W sprawach kadrowych w świetle prawa sytuacja jest jasna – dyrektor szkoły jako kierownik zakładu pracy zatrudnia, urlopuje i zwalnia. Oznacza to formalną niezależność i brak podporządkowania organowi prowadzącemu nie tylko w przedstawionych sytuacjach, ale też w codziennym współżyciu grona pedagogicznego i dyrektora. Niezależność ta może jednak okazać się iluzoryczna, gdy dyrektor stanie się stroną w szkolnym konflikcie. Jeśli nauczyciele napiszą na niego skargę, tę – zgodnie z kodeksem postępowania administracyjnego – rozpatruje organ stanowiący samorządu, czyli rada. Jeśli jeszcze jej obrady transmituje lokalna telewizja, może zrobić się nieciekawie, a sam fakt rozlania się konfliktu po różnych środowiskach, niekoniecznie dobrze życzących oświacie, obniży prestiż szkoły i osłabi pozycję dyrektora bez względu na to, czyje racje są górą.
Nie do uniknięcia są sytuacje, w których osoby z samorządowego świecznika ingerują nieformalnie w zatrudnianie pracowników szkoły. Pół biedy, jeśli rzecz dotyczy stanowisk niepedagogicznych. Gdy jednak próbuje się „wcisnąć” do szkoły nauczyciela, o którym wiadomo, że poza znajomością z królikiem niczego nie reprezentuje, dyrektor ma problem. Mniejszy, jeśli może próbować uzasadnić odmowę kosztami zatrudnienia, bo nowa osoba spowodowałaby zwiększenie liczby godzin zajęć w szkole. Większy, gdy jedynym argumentem pozostaje jakość edukacji, co naraża na konflikt z szefostwem samorządu. Jak się przed tym bronić?

Planowanie szkolnego budżetu wymaga asertywności>>

Dyrektorzy jako grupa mogą budować mur wobec przedstawionych praktyk, stawiając wszędzie, gdzie to tylko możliwe, problem rozumienia misji szkoły i wysokich kwalifikacji kadr nauczycielskich jako warunek sine qua non dobrej jakości pracy ich placówek.
Kolejnym możliwym źródłem konfliktów dotyczących spraw kadrowych jest zatrudnianie nauczycieli emerytów. Oczywisty wydaje się pogląd, że w szkole najważniejszymi podmiotami są uczniowie. Dlatego wszelkie ograniczenia w zatrudnianiu osób na emeryturze nie powinny mieć miejsca. Emerytowany nauczyciel-legenda jest w stanie nauczyć i wychować na poziomie, jakiego trudno oczekiwać od młodego adepta pracy pedagogicznej. Owszem, organ prowadzący powinien monitorować efekty pracy tych nauczycieli w zestawieniu z innymi zatrudnionymi w danej szkole, ale administracyjne wykluczanie możliwości zatrudniania emerytów jest niezgodne z prawem. Używanie argumentu, że drodzy emeryci rujnują budżet, jest nadużyciem, gdyż jako nauczyciele dyplomowani co prawda otrzymują wysokie wynagrodzenie, ale zwraca się to w subwencji w postaci wyższego wskaźnika Di – korygującego należną samorządowi subwencję oświatową z tytułu stosunku średniego poziomu awansu zawodowego w danej JST do takiego poziomu w skali kraju.

Gmina wpływa na politykę kadrową, akceptując arkusz organizacyjny>>

Jest to fragment artykułu Stanisława Szelewy "Samorząd a dyrektor – współpraca czy podporządkowanie?", opublikowanego w miesięczniku "Dyrektor Szkoły" nr 10/2014>>