Oskarżono go o spowodowanie w spółce milionowych strat. Po latach niemal wszystkie zarzuty upadły. Za niesłuszny areszt, utracone dochody i zrujnowanie życia Wieczerzak zażądał w maju 28 mln zł.
- Ta sprawa zniszczyła mi życie. Prawie 33 miesiące trzymano mnie w areszcie, chociaż nigdy nie było dowodów, że popełniłem przestępstwa. Do dziś niektóre banki nie chcą mi otworzyć konta. Nikt nie chce mnie też zatrudnić – tłumaczy Grzegorz Wieczerzak.
Akt oskarżenia trafił do sądu i upadł, a do tego skompromitował prokuraturę. Głównie przez niekompetentną biegłą, na której wyliczeniach oparli się śledczy. O sprawie było głośno, bo biegła myliła pojęcia, podawała dane z sufitu i przyznała, że pomyliła się o 35 mln zł. Sąd zwrócił sprawę prokuraturze, ta zasięgała opinii nowych biegłych i umarzała kolejne wątki.
Więcej: Rzeczpospolita>>>