Chodzi - jak wyjaśnia Biuro RPO - o dwa kosze na śmieci w Łowiczu i Łęczycy. Z pozoru błaha sprawa, pozostawienia w nich tabliczek z hasłami m.in.: "Policja chroni marsz ONR przed kobietami" oraz "Brudziński uprawia w sejmie propagandę polityczną na tle neonazizmu" - skończyła się trzema prokuratorskimi postępowaniami, trwającymi kilka miesięcy.

Czytaj: Prof. Łętowska: Koszulka pomnika nie bezcześci, ale kontekst ma znaczenie >>

Wylegitymowani bo nieśli transparent "Konstytucja"

Rzecznik zwraca uwagę na podstawy wskazywane przez policję do wylegitymowania tych osób. Cytuje przy tym bezpośrednio odpowiedź łódzkich funkcjonariuszy, którzy nabrali podejrzeń wobec manifestantów dlatego, że wcześniej widzieli jak niosą transparent z napisem "Konstytucja".

W odpowiedzi przesłanej RPO policja powołała się na art. 63a pragraf 1 kodeksu wykroczeń, zgodnie z którym "kto umieszcza w miejscu publicznym do tego nieprzeznaczonym ogłoszenie, plakat, afisz, apel, ulotkę, napis lub rysunek albo wystawia je na widok publiczny w innym miejscu bez zgody zarządzającego tym miejscem, podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny". 

Tabliczki znaleziono w łódzkim koszu na śmieci 3 lutego 2018 r.  a 20 kwietnia zakończyło się postępowanie, w efekcie którego odstąpiono od skierowania wniosku o ukaranie do sądu.

Kolejny kosz, kolejne przesłuchanie

Jak wskazuje RPO to nie zakończyło jednak sprawy. Pięć osób wylegitymowanych w Łodzi połączono bowiem z incydentem ze śmietnikiem w Łęczycy. Tam tydzień wcześniej znaleziono plakat z hasłem uderzającym w wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego. Zgłosił to policji jeden z senatorów, a Prokuratura Rejonowa w Łęczycy wszczęła dochodzenie na podstawie artykułu 216 kodeksu karnego, pragraf 1. Zgodnie z nim "kto znieważa inną osobę w jej obecności albo choćby pod jej nieobecność, lecz publicznie lub w zamiarze, aby zniewaga do osoby tej dotarła, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności".

- Nadzorujący postępowanie prokurator zlecił przesłuchanie osób wylegitymowanych w Łowiczu. Przesłuchania te – w ramach pomocy prawnej – odbyły się w jednostkach policji właściwych dla miejsca zamieszkania - dodaje RPO. 

21 maja do prokuratury wpłynęło pismo z Ministerstwa Sprawiedliwości podpisane przez wiceministra Jakiego z informacją, że jako pokrzywdzony nie domaga się kontynuowania ścigania przestępstwa. Wtedy dopiero dochodzenie umorzono. 

Nagranie na Facebooku i pozew policjantki

Samo wylegitymowanie przez policję pięciu osób zostało nagrane i umieszczone na Facebooku. I tu - jak dodaje RPO - zaczęła się kolejna, trzecia odsłona sprawy. 

- Policjantka biorąca udział w interwencji uznała, że to naruszyło jej dobra osobiste. Wystąpiła z pozwem przeciwko nagrywającej ją osobie. Skąd miała jej dane? Jak wynika z jej oświadczenia, dane, których użyła do napisania pozwu, zapamiętała z uwagi na specyfikę interwencji oraz dzięki udostępnieniu ich przez legitymowaną osobę na portalu społecznościowym, bez ograniczonego dostępu - dodaje RPO. Według policjantki na nagraniu słychać było dokładnie numer PESEL.

Ostatecznie sprawą zajęło się też Biuro Spraw Wewnętrznych łódzkiej policji, bo wylegitymowani złożyli wniosek o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec policjantki. Powiadomiło prokuraturę - akta trafiły do Skierniewic.