To jak jest źle, pokazuje choćby ubiegłoroczny raport Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka „O standardzie, który się nie przyjął (w Polsce). Praktyka stosowania tymczasowego aresztowania w świetle przepisów Europejskiej Konwencji Praw Człowieka”. Z zaprezentowanych w nim danych wynika, że w ciągu pięciu lat - do 2022 r., liczba osób pozbawionych wolności w toku śledztwa lub dochodzenia na okres powyżej 12 miesięcy wzrosła ze 103 do 291. Jeszcze intensywniej rosła liczb tymczasowo aresztowanych w postępowaniu przygotowawczym na czas powyżej 2 lat. W 2014 r. były zaledwie 2 takie przypadki, natomiast w 2022 r. odnotowano ich aż 51. Z danych statystycznych wynikało, że wzrost liczby osób długotrwale tymczasowo aresztowanych w postępowaniu przygotowawczym pozostawał w korelacji z wydłużającym się czasem trwania tych postępowań. - Liczbę tymczasowo aresztowanych można zredukować, trzeba jednak jednak w tym celu działać na kilku płaszczyznach –  mówi dr hab. Szymon Tarapata z Zakładu Prawa Karnego Wykonawczego Uniwersytetu Jagiellońskiego. I dodaje, że liczba tymczasowo aresztowanych jest ściśle zależna od liczby składanych przez prokuraturę wniosków, a ta z kolei od tego, kto zarządza tą instytucją. Ubolewa też, że niezależnie od polityki prokuratury, sądy niezmiennie aprobują ok. 90 proc. takich wniosków.

Czytaj: Dozór elektroniczny ma być częściej stosowany - MS chce przewietrzyć więzienia >>

HFPC: Areszty w Polsce nadal przewlekłe, szwankuje m.in. orzecznicza praktyka >>

Ministerstwo Sprawiedliwości planuje zmiany

Odpowiedzialna za więziennictwo wiceminister sprawiedliwości Maria Ejchart uważa, że zmniejszenie populacji więziennej do ok. 55-60 tys. jest realne, ale zastrzega, że to zadanie na lata. Zwraca uwagę, że 40 proc. więźniów w Polsce to ci odbywający kary poniżej 2 lat pozbawienia wolności, m.in. za drobne kradzieże i przestępstwa drogowe. - Trzeba się zastanowić, czy te osoby powinny być w więzieniu, czy może większą korzyść przyniesie rozwój systemu dozoru elektronicznego i innych wolnościowych form odbywania kary - mówi.

Przyznaje też, że systemowym problemem jest przewlekłość stosowania tymczasowego aresztowania. - Aresztanci stanowią ponad 10 proc. ogółu wszystkich pozbawionych wolności - podkreśla wiceminister.

Jak to wyglądało historycznie?

Problem tymczasowych aresztowań, nie jest problemem ostatnich lat. W 2001 roku w polskich placówkach penitencjarnych przebywało średnio 78,7 tys. osób, a w tym aż 24 275 tymczasowo aresztowanych. To prawie jedna trzecia tej populacji, a jeszcze gorzej to wygląda, gdy tę liczbę porówna się z liczbą skazanych przebywających w tamtym roku w zakładach karnych - 53 tys. A więc osoby potencjalnie i formalne niewinne, bo tak się je traktuje w polskim systemie prawnym, zajmowały jedną trzecią miejsc w zakładach karnych. Było to traktowane jako poważny problem, tak też było definiowane (jako problem systemowy) przez organy Rady Europy, także w kraju narastało przekonanie, że trzeba coś z tym zrobić. Tym bardziej, że słabła już fala przestępczości i od tego właśnie czasu zaczęła powoli, ale systematycznie opadać.

Tymczasowe aresztowanie, zgodnie z kodeksem postępowania karnego, nie powinno być stosowane, gdy wystarczy inny środek zapobiegawczy. Pomimo to, środek ten był w Polsce „od zawsze” nadużywany, o czym świadczą m.in. liczne przegrane przez Polskę sprawy przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka oraz wystąpienie Trybunału z 2007 r. do polskich władz, wskazujące na systemowy charakter tego problemu. W kolejnych latach podjęte zostały pewne działania na rzecz ograniczania stosowania tymczasowego aresztowania, ale problem jego nadużywania nie został całkowicie rozwiązany. No i rzeczywiście w kolejnych latach liczba tymczasowo aresztowanych i ich udział w więziennej populacji malały. Dla przykładu - w 2004 roku było to 16 546 osób, w 2005 – 14 405 (na 82 761 osadzonych, czyli 17,5 proc.), w 2007 – 13 324, w 2010 – 9033 (na 82 863, czyli 10,9 proc.), w 2012 – 7588, w 2013 – 6781, w 2014 – 6687, w 2015 – 5140 (na 78 987 osadzonych, czyli 6,5 proc.). Rekordowo niski poziom został osiągnięty w 2016 – 4917 tymczasowo aresztowanych. Ale to już był koniec spadków, co wiązane jest m.in. z tym, że w wymiarze sprawiedliwości i prokuraturze rządził już wtedy znany z rygoryzmu Zbigniew Ziobro. W 2018 roku liczba tymczasowo aresztowanych wzrosła do 7428 (na 74 077 osadzonych), w 2020 do 8878, 2022 było to 8453, w 2022 – 8453, a ubiegłym roku tymczasowo aresztowanych: było średnio 8484, na niespełna 74 000 osadzonych, co daje proporcję 11,5 proc.

Mimo poprawy, w Strasburgu zapadały kolejne niekorzystne dla Polski orzeczenia, jak choćby wyrok z 18 października 2018 r. - Burża przeciwko Polsce. Skarżący, któremu postawiono zarzut udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, pozostawał tymczasowo aresztowany przez pięć lat i trzy miesiące. Według Trybunału, postanowienia sądów były często sformułowane w sposób zbyt ogólny i nie przedstawiono w nich konkretnych przypadków zachowania skarżącego podczas postępowania przygotowawcz­ego lub sądowego, które uzasadniałyby przedłużenie tymczasowego aresztowania. Także orzeczenie z 30 października 2023 r, w którym Europejski Trybunał Praw Człowieka nakazał naszemu krajowi zapłacić 6,5 tys. euro zadośćuczynienia Katarzynie P., współtwórczyni Amber Gold. ETPCz orzekł, że Polska naruszyła art. 5 ust. 3 Europejskiej konwencji praw człowieka, nakazujący rozstrzygnięcie sprawy w rozsądnym terminie lub zwolnienie podejrzanego. Tymczasem skarżąca spędziła w areszcie łącznie osiem i pół roku.

– Nie jest tajemnicą, że od 2016 roku był nacisk, a nawet wytyczne dla prokuratorów, by jak najczęściej występowali o tymczasowe aresztowanie – przypomina. I dodaje, że liczba tymczasowo aresztowanych jest ściśle zależna od liczby składanych przez prokuraturę wniosków, a ta z kolei od tego, kto zarządza tą instytucją. Ubolewa też, że niezależnie od polityki prokuratury, sądy niezmiennie aprobują ok. 90 proc. takich wniosków. – W takiej sytuacji wzrost liczby wniosków musiał skutkować przyrostem liczby tymczasowo aresztowanych – podkreśla prof. Tarapata.

Czytaj: Areszt nie ostatecznością, a często środkiem pierwszego wyboru >>

Surowy środek, chętnie stosowany

O tymczasowym aresztowaniu rozstrzyga sąd na wniosek prokuratora, kierując się potrzebą zapewnienia prawidłowego biegu postępowania. Na etapie postępowania przygotowawczego tymczasowe aresztowanie może zostać uchylone lub zmienione na łagodniejszy środek zapobiegawczy, także przez prokuratora. Tymczasowe aresztowanie to jeden z najsurowszych środków zapobiegawczych w polskiej procedurze karnej, który z uwagi na swój izolacyjny charakter powinien być stosowany wyłącznie wtedy, gdy inne środki zapobiegawcze są niewystarczające (art. 257 par. 1 k.p.k.). - Wnioskując a contrario, sięgnięcie po ten najbardziej dolegliwy środek penalny winno zostać poprzedzone rozważeniem możliwości orzeczenia środka nieizolacyjnego. Tyle w teorii. Niezależnie bowiem od gwarancji zawartych w Konstytucji czy aktach rangi ustawowej związanych z obowiązkiem przestrzegania zasady ultima ratio prawa karnego, środek ten bywa dość powszechnie nadużywany i to zarówno w kontekście częstotliwości jego orzekania, jak i długości trwania – mówi dr Izabela Jankowska–Prochot, ekspert Uniwersytetu WSB Merito w Warszawie.

Mimo, że jest to środek stosowany wobec osób w świetle prawa niewinnych, który powinien być traktowany jak ultima ratio, prokuratura bardzo chętnie o niego występuje, a sądy przychylają się do jej wniosków w ponad 90 proc. Zdaniem dr Jankowskiej–Prochot, przyczyn tego faktu należy w pierwszej kolejności upatrywać w tym, że tymczasowe aresztowanie najskuteczniej realizuje funkcje procesowe, a więc chroni przed ponownym popełnieniem przez oskarżonego przestępstwa, jego ucieczką, ukryciem się, ewentualnymi próbami niszczenia lub fałszowania dowodów, ukrywania prawdy czy wywierania presji na świadków lub współoskarżonych. Bardzo często orzeka się je więc niejako „prewencyjnie”, kierując się bliżej niesprecyzowanym. „dobrem postępowania” nawet jeśli z okoliczności sprawy wynika, że osiągnięcie podobnych celów byłoby możliwe bez osadzania oskarżonego w areszcie śledczym.

Tajemnicą poliszynela jest również to, że zastosowanie instytucji tymczasowego aresztowania umożliwia zarówno śledczym, jak i sądowi, dostęp do oskarżonego niemal w każdej chwili. To zaś w praktyce znacznie ułatwia prowadzenie różnych czynności w postępowaniu przygotowawczym lub sądowym. - Najbardziej pragmatycznym działaniem na rzecz zmiany tego stanu rzeczy byłaby zmiana wytycznych dla prokuratorów – ocenia prof. Szymon Tarapata. Ale zastrzega, że jeśli prokuratura stanie się w przyszłości organem niezależnym, to być może takie wytyczne nie będą potrzebne, a prokuratorzy sami będą podejmować racjonalne decyzje.

 

Areszt domowy z bransoletką?

O tym, że przy tymczasowym aresztowaniu można by korzystać z dobrodziejstw Systemu Dozoru Elektronicznego (SDE) również mówi się od dawna. Od 1 stycznia 2023 r. weszły w życie zmiany dotyczące dozoru elektronicznego, obecnie można go stosować częściej. Po pierwsze, nie tylko w przypadku skazanego na karę pozbawienia wolności nieprzekraczającą jednego roku i 6 miesięcy, ale też wobec skazanego na karę pozbawienia wolności w wymiarze niższym niż 3 lata i któremu do odbycia w zakładzie karnym pozostała część tej kary w wymiarze nie większym niż 6 miesięcy. Warunkiem jest to, że nie chodzi o recydywę. Także skazany, któremu wymierzono dwie lub więcej niepodlegających łączeniu kar pozbawienia wolności, które ma odbyć kolejno, może je odbywać w SDE. Suma nie może jednak przekroczyć 1 roku i 6 miesięcy, chyba że ta suma jest niższa niż 3 lata, a skazanemu do odbycia w zakładzie karnym pozostała część tej kary w wymiarze nie większym niż 6 miesięcy.

Co z tymczasowym aresztowaniem? Według autorów opublikowanego w ubiegłym roku przez Krakowski Instytut Prawa Karnego raportu pt. „Tymczasowe aresztowanie w Polsce. Dlaczego jest źle? Jak powinno być? Analiza prawna na tle przepisów państw Europy” areszt w systemie dozoru elektronicznego byłby dobrym rozwiązaniem. Wskazują, że takie rozwiązanie występuje w innych krajach, m.in. w Anglii i Walii, gdzie system takiego dozoru, zarówno na potrzeby zabezpieczenia postępowania karnego, jak i wykonywania orzeczonej kary, rozwijany jest zasadniczo od początku lat 90. XX wieku. - Tego rodzaju instrument pozwoliłby zabezpieczyć prawidłowy tok postępowania w większym stopniu niż obecnie występujące w procedurze karnej środki wolnościowe, a jednocześnie nie wymuszałyby umieszczenia podejrzanego/oskarżonego w izolacji penitencjarnej – napisali autorzy raportu.

- Oczywiście dla stosowania takiego środka trzeba stworzyć odpowiednią aparaturę prawną i dostosować System Dozoru Elektronicznego do tych potrzeb. Ale to jest możliwe, a obecnie są w tym systemie pewne rezerwy i polskie państwo spokojnie by sobie z tym poradziło – mówi prof. Tarapata, jeden z autorów raportu. Sprowadzałoby się to w praktyce do orzeczenia nakazu przebywania w określonej przestrzeni przez całą dobę, bądź w określonych godzinach, zgodnie z ustalonym harmonogramem. Przestrzeganie tego nakazu byłoby monitorowane z wykorzystaniem SDE. Tak określony areszt domowy, powiązany z dozorem elektronicznym, przydatny byłby zwłaszcza wówczas, gdy nie istnieje potrzeba pozbawienia podejrzanego możliwości korespondencji. Instrument ten mógłby w skuteczny sposób eliminować np. obawę ucieczki lub ukrycia się. Jednocześnie funkcjonowanie w ramach indywidualnie określonego harmonogramu umożliwiłoby aresztowanemu pracę.
– To najbardziej dolegliwy i inwazyjny środek zapobiegawczy, który powinno się stosować jedynie w ostateczności – podsumowuje dr hab. Szymon Tarapata. Kolejnym argumentem za SDE przy areszcie są też koszty - zdaniem rozmówców Prawo.pl to znacznie tańsze od utrzymania aresztanta w placówce penitencjarnej.