Prokuratury i Rzecznik Praw Obywatelskich analizują obecnie ponad 1700 wniosków o skargi nadzwyczajne, a kolejne cały czas napływają. Najczęściej - obok spraw karnych - chcemy skarżyć orzeczenie dotyczące rozliczeń między małżonkami, podziału majątku i prawa pracy. Waga spraw też jest różna - począwszy od tych o kilka tysięcy zł. zadośćuczynienia po wielowątkowe i wielotomowe spory gospodarcze.
Patrycja Rojek-Socha: Panie Mecenasie, skarga nadzwyczajna jest środkiem zaskarżenia, który był potrzebny?
Jarosław Szczepaniak: Mam niezmienne zdanie, że nie tylko niepotrzebny ale też bardzo niebezpieczny. Burzy bowiem całkowicie coś takiego co nazywa się pewnością systemu wymiaru sprawiedliwości. Sprawy sądowe trwają czasami nawet po 20 lat ale po wyczerpaniu wszystkich środków odwoławczych dają stronom pewność niezmienności ostatecznego orzeczenia? Teraz porządek ten został zburzony. Osobom, które kiedyś walczyły przed sądami po kilkanaście, kilkadziesiąt nawet lat funduje się teraz kolejne lata życia w niepewności? To jest jakiś absurd.
Z wstępnej analizy RPO wynika, że gro wniosków składanych jest z pominięciem adwokatów...
W mojej ocenie prawo do wnoszenia skarg nadzwyczajnych powinni mieć także adwokaci i powinien być przymus adwokacki. Nie widzę powodów dla których osoby zajmujące się zawodowo świadczeniem pomocy prawnej nie miałyby mieć prawa do kierowania tego typu środków zaskarżenia. Tutaj sytuacja powinna być analogiczna, jak przy skardze kasacyjnej. Wydaje się to oczywiste.
A może prawnicy nie chcą podejmować się spraw, które w ich ocenie nie uzasadniają skargi nadzwyczajnej?
Jeżeli tak by było to tylko dobrze świadczyłoby to o adwokatach i radcach prawnych, że uczciwie podchodzą do sprawy i mówią wprost: nie wniesiemy bo nie ma szans. Być może tak by było, ale by to sprawdzić trzeba umożliwić profesjonalistom zajęcie się tego typu sprawami. Wiem, że zainteresowanie skargą nadzwyczajną wśród klientów było duże. To jednak w żaden sposób nie uzasadnia wprowadzenia takiego środka. Duże zainteresowanie wywoływały też kiedyś sceny pod pręgierzami, ale to nie oznacza, że chłostę należy przywrócić.
Wnioski, które wpłynęły do RPO czy prokuratur dotyczą - poza sprawami karnymi - głównie rozliczeń rodzinnych, podziału majątku. To zaskoczenie?
Nie. Choć ja myślałem, że w przypadku skargi nadzwyczajne będą jakieś ograniczenia, odnoszące się do określonego gatunku sprawy. Chociaż przepisy wprowadzają pewne ograniczenia dopuszczalności skargi nadzwyczajnej, to uważam jednak, że i tak są one zbyt liberalne. Skarga nadzwyczajna, jak sama jej nazwa wskazuje, powinna być naprawdę ekstraordynaryjnym środkiem zaskarżenia. Mam świadomość, że w pewnym sensie takim „sitem” powinny być organy, które będą wnosić te skargi czyli np. RPO lub Prokurator Generalny. Przynajmniej trzeba mieć nadzieję, że tak się stanie. Pamiętajmy jednak, że przynajmniej 50 proc. podsądnych jest niezadowolonych z rozstrzygnięć sądów, a tak naprawdę osób tych jest chyba jeszcze więcej. Można zatem powiedzieć, że większość jest niezadowolona, co jest naturalną konsekwencją charakteru władzy sprawowanej przez sądy. Pytanie, czy jest zatem sens otwierania kolejnej furtki dla tych których nie usatysfakcjonowało orzeczenie sądu. Moim zdaniem nie. W naszym systemie prawnym istnieje dostateczna ilość środków, pozwalających zbadać poprawność zapadających kolejno po sobie orzeczeń.
W Prokuraturze Krajowej powstał wydział do spraw skargi nadzwyczajnej...
Zasadniczo, w pierwszej instancji sprawę rozpatruje jeden sędzia, potem - w wyższej instancji - trzech sędziów, jeśli przysługuje skarga kasacyjna, kolejnych kilku sędziów nie wspominając o trybunałach europejskich. Wynika z tego, że akta analizuje kilku, a czasami nawet kilkunastu sędziów. Czy oni wszyscy mylą się, wydając taki, a nie inny wyrok? Czy naprawdę istnieje potrzeba angażowania kolejnych osób, które badać będą już zbadaną sprawę? Gdzie jest granica wzruszania prawomocnych orzeczeń i jaki ma to wpływ na trwałość obrotu prawnego? Te wszystkie pytania zrodziły się przy okazji uchwalenia przepisów o skardze nadzwyczajnej.
Zdarzają się takie sprawy, przykład Tomasz Komenda
Zgadza się, taki przypadek zawsze może się zdarzyć. Uważam jednak, że problem leży nie tyle po stronie sędziów, orzekających w tej sprawie, co po stronie dowodów, jakimi dysponowali wydając kolejne wyroki. Sędziowie oceniają jedynie przedstawione im dowody. Pytanie jakie dowody im przedstawiono, jak je zebrano i jak zabezpieczono. To, że zdarzają się takie sytuacje, jak w przypadku Tomasza Komendy, nie oznacza jednak, że trzeba demontować cały system wymiaru sprawiedliwości.