Ustępujący rząd zapowiedział, że przygotował projekt ustawy o wynagrodzeniu dla służb społecznych. - Będziemy starali się go tak pilotować, aby ustawa została przyjęta i wdrożona w życie – zapowiedziała minister Marlena Maląg, szefowa Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej 16 listopada, podczas spotkania w ministerstwie z okazji przypadającego na 21 listopada Dnia Pracownika Socjalnego.

Projekt ustawy ma określać zasady nabywania prawa dodatku dla pracowników jednostek organizacyjnych pomocy społecznej. Jak wyjaśnił Stanisław Szwed, wiceminister rodziny i polityki społecznej, w zależności od wykształcenia, stażu i rodzaju wykonywanej pracy dodatek ten miałby wynieść od 500 zł do 1000 zł netto miesięcznie:

  • Pierwsza grupa pracowników otrzymałaby dodatek w wysokości 500 zł,
  • druga - 800 zł,
  • trzecia - 1000 zł netto.

Według szacunków ministerstwa do wsparcia uprawnionych jest około 150 tys. pracowników systemu pomocy społecznej. Dodatek miałby obowiązywać od 1 stycznia 2024 roku, a jego koszt tylko w 2024 r. to około 1,5 mld zł, a w pozostałych latach do 3 mld zł. Jak podaje ministerstwo, zaproponowane rozwiązanie będzie przygotowywało do wprowadzenia kolejnej ustawy, tym razem o zawodach pomocowych, która ureguluje kwestie związane z zasadami realizacji zadań przez pracowników systemu pomocy i integracji społecznej.

- Proponując w nowej ustawie wprowadzenie dofinansowania dla osób wykonujących zawody pomocowe w systemie pomocy społecznej, realizujemy zobowiązania podjęte w porozumieniu zawartym przez premiera Mateusza Morawickiego z przewodniczącym NSSZ „Solidarność” Piotrem Dudą – przypomniała minister Marlena Maląg. 

 

Wrzutka na koniec kadencji

- Resort rodziny miał 8 lat na to, żeby wprowadzić potrzebne rozwiązania. Tymczasem pani minister ogłasza projekt ustawy, która ma wprowadzić kwestie wynagrodzenia pracowników pomocy społecznej podczas eventu – mówi Paweł Maczyński, przewodniczący Polskiej Federacji Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej. Wspomina o odpowiedzialności za słowa i możliwości zrealizowania tego projektu.

- Każdy z nas mógłby powiedzieć, że ma projekt, który zmienia sytuację pracowników pomocy społecznej i dokładnie byłby w podobnej sytuacji jak pani minister. Może ona ma jeszcze moc, żeby przesłać ten projekt do Sejmu, uczynić go projektem rządowym, ale realnie odpowiedzialności za jego realizację mieć nie będzie. Generalnie to ośmiesza całą sytuację, bo oczekiwania są takie, że ktoś, kto decyduje o czymś, będzie miał wpływ na to, co obiecuje. Jest to rodzaj „wrzucenia” poważnego tematu, tyle że pracownicy liczą na poważne potraktowanie, a powagi tu nie ma- uważa Maczyński. Wskazuje, że pracownicy pomocy społecznej liczą na podwyżki od wielu lat. Obecnie około 70 proc. z nich dostaje pensję minimalną. Exodus pracowników z zawodu postępuje, a kwestie finansowe mają tu fundamentalne znaczenie.

- Jeśli ten projekt ustawy faktycznie zostanie do sejmu przesłany, to jako organizacja społeczna będziemy zabiegali o to, by ci, którzy będą mieli wpływ na realizacje tej ustawy jednak go przyjęli. Jest jasne, że resort rodziny ma prawdopodobnie nowy rząd postawić pod ścianą. Choćby z tego powodu będą na tent projekt patrzyli jako na projekt polityków, którzy podrzucają im kukułcze jajo. Będziemy ich przekonywać, że niezależnie od tego jak to wygląda , a wygląda to źle, to problem trzeba rozwiązać i nad tym projektem trzeba się pochylić – podkreśla Maczyński.  

Ustawa prawie jak śnieg w górach latem

- Prędzej w lipcu śniegu w górach bym się spodziewał niż takiej szczodrości ze strony rządu – mówi z przekąsem Włodzimierz Słomczyński, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Zakopanem. Uważa, że choć w dobie inflacji i rosnących cen, każde pieniądze się przydadzą, to dodatek nie załatwi sprawy niskich wynagrodzeń służb społecznych. Nie rozumie podziału na grupy pracowników. 

- 500 zł to zdecydowanie za mało, 800 zł już lepiej, ale dlaczego nie 1000 zł. Czy ta różnica 200 zł będzie wymagała np. zrobienia jakiejś specjalizacji, a jeśli tak, to komu się będzie chciało ją robić – zastanawia się Słomczyński. Jego zdaniem lepszym pomysłem byłoby podwyższenie wynagrodzeń. Dyrektor podkreśla, że praca w pomocy społecznej jest trudna, wymaga nie tylko wiedzy, ale też określonych predyspozycji. Ze względu na niskie wynagrodzenia młodzi się do niej nie garną. Na start dostają od 4300 do 4700 zł brutto. Ta ostatnia kwota to jak zaznacza Słomczyński dla osoby z dyplomem, z dobrymi kwalifikacjami. 

 

Zapowiedziami ministerstwa zaskoczona jest także Renata Wiśniewska, dyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej w Chrzanowie.

- Jeśli samorządy nie będą musiały do tego dokładać, to dobrze. Jeśli to miałoby być z budżetu państwa, to bardzo dobrze, tyle, że… z tego co pamiętam, to w tym roku dostaliśmy dopiero 68 proc. z tego, co mieliśmy na dodatki. Nie wiem, czy to tylko szczere chęci, czy będzie miało pokrycie w środkach finansowych. Jeśli tak, to jestem za. Mam prawie 90 pracowników, w tym trzydziestu paru pracowników socjalnych. Większość pracowników zarabia najniższa krajową. Każde dodatkowe pieniądze im się przydadzą. Wolałabym jednak, żeby pieniądze, które proponuje rząd znalazły się w stałej podstawie pensji, a nie dodatku – mówi Renata Wiśniewska. 

Norbert Paprota, dyrektor MOPS w Bochni także uważa, że korzystniejszy byłby wzrost wzrost wynagrodzenia zasadniczego, a nie kolejny dodatek.

- Jeśli zaś coś jest dodatkiem, to „pojawia się i znika”. Dodatek zawsze robi wrażenie słabszego składnika wynagrodzenia – wskazuje Norbert Paprota. W MOPS w Bochni w terenie pracuje 15 pracowników socjalnych. Jak mówi dyrektor, wielu z nich zbliży się do najniższego wynagrodzenia dopiero w przyszłym roku.

 

Nowość