Jak przypomina "Gazeta Wyborcza", "Afera Durczoka" wybuchła w lutym 2015 roku. "Wprost", kierowane wtedy przez Sylwestra Latkowskiego, na podstawie anonimowych świadectw zarzuciło szefowi "Faktów" molestowanie i mobbing. W kolejnym artykule tygodnik napisał też, że Durczok zażywał narkotyki i "uciekał przed policją".
Sprawą zajęła się wewnętrzna komisja TVN, która ustaliła, że w redakcji "Faktów" doszło do dwóch przypadków molestowania i czterech mobbingu. Durczok musiał odejść z pracy.
Za oba artykuły pozwał "Wprost" i jego autorów (w międzyczasie odeszli z redakcji) o wielomilionowe odszkodowanie za naruszenie dóbr osobistych.
- Będziemy apelować i bronić swych racji w drugiej instancji - zapowiada Michał Majewski, współautor tekstu. - Gdybym miał pisać teksty o Kamilu Durczoku jeszcze raz, zrobiłbym to dokładnie tak, jak zrobiliśmy w 2015 roku. Więcej>>>