Piszczy? Akurat, dobre sobie! W naszym prawie na wiosnę nie piszczy, niestety, a zgrzyta, wyje, skrzeczy, warczy itp. Takie to odgłosy wiosny a la polonaise anno domini 2011! Niestety, ze znanymi motywami muzycznymi kompozytorów dawno minionych (niestety) epok nie ma to nic, ale to nic wspólnego. A wszystko to w związku ze znanymi skądinąd wiośnie rekwizytami w postaci zielonej trawki i białego proszku. Tylko to nie ta trawka i nie ten pyłek, o których na wiosnę myślimy.
W parlamencie nowa ustawa antynarkotykowa wywołała burzę, przy której te znane nam – meteorologiczne – to figlarne wiosenne igraszki. Padają ciężkie słowa i epitety, i to na ogół z damskich ust, które, jeśli dobrze pamiętam, na wiosnę są używane w nieco innej poetyce. Co prawda w słowach ciężkich jak młyńskie głazy nie przebierają też i panowie, ale gdzie im tam do werbalnej ekspresji pań. I o co ten wiosenny hałas – jak zwykle, wiele hałasu o nic.
Rządowy projekt, zmieniający co prawda nieco dotychczasowe regulacje antynarkotyczne (zresztą po ciężkich bojach w sejmowych komisjach), to żadna legislacyjna chirurgia, a co najwyżej legislacyjna kosmetyka. Nadal zabronione jest posiadanie także i niewielkiej ilości narkotyków do osobistego użytku, z tym że prokurator, jak będzie miał dobry humor (bo praktycznie w tym rzecz), odstąpi od ścigania owej „zbrodni”. A jak poranna kawa będzie przypalona, to nie odstąpi – i „po ptokach”. A nie o to, na miły Bóg, przecież chodzi.
Porozmawiajmy otwarcie w szczerej wiosennej atmosferze. Jeśli naprawdę chodzi nam o zwalczanie narkomanii jako niebezpiecznego zjawiska społecznego, to nie możemy ograniczać tego do pogoni za drobnymi ćpunami ze skrętem w górnej kieszeni. Bo walka z narkomanią to nie to samo, co walka z narkomanami. Bo prawdziwym klientem prokuratora nie jest oszołomiony po wypaleniu trawkowego skręta drobny nieszczęśliwy ćpun – klasyczna ofiara tego zjawiska (a ofiary trzeba leczyć, nie karać), lecz producent i proliferant (zwłaszcza ten na dużą skalę) „białej śmierci”, a już zwłaszcza organizator tego procederu. Bo nie oszukujmy się, nie ma narkotyków nieszkodliwych. Szkodliwy jest cały ten narkotyczny syf (serdecznie przepraszam Czytelnika), niezależnie od tego, że jedne jego rodzaje są szkodliwe bardziej, inne zaś mniej. I trzeba go konsekwentnie zwalczać. Tylko Cyryl Cyrylem, ale ważne tu są metody.
Każdy, kto zajmował się na serio polityką kryminalną, dobrze wie, że przy tworzeniu jej modelu nie działamy niestety w układzie zerojedynkowym. Oznacza to, że nie mamy do czynienia z wyborem między czymś dobrym a czymś złym, bo taki wybór byłby z góry przesądzony, tylko między czymś złym i mniej złym. I prawdziwym sukcesem w tej walce będzie złapanie w sieć masowego producenta, dilera na dużą skalę i organizatora tych działań. Bo to prawdziwe rekiny zjawiska narkomanii i ich miejsce jest w pudle. A nie będzie żadnym sukcesem złapanie i posadzenie tam 10 drobnych konsumentów, których złapać nietrudno, lecz pożytek z tego żaden. Ba, przeciwnie! To bowiem po prostu przeciągnięcie tego nieszczęśnika na „drugą stronę cienia”, do mrocznej krainy narkomanii, z której nie ma na ogół odwrotu.
I jeśli mamy za grube państwowe pieniądze robić z małego ćpuna prawdziwego narkomana, tkwiącego po uszy w podkulturze tej mrocznej krainy, to najpierw puknijmy się w głowę, zamiast opowiadać głupstwa o porozumieniu ustawodawcy z narkotykową mafią, a potem pilnie zastanówmy się, co robić, by zamiast wpychać ćpuna w objęcia prawdziwego zła, wyrwać go z niebezpieczeństwa tego śmiertelnego uścisku.
Marian Filar

Źródło: Palestra 5-6/2011