Wolność słowa oznacza nie tylko prawo do rozpowszechniania informacji oraz opinii, lecz jednocześnie prawo dostępu do informacji i opinii przekazywanych przez innych. Proponowane zaś rozwiązania mają uczynić dostęp do niektórych informacji i opinii w ogóle niemożliwym. Takie rozwiązania w równym stopniu stanowią naruszenie wolności słowa, gdyż rynek informacji i ideii (marketplace of ideas) nie spełnia swojej roli również wówczas, gdy są na nim obecnie sprzedający, lecz nie ma kupujących – piszą autorzy opinii.
Ich zdaniem proponowane rozwiązania wprowadzają w istocie zakazaną konstytucyjnie cenzurę prewencyjną (art. 54 ust. 2 Konstytucji RP). Już tylko z tego względu, wzbudzają one fundamentalne wątpliwości co do ich zgodności z Konstytucją RP, a także Europejską Konwencją Praw Człowieka oraz Międzynarodowym Paktem Praw Obywatelskich i Politycznych. Trybunał Konstytucyjny w uchwale z dnia 2 marca 1994 r.13 wskazał, że: "jednym z elementów istoty wolności słowa jest wolność od cenzury prewencyjnej, rozumianej jako przyznanie organom państwowym kompetencji do kontrolowania treści wypowiedzi przed ich przekazaniem odbiorcy, a także do uzależniania przekazania wypowiedzi odbiorcom od uprzedniej zgody organu państwowego. Państwo może ustanawiać mechanizmy następczej odpowiedzialności za nadużycie wolności słowa, natomiast ingerencja uprzednia może być dopuszczona tylko wyjątkowo, jako uboczny efekt innych, legitymowanych konstytucyjnie działań państwa np. ścigania przestępstw czy zapewnienia prawidłowego działania wymiaru sprawiedliwości".
Nawet jeżeli istnieje uzasadniony interes, jaki projektowane przepisy mają chronić, trzeba rozważyć zakres proponowanych zmian oraz związane z tym ryzyka przez pryzmat art. 31 ust. 3 Konstytucji RP (warunki dopuszczalności ograniczeń praw i wolności) – piszą działacze Fundacji. Ich zdaniem zasadniczo istnieje zgoda co do tego, że strony internetowe zawierające dziecięcą pornografię czy promujące ideologię faszystowską powinny być zamykane. Jednak proponowany mechanizm prewencyjnego blokowania dostępu do tychże stron na mocy decyzji podejmowanej przez urzędnika państwowego albo sąd (prior restraints) budzi ich sprzeciw. Istnieje bowiem zbyt duże ryzyko, że będzie to instrument nadużywany i będący poza kontrolą, szczególnie jeżeli zważyć, że projektodawca w celu stypizowania kategorii stron, które miałyby podlegać wpisowi do rejestru posłużył się wieloma zwrotami niedokreślonymi i pojęciami nieostrymi. Takie ukształtowanie przepisów nie będzie dawało wystarczającej rękojmi, że w Rejestrze Stron - chociaż na krótki okres - nie znajdą się strony zawierające treści obiektywnie dozwolone. Za zasadne w tych okolicznościach autorzy opinii uznają pytania, czy zablokowaniu mogłyby podlegać strony historyczne, na których prezentowane byłyby mundury niemieckie z czasów II Wojny Światowej, strona internetowa brytyjskiego pisarza Davida Irvinga, oficjalna strona piłkarskiego klubu Manchester United sponsorowanego przez spółkę Betfair oferującą gry hazardowe on-line, czy też oficjalna strona miasta Las Vegas. Co więcej, projektodawcy wskazują, że blokowaniu podlegać będą strony internetowe, które zostały wpisane do Rejestru Stron. Projektowana ustawa nie definiuje jednak samego pojęcia "strona internetowa".

Cała opinia na stronie Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka