Z ustaleń Prawo.pl wynika, że Ministerstwo Sprawiedliwości wróciło do prac na zmianami w Kodeksie rodzinnym i opiekuńczym. W poprzednim projekcie, który ostatecznie utknął w Sejmie i został dotknięty dyskontynuacją prac, proponowano początkowo penalizację uporczywego utrudniania kontaktów z dzieckiem. Teraz resort informuje, że analizuje m.in. przypadki uporczywego utrudniania kontaktów z dzieckiem. W ocenie prawników rozwiązaniem mogłaby być mediacja, ale na wczesnym etapie lub - w ocenie części z nich - zdecydowane kroki sędziów, aż po odebranie dziecka "alienatorowi".

Czytaj: Alienacja rodzicielska staje się plagą - MS analizuje zjawisko utrudniania kontaktów>>
 

Patrycja Rojek-Socha: Czy tego typu sytuacje, w których dziecko nie widzi drugiego rodzica miesiącami, są rzadkimi, wyjątkowymi?

Aleksandra Ejsmont: Bywa, że i latami. Miałam takie sprawy, kiedy dziecko było izolowane przez jednego z rodziców przez lata. Mam wrażenie - i nie jest to tylko moja ocena, ale podobne odczucia mają też inne osoby, które znam i, które zajmują się sprawami rodzinnymi, że takich spraw jest obecnie bardzo dużo. Stają się swoistą plagą. Dziesięć lat temu kontakty z dzieckiem przy udziale kuratora były rzadkością, teraz jest ich coraz więcej. Zastrzegam, że nie mówię w tej chwili o sprawach, w których przewija się przemoc w rodzinie, przemoc wobec dziecka.

 

Cena promocyjna: 12.9 zł

|

Cena regularna: 129 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: zł


Problemem są przepisy? Czego brakuje?

W ubiegłym roku były procedowane zmiany, które miały wprowadzić odpowiedzialność karną za uporczywe utrudnienie kontaktów z dzieckiem. I w mojej ocenie, w takich ekstremalnych przypadkach,  byłoby to dobrym rozwiązaniem. Obecnie podstawą do "mobilizowania" rodziców, by nie utrudniali kontaktów, jest art. 598 [15] i następne Kpc, umożliwiający nałożenie na rodzica nieprzestrzegającego orzeczenia dotyczącego kontaktów, obowiązku zapłaty na rzecz drugiego rodzica określonej kwoty. W pierwszym etapie tej procedury sąd grozi nałożeniem takiej kary, ustala jej wysokość, natomiast jeśli orzeczenie o kontaktach nadal nie jest realizowane, sąd zasądza tę kwotę za każdy kontakt, który się nie odbył. Stawki, są uzależnione od sytuacji finansowej osoby, rodzica, która ma płacić za utrudnianie kontaktów. I najczęściej nie są aż tak wysokie, rzędu kilkuset złotych.

Nie przynoszą efektu?

Zdarzyło mi się, że w prowadzonej przeze mnie sprawie, takie zagrożenie liczone było w tysiącach złotych i wtedy rzeczywiście podziałało. Bardzo często jednak nie odnosi to żadnego skutku. Są też takie przypadki, kiedy sumy należne za niezrealizowane kontakty sięgają kilkudziesięciu tysięcy, a nie ma ich z czego egzekwować, bo rodzic utrudniający kontakty nie ma żadnego majątku. Co ważne, to też nie jest tak, że sąd w pierwszej kolejności korzysta z tego zagrożenia finansowego. Często wspiera się obecnością kuratora podczas kontaktów, licząc że to pomoże w ich uruchomieniu. Istotne jest również to kiedy takie zagrożenie koniecznością zapłaty jest stosowane.

To znaczy?

Bardzo często sąd regulując kontakty nie stosuje od razu tego rozwiązania. Strony również zapominają, że może to zostać zawarte postanowieniu regulującym kontakty i nie wnioskują o to. A zastosowanie takiego zagrożenia już od początku - także w postanowieniu o zabezpieczeniu kontaktów na czas postępowania, skutkowałoby tym, że później w procedurze egzekucji nie byłoby pierwszego etapu. 

Czyli sąd nie groziłby nałożeniem kary, ale ją stosował? 

Tak, przeszedłby do zasądzania wcześniej ustalonej kwoty za każdy niezrealizowany kontakt. Z drugiej strony, powtarzam, to często nie robi na rodzicu żadnego wrażenia.

Czytaj: Król życia na mieście, bankrut w sądzie - polski dłużnik alimentacyjny>>

A ograniczenia we władzy rodzicielskiej?

To też często jest stosowane, np. w formie nadzoru nad sposobem jej wykonywania. I też nie odnosi to żadnego skutku. Rodzic mimo tego dalej utrudnia kontakty.

Co w taki razie mogłoby poprawić sytuację?

Być może częstsze rozważanie przez sąd zmiany miejsca zamieszkania dziecka i przekazywanie pod opiekę tego rodzica, od którego dziecko jest izolowane. Myślę, że to mogłoby być lepsze dla dziecka. Zapominamy o tym, że pozostawienie go przy rodzicu, który utrudnia kontakty, izoluje dziecko i nie wiąże się jedynie z tym, że nie widuje mamy czy taty. To jest przede wszystkim ogromna strata, ogromna trauma. Dziecko jest manipulowane, ma konflikt lojalności. Jest niezwykle obciążone emocjonalnie. A to wpływa na jego rozwój, na postrzeganie świata, powoduje problemy w szkole, źle wpływa na całe późniejsze funkcjonowania w dorosłym życiu, w społeczeństwie, na budowanie prawidłowych i zdrowych relacji. 

 

To może pozwy o naruszenie dóbr osobistych rozwiązałyby problem?

To jest oczywiście możliwe i tego rodzaju sprawy są prowadzone. W mojej ocenie istotniejsze byłoby jednak podjęcie działań - może kampanie społeczne, które uświadomiłyby jakie konsekwencje ponoszą dzieci, jaką krzywdę wyrządzają im rodzice, którzy powołując się na działanie w imię ich dobra izolują je od drugiego rodzica, niszczą więź z nim, a w konsekwencji niszczą samo dziecko. Bo mam wrażenie, że nadal dorośli nie zdają sobie z tego sprawy. A jedynie robią wszystko by odegrać się na byłym partnerze. Powiedzmy sobie szczerze, w przypadku wieloletniej izolacji dziecka, odbudowywanie relacji jest praktycznie niewykonalne.