To nie pierwsze takie wydarzenie w naszej historii. Około 90 lat temu, w dziesięć lat po uzyskaniu przez Polskę niepodległości, po przewrocie majowym i po wygraniu wyborów przez Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem okazało się, że niepokorni sędziowie powinni być usunięci, bo przeszkadzają nowej władzy. Po tych wyborach i po reformach dokonanych przez ministra sprawiedliwości Stanisława Cara (to nazwisko, nie funkcja!) został usunięty pierwszy prezes i prezesi dwóch izb Sądu Najwyższego, a także wkrótce potem wielu prezesów innych sądów. A sędziowie, którzy nie podobali się władzy byli przenoszeni do odległych sądów. Polska miała wtedy bardziej niż obecnie rozległe terytorium, więc w wielu przypadkach było to naprawdę dolegliwe przeniesienie.
Władza wykonawcza nad sądami
No i teraz stajemy wobec sytuacji, kiedy uchwalenie ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa prowadzi do tego, że sędziami Sądu Najwyższego przestaną być wszystkie osoby, które ukończyły 65 lat, a wkrótce kobieta sędzia sądu powszechnego po ukończeniu 60 lat będzie musiała prosić ministra sprawiedliwości o zgodę na dalsze orzekanie.
W Sądzie Najwyższym, jeśli ktoś będzie chciał nadal orzekać, będzie musiał uzyskać zgodę prezydenta.
Mamy tu do czynienia z ewidentnym przerostem uprawnień władzy wykonawczej w stosunku do władzy sądowniczej. Pytanie podstawowe brzmi: na ile te zmiany naruszają zasadę nieusuwalności sędziów. Uzasadnia się to takim wybiórczym odczytywaniem konstytucji. Do niedawna wydawało się nam, że nasza konstytucja jest oparta na zasadzie podziału władz, a także na procesie współcześnie określanym jako „chceck and balance”, czyli na równoważeniu różnych władz.
Tymczasem to wybiórcze odczytywanie konstytucji doprowadziło do tego, że uzasadnia się, że przy pomocy zwykłych ustaw można zmienić tę równowagę, że praktycznie można zmienić ustrój, odczytując konstytucję nie w jej całości, nie na zasadzie wykładni celowościowej czy funkcjonalnej, tylko przez proste rozwiązanie, że jeżeli coś nie wynika jasno z konstytucji, to ustawa zwykła może to zmienić.
Wybiórcze czytanie konstytucji
W taki właśnie sposób sejmowa większość potraktowała problem pierwszej prezes Sądu Najwyższego, która przez to, że ukończyła właśnie 65 lat przestanie prawdopodobnie pełnić tę funkcję, mimo że konstytucja w innym przepisie wyraźnie mówi, że została powołana na sześcioletnią kadencję, a ta kadencja jeszcze nie upłynęła.
Podobny problem dotyczy możliwości pełnienia urzędu sędziego w związku z tym, na co polska konstytucja pozwala w przypadku reorganizacji sądu. Ten argument o reorganizacji jest w przypadku uchwalonej właśnie ustawy wątpliwy jako podstawa odwołania czy przeniesienia sędziego w stan spoczynku. Ta regulacja nie przewiduje praktycznie żadnej nowej organizacji Sądu Najwyższego, bo będą tam tylko dodane dwie nowe izby. Trudno uznać formalne poszerzenie kompetencji Sądu Najwyższego za taką reorganizację, która upoważnia do przeniesienia określonej liczby sędziów w stan spoczynku.
Mamy tu do czynienia z paradoksem, bo przez wiele lat kształtował się pogląd, że dojście do kariery sędziowskiej powinno być ukoronowaniem zawodu prawnika, że sędziowie powinni być doskonale przygotowani merytorycznie i doświadczeni życiowo. A już szczególnie sędziowie Sądu Najwyższego powinni być ludźmi dojrzałymi zawodowo i życiowo. A teraz się okazuje, że ci sędziowie, w Sądzie Najwyższym i w sądach powszechnych, którzy mogli by jeszcze przez wiele lat dobrze orzekać, mają z tych sądów odejść. Mimo, że mają pełną zdolność fizyczną i psychiczną do dalszej pracy. Są zbędni, a ich doświadczenie już nie jest potrzebne.
Sędziowie nie są „nasi” ani „wasi”
Mimo tego, co obecnie dzieje się w naszym państwie, konsekwentnie uważam, że nie ma lepszego rozwiązania niż podział władz. A samodzielność władzy sądowniczej musi być gwarantowana. Jak pokazują doświadczenia międzynarodowe i rozwiązania funkcjonujące w poszczególnych państwach, organizacja sądów, zarządzanie nimi może być oparte na bardzo różnych modelach i rozwiązaniach. To, jaki model jest właściwy w danym państwie, jeśli to się trzyma w tych granicach wyznaczonych przez standardy europejskie, czy światowe, może być zróżnicowane. Ale zawsze musi być zagwarantowana bezstronność i obiektywizm sędziego oraz jego wysoki profesjonalizm. Nie może być tak, że władza chce, żeby sędziowie byli „nasi”. Sędziowie nie są niczyi, nie są sędziami żadnej władzy. Tylko wtedy mogą dobrze wymierzać sprawiedliwość, jeżeli są podporządkowani wyłącznie regułom prawa i właściwej jego interpretacji.
Wydaje się, że my gubimy w tej chwili te wartości. To, co się u nas dzieje, prowadzi do pełnego podporządkowania, nie tylko administracyjnego ale i w zakresie panowania nad myślami sędziów. By od formuły sędziego niezawisłego dojść kiedyś do mentalności urzędniczo-administracyjnej. Żeby sędzia nie miał wątpliwości, że powinien orzekać w zgodzie z oczekiwaniami władzy politycznej.
Gwałt na stabilności wyroków
Szczególnie groźnym rozwiązaniem jest wprowadzana przez tę ustawę izba nadzoru specjalnego, do której można będzie kierować skargi na prawomocne orzeczenia sądów z ostatnich 20 lat. Nie ma chyba na świecie takiego systemu, nawet w tych państwach, które mają problemy z demokracją, żeby tak gwałcona była stabilność prawomocnego orzeczenia. Przecież w sprawach cywilnych wiadomo, że po uprawomocnieniu się orzeczenia następuje ciąg najróżniejszych czynności prawnych, które powodują powstanie kolejnych uprawnień. Powrót po latach do stanu wyjściowego jest niezwykle trudny. Na dodatek to się tworzy w kraju, w którym mamy do tej pozy obowiązującą instytucję skargi o stwierdzenie niezgodności z prawem pełnomocnego orzeczenia w sprawach cywilnych. Jeżeli Sąd Najwyższy stwierdzi, że takie orzeczenie zapadło niezgodnie z prawem, to nie uchyla go, nie eliminuje go z obrotu prawnego, ale za to strona poszkodowana tym orzeczeniem może domagać się odszkodowania od Skarbu Państwa. Dlatego, że polska konstytucja przewiduje odszkodowanie za orzeczenia wydane niezgodnie z prawem.
Niezawisłość dla obywateli, nie dla sędziów
Jest rzeczą oczywistą, że zapewnienie właściwego funkcjonowania sądownictwa to nie jest kwestia przywilejów dla sędziów. Gwarancje niezawisłości sędziowskiej są dla tych, którzy przychodzą do sądu po sprawiedliwość. Dlatego sędziowie muszą być wyposażeni w przymiot niezawisłości. Bo w przeciwnym razie może cierpieć każdy, kto domaga się obrony swoich praw przed sądem. Po takich zmianach, które właśnie obserwujemy, to niezawisłe orzekanie przez niezależny sąd może być w najróżniejszy sposób ograniczane. To kwestia nie tylko niewłaściwego podziału spraw pomiędzy sądami różnego szczebla, ale również takiej organizacji sądów, żeby nie było zależności od podziału administracyjnego państwa. Szczególnie w państwach o słabo jeszcze ukształtowanej demokracji to może być problemem.
Przeciwnicy niezależności sądów odczują kiedyś tego skutki
Przez ostatnie 27 lat żyliśmy w przekonaniu, że nie jest potrzebna żadna wielka rewolucja personalna w sądach. Przecież ci sędziowie, do których obecna władza ma zastrzeżenia, już nie orzekają, albo przestali być sędziami. Natomiast to, co pozwala teraz władzy politycznej, przy częściowej akceptacji społeczeństwa dokonywać tak radykalnych zmian, to jest już ponad dwuletnie podważanie zaufania społeczeństwa do sędziów. Nachalna propaganda, oparta na jednostkowych i nielicznych przykładach powoduje niestety, że te zmiany przez jakąś część społeczeństwa są oczekiwane i akceptowane.
Ale czas dopiero pokaże, czy zerwanie z tradycyjnymi warunkami niezawisłego orzekania nie okaże się dla tych, którzy się z obecnych zmian cieszą, gorszą sytuacją.
Artykuł jest zapisem wystąpienia prof. Tadeusza Erecińskiego podczas zorganizowanej 8 grudnia 2017 r. w Krakowie konferencji „Zarządzanie sądami a dostęp do wymiaru sprawiedliwości".
Spisał i zredagował Krzysztof Sobczak
Czytaj: Europejskie organizacje: ograniczanie niezależności sądów zagraża demokracji>>