? Że mieszkańcy nie chcieli tego typu inwestycji?
Społeczne narzekania na braki infrastrukturalne i oczekiwanie gwałtownej poprawy tego stanu są powszechne. Od kilkunastu lat ma miejsce niekontrolowany, nadmierny boom motoryzacyjny, a więc nadzieje co do rozwoju infrastruktury drogowej są olbrzymie. Zatem - mimo kilometrów nowych i wyremontowanych dróg i ulic - nadal masowe są narzekania na korki i niewystarczającą infrastrukturę. Czy więc tego typu inwestycje były wbrew woli mieszkańców?
Wątpię - były z nimi zgodne. Jeśli zagłębimy się w szczegóły, to oczywiście znajdziemy mnóstwo błędów i niedociągnięć. Można wymieniać przykłady ulic niedostosowanych do potrzeb, których budowa zniszczyła całe osiedla i dzielnice. Wbrew pozorom odcięła je od pozostałej części miasta zamiast przybliżyć oraz spowodowała społeczne wykluczenie mieszkańców. Miejskie autostrady się nie sprawdziły. Szkoda, że te błędy - które na zachodzie zostały zdiagnozowane i obecnie są naprawiane - nie nauczyły naszych włodarzy innego myślenia o przestrzeni publicznej. Niemniej, nie można powiedzieć, że te inwestycje powstały przeciwko ogółowi mieszkańców czy wbrew ich woli.
Podobnie z remontami placów, rynków i innych centralnych punktów miast. Czy oczekiwaniem społeczeństwa, i to nie tylko samych mieszkańców, jest widok miasta zaniedbanego, sypiącego się i zwyczajnie brzydkiego, czy też nowego, wyremontowanego, z reprezentacyjnym rynkiem czy deptakiem? Odpowiedź nasuwa się sama. Nie zmienia to jednocześnie faktu, że jakość wykonania często pozostawia jednak wiele do życzenia.
W przypadku pozostałych inwestycji jest różnie. Byli i są nadal przeciwnicy hal sportowych i stadionów, ale jednocześnie mamy wysokie oczekiwania co do sukcesów naszych sportowców - a odpowiednia infrastruktura jest jednym z elementów budowania tego sukcesu. Dotyczy to także np. muzeów czy teatrów. Czy należy tworzyć przyjazne szerokim gronom ludzi skwery i parki także kosztem instytucji kulturalnych? Tak jak z hal i stadionów, będzie z nich przecież korzystać znacznie mniej osób, ale czy to znaczy że są zbędne? Żyjemy w społeczeństwie, które słabo korzysta z dóbr kulturalnych, więc należy inwestować także na tym polu.
@page_break@
Rozwój miast
Czy "żyjemy w najbrzydszym kraju w Europie"? Zdecydowanie nie! Jeśli chodzi o wygląd miast - na pewno daleko nam do ideału. Ale są miejsca zdecydowanie bardziej szpetne i daleko nie trzeba ich szukać. Całe szczęście nasz kraj ominęła rewolucja podobna do tej, która miała miejsce w Rumunii z czasów dyktatora Nicolae Ceaușescu. Zniszczono wówczas np. zabytkowe, historyczne centrum Bukaresztu, aby w tym miejscu postawić typowo socjalistyczną, nowomiejską zabudowę.
Czy planowanie przestrzenne jest gwarancją sukcesu? Zdaje się, że nie. Nawet w miastach, które zadbały o planowanie swojej przestrzeni (jak np. Gdańsk, gdzie ok. 2/3 miasta jest objęte planami) miał miejsce ten sam proces niekontrolowanego rozrostu przedmieść, gdzie infrastruktura techniczna i społeczna nie nadąża za inwestycjami mieszkaniowymi. Planowanie przestrzeni więc nie pomogło - nie tylko tu tkwi bowiem problem, przyczyn było znacznie więcej. I znów wracamy do społeczeństw zachodnich, które ten etap rozwoju mają już za sobą - nie nauczyliśmy się na ich błędach, ale teraz coraz silniejsze są tendencje do ich naprawiania. Są to tendencje oddolne i to mieszkańcy wymuszają na władzach lokalnych zmianę w sposobie myślenia i zmiany w polityce przestrzennej, aby miasta znów stały się przestrzeniami dla ludzi, a nie wyłącznie dla przemieszczających się samochodami.
Rola mieszkańców i ich organizacji
Dochodzimy więc do pytania czy mieszkańcy mają wpływ na bieżące działania władz lokalnych? Jaka jest rola społeczeństw lokalnych i organizacji społecznych tworzonych przez mieszkańców? Należy się zgodzić z autorem artykułu, że ich oczekiwania co do bezpośredniego wpływu na rozwój miast są coraz większe, mają coraz więcej do powiedzenia a ich głos jest coraz bardziej donośny i władze samorządowe nie mogą tego ignorować. Widać to nie tylko w dużych miastach. Cały ten ruch spełnia bardzo poważną rolę i ma szansę dalej intensywnie rosnąć. Jego wyrazem są też istniejące i rozwijające się w wielu miastach ruchy promujące organizowanie się i działanie jednostek pomocniczych - dzielnic i osiedli.
Kto w tym ruchu uczestniczy? Przede wszystkim społecznicy, osoby z misją zmian w swoim najbliższym otoczeniu, pasjonaci i hobbyści - słowem "zwykli mieszkańcy". Ich rolą jest wskazywanie włodarzom pożądanych kierunków rozwoju przede wszystkim konkretnych grup mieszkańców (seniorów, dzieci i młodzieży, rowerzystów, miłośników historii miasta itd.) bądź fragmentów miasta (dzielnic, osiedli). Ważnym celem ich działalności jest również "patrzenie na ręce" lokalnym władzom - sprawdzanie stopnia i jakości realizacji obietnic, weryfikowanie prowadzonych działań i podejmowanych inwestycji oraz ich krytyka. W ten sposób władze lokalne mogą poczuć siłę oczekiwań społecznych.
Lokalni aktywiści mają więc wpływ nie tylko na to jakie działania i inwestycje będą prowadzone, ale i na ich jakość. Jeżeli miasto buduje nową ulicę - to ze ścieżką rowerową, i to zbudowaną tak, żeby piesi, rowerzyści i kierowcy możliwie mało ze sobą kolidowali. Jeżeli remontuje park - to ze stylowymi latarniami i meblami miejskimi (ławkami, koszami na śmieci itp.), aby wyglądał atrakcyjnie. A jeśli remontuje główny plac miasta - to tak, aby dostęp do niego mieli przede wszystkim piesi, w tym także niepełnosprawni. Mogą wskazać gdzie jest potrzebny plac zabaw dla dzieci, gdzie żłobek lub przedszkole, albo basen czy biblioteka. A następnie mogą skutecznie wpływać na władze aby te pomysły realizowały. Przykłady takich działań można mnożyć.
W zakresie planowania rozwoju miasta i miejskich przestrzeni lokalni społecznicy powinni upowszechniać informacje i zachęcać obywateli do korzystania ze swoich praw. Obecnie każdy może wyrazić swoją opinię o projekcie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego (na właściwym etapie procedury). Mało kto jednak z tego prawa korzysta - ze względu na brak informacji zarówno o takim prawie, jak i o przygotowywanym planie. Rolą miejskich aktywistów jest zaangażowanie większej ilości osób w ten proces. Narzędzia wpływania na władze są - trzeba więc z nich szeroko korzystać!
W ostatnich latach w polskich miastach zakwitła i szybko rozwija się idea budżetów obywatelskich. W uproszczeniu wygląda to tak, że gmina wyznacza ramy finansowe i organizacyjne realizacji drobnych inwestycji, a mieszkańcy zgłaszają i wybierają pomysły. Tu jest chyba najlepsze pole do popisu dla mieszkańców!
Ze względu na to kim ci aktywiści są i czym się zajmują, ich rolą jest przede wszystkim sprawdzanie władz. A więc świetnym miejscem dla takich osób są rady w gmin, które kontrolują działania wójtów (burmistrzów, prezydentów miast). Tam mają możliwość przedstawienia sowich pomysłów, wątpliwości i nadziei - na forum, które ma wpływ na realizujących potem zadania urzędników.
Czy poradzą sobie, gdy staną po tej drugiej stronie, jako wójtowie (burmistrzowie, prezydenci miast)? Czy będąc lokalną władzą wykonawczą będą w stanie sprawnie i skutecznie zarządzać dużym organizmem jakim jest miasto? Czy będą potrafili godzić społeczne konflikty? Do tego potrzeba ogromnych umiejętności, znacznych kompetencji oraz sztabu ludzi, którzy będą realizować całościową politykę miasta. Obawiam się, że społecznikom może tego zabraknąć.
Wszelkim ruchom społecznym należy jednak kibicować - niech skutecznie wypełniają swoją rolę w obywatelskim społeczeństwie reprezentując różne grupy mieszkańców, ich oczekiwania i dążenia. W ten sposób wpływając na władze miast mogą przyczynić się do polepszenia jakości życia nas wszystkich. Nie jest to jednak wojna władzy z mieszkańcami. Nie jest to nawet wojna mieszkańców z władzami. Jest to wyrażanie przez mieszkańców swoich opinii, potrzeb i aspiracji, które mają szansę być głośno słyszane na bieżąco, a nie tylko co 4 lata przed wyborami. Kibicujmy tym ruchom, wspierajmy je i dołączajmy do nich, aby mieć większy wpływ na otaczającą nas rzeczywistość!
Czytaj też:
Ruchy miejskie gotowe na przejęcie władzy?