Nasz stan zdrowia pozostawia wiele do życzenia


Polska od lat zajmuje niechlubne dalekie miejsca w rankingach medycznych. 22,3 tys. osób umiera rocznie w Polsce na nowotwór płuc, a ponad 60 tys. – na niewydolność serca (164 osoby dziennie!). Z ostatniego raportu WHO wynika ponadto, że średnia długość życia wynosi 81 lat u kobiet i 73 lata u mężczyzn, czyli tak, jak w krajach Unii Europejskiej, ale... 17 lat temu. Natomiast najgorszą wiadomością jest, że prognozy nie przewidują w najbliższych latach wydłużenia wieku życia Polaków.
 

Nie można zapominać o prewencji

W przewijających się w debacie publicznej rozważaniach na temat służby zdrowia zajmujemy się najczęściej jej ostatnim ogniwem, czyli leczeniem. A przecież zanim dojdzie do konieczności wizyty u specjalisty czy pobytu w szpitalu można zrobić bardzo wiele rzeczy, aby jej uniknąć. Zwłaszcza, że koszt działań prewencyjnych jest o wiele niższy niż późniejsze udzielanie pomocy medycznej. Przykładowo, milion osób w Polsce cierpi na niewydolność serca, która wymaga hospitalizacji przynajmniej raz w roku, a połowa pacjentów wraca na oddział już po pół roku. Budżet NFZ przekazuje na ten cel 3,2%, czyli 1,7 mld zł. Według statystyk WHO Polska zajmuje pierwsze miejsce na świecie w hospitalizowaniu osób z tą chorobą. Jest to powód do wstydu, ale powinien się stać także bodźcem do głębokiej refleksji – odpowiednia dieta, tryb życia i wysiłek fizyczny mogą w znaczący sposób obniżyć ryzyko wystąpienia niewydolności serca. Należy też w porę diagnozować czynniki do niej prowadzące, czyli np. chorobę wieńcową lub nadciśnienie. Tymczasem jest za mało programów edukacji pacjentów i ich rodzin, szwankuje połączenie części ambulatoryjnej opieki medycznej z hospitalizacyjną oraz niewystarczająco funkcjonuje system wczesnego wykrywania chorób. A przede wszystkim brakuje profilaktyki.


Gminy nie doceniają znaczenia działań prewencyjnych

Dlaczego tak się dzieje? Jednym z powodów są uwarunkowania systemowe: polskie prawo mówi, że za dziedzinę prewencji odpowiadają gminy. Stanowi to ich zadanie własne. Mają jednak nie tylko obowiązek tworzenia projektów profilaktycznych, ale także konsultowania ich ze środowiskami medycznymi i Agencją Oceny Technologii Medycznych. Tej ostatniej czynności część gmin nie wykonuje, co przyczynia się do obniżania jakości programów. Często tworzone są na szybko, bez efektu długofalowego czy mierników skuteczności. Nakłada się na to fakt, że aktywność w kwestii ochrony zdrowia poszczególnych władz lokalnych nie jest w żaden sposób skorelowana z ogólnokrajowymi działaniami, realizowanymi z poziomu Ministerstwa Zdrowia czy Narodowego Funduszu Zdrowia. To powoduje, że przedsięwzięcia się nie uzupełniają, a zdarza się, że koszty jednego rodzaju programu pokrywa się równocześnie ze środków centralnych, samorządowych i NFZ-u. W dodatku, gminy nie są wyposażane przez budżet państwa w dodatkowe pieniądze na prewencję zdrowia, więc muszą wygospodarowywać je we własnym zakresie. Ponieważ waga problemu profilaktyki jest oceniana przez wspólnoty bardzo zróżnicowanie, w niektórych wdraża się programy słabo przygotowane merytorycznie, mając na uwagę przede wszystkim oszczędności. Nie istnieje baza wzorcowych programów ani jeden ośrodek koordynujący całość działań profilaktycznych; tylko AOTM na swych stronach publikuje schematy możliwych rozwiązań, ale wiedza o tym jest wśród mniejszych gmin mało rozpowszechniona.@page_break@


Szkoły nie gwarantują dzieciom odpowiedniej aktywności

W działania profilaktyczne powinno się bardziej włączać również samych lekarzy i szkoły. Trudno o skuteczną walkę np. z otyłością gdy w szkołach podstawowych i gimnazjach lekcje wychowania fizycznego to niezbędne minimum (4 godziny lekcyjne), jeszcze gorzej sprawa wygląda w liceach (3 godziny). Zmianie powinien ulec też sam program zajęć, w który w wielu przypadkach ogranicza się do mało rozwojowego biegania za rzuconą przez nauczyciela piłką. Szacuje się, że kilkanaście procent dzieci korzysta przy tym z mniej lub bardziej zasadnych zwolnień, często wystawianych przez samych rodziców. W efekcie nie dogoniliśmy co prawda takich krajów, jak Stany Zjednoczone, ale 16% otyłych dzieci i 25% z nadwagą w Polsce (dane WHO) nie jest powodem do chwały. Oczywiście, profilaktyka spoczywa również na barkach samych rodziców; szkoła, lekarze i gmina wszystkich problemów nie załatwią. Ale część mogą.


Samorządy potrzebują finansowego bodźca

Zdaniem Agaty Dąmbskiej z Forum Od-nowa samorządy powinny otrzymać odpowiedni bodziec finansowy do prowadzenia skutecznych działań prewencyjnych. W Danii wspólnota dokłada się do każdej hospitalizowanej osoby, więc opłaca jej się mieć jak największą liczbę nie chorujących mieszkańców. W Polsce odpowiedzialność za szpitale, przychodnię i profilaktykę została od siebie oddzielona. Z tym łączy się drugi postulat: któryś z organów (MZ, NFZ, AOTM) musi scalać politykę ochrony zdrowia tak, by projekty realizowane lokalnie miały związek z projektami centralnymi.

Gminy, które źle radzą sobie z przygotowywaniem autorskich programów lub pracują w szczególnie ciężkich warunkach (np. na terenach zapylonych, gdzie zwiększa się ryzyko wystąpienia chorób płuc), mogłyby posługiwać się modelami wzorcowymi. Dobrą metodą byłoby tu także skorzystanie z bogatych doświadczeń organizacji pozarządowych i zlecanie im tworzenia specjalistycznych programów – nie bez powodu bardziej zna się akcje społeczne, namawiające do badań mammograficznych, niż działania własnego samorządu w tym zakresie. Ale w dobie znacząco pogarszającej się sytuacji budżetowej wspólnot lokalnych pod nóż idą w pierwszej kolejności zadania outsourcowane, szczególnie, że samorządy nie odczuwają na własnej skórze negatywnych skutków ograniczonej profilaktyki.