Dodatek wiejski
Prawo do tego dodatku uzyskują nauczyciele zatrudnieni w szkołach i placówkach oświatowych na wsi i w miastach do 5000 mieszkańców. Jest to relikt, który powinien w rozsądny sposób zniknąć, czy to w funduszu socjalnym, czy w wynagrodzeniach. Owe graniczne 5000 mieszkańców brzmi dziwacznie. Bo co się zmienia w sytuacji nauczycieli, gdy skutkiem migracji i niżu demograficznego ludność miasteczka spada z 5100 na 4900? A w gminach „obwarzankach” na obrzeżach metropolii, gdzie dochód na mieszkańca jest często wyższy niż w samej metropolii? Czym uzasadnić prawo pracujących tam nauczycieli do dodatku wiejskiego? Postulowane zmiany w sposobie naliczania tego dodatku – ma on wynieść 10% kwoty bazowej dla wszystkich nauczycieli pracujących na terenach wiejskich i w miastach do 5000 mieszkańców – prowadzą we właściwą stronę. Dotychczasowe 10% wynagrodzenia zasadniczego – jak słusznie zauważają autorzy projektu – skutkowało zupełnie nieuzasadnionym zróżnicowaniem sytuacji nauczycieli na poszczególnych stopniach awansu, będąc dodatkowym profitem z tytułu uzyskania awansu w części wynagrodzenia mającej charakter socjalny. Tyle że projektodawcy wykazują się tu sporą dozą hipokryzji, gdyż z jednej strony piszą o socjalnym właśnie charakterze tego elementu wynagrodzenia nauczycieli, a z drugiej postulują włączenie go do wysokości środków na wynagrodzenia nauczycieli, które samorząd będzie obowiązany wydatkować w danym roku. A nauczyciele? Ci na wyższych stopniach awansu zawodowego skutkiem tej zmiany znów stracą, a samorządy i tu mogą liczyć na oszczędności.
Zniesienie niektórych uprawnień socjalnych
Sprawy nie podlegają dyskusji w kwestii działki na wsi czy mieszkania służbowego. Natomiast zniesienie zasiłku na zagospodarowanie jest kontrowersyjne – młody człowiek, niekoniecznie mający „obrzydliwie bogatych” i chętnych do pomocy rodziców, zaczynający pracę nauczyciela ze stawką stażysty, jak kania dżdżu wypatruje jakiegokolwiek wsparcia we wchodzeniu w samodzielne, w tym i zawodowe, życie. Może więc przenieść koszty owych zasiłków do funduszu socjalnego i uzależnić przyznanie od sytuacji materialnej młodego nauczyciela? Poza tym tu nauczyciele znów tracą, a samorządy teoretycznie zyskują.
Może być jednak zupełnie inaczej. W tym roku subwencja oświatowa w skali kraju wzrosła o 0,9%, podczas gdy skutki ubiegłorocznych podwyżek płac przeniesione na ten rok to dobrze ponad 2%. Zmiany w Karcie mogą przynieść oszczędności w oświacie, ale łatwo można je przenieść na poziom budżetu państwa, jeśli parlament tak zechce. Wystarczy, że w ustawie budżetowej zatwierdzi się całkowitą wielkość części oświatowej subwencji ogólnej na odpowiednio niskim poziomie. Cała sprawa wygląda podobnie jak konsekwencje finansowe wszystkich zmian. W tym wypadku mamy do czynienia z możliwością zaoszczędzenia przez samorządy jakichś drobnych kwot, podczas gdy kolejne kompetencje w ramach „decentralizacji zarządzania oświatą” (czyli rezygnacji przez państwo z prowadzenia realnej polityki oświatowej w interesie społecznym – dziś mamy tyle strategii w oświacie, ile samorządów) pogarszają sytuację finansową organów prowadzących szkoły publiczne. I do tego całe odium z tytułu faktycznego pogorszenia warunków pracy nauczycieli spadnie na samorząd terytorialny.
Jest to fragment artykułu Stanisława Szelewy "O projekcie zmian w Karcie Nauczyciela", opublikowanego w miesięczniku "Dyrektor Szkoły" nr 10/2013>>
O zmianach pisaliśmy również tutaj>>
AZDS: I zjazd poświęcony nowelizacji Karty Nauczyciela już 22 stycznia!