PAP: Jakie dzieci nazywamy "eurosierotami"? I czy można określić, ile jest ich w Polsce?
Justyna Korzeniewska: "Eurosieroty" to dzieci ponoszące negatywne psychologiczne konsekwencje emigracji rodziców w celach zarobkowych. Rodzice eurosierot to osoby, które podjęły na stałe zatrudnienie w jednym z państw UE lub pracownicy sezonowi, którzy na jesień i zimę wracają do Polski, a latem np. zbierają truskawki w Belgii. Wiadomo, że skala zjawiska jest duża, ale trudno o dokładne statystyki, bo nigdzie nie jest to odnotowywane, jak również wielu dorosłych nie ujawnia takich sytuacji. Jeśli chodzi o dzieci w wieku szkolnym, można sądzić, że eurosierot są w Polsce tysiące. Z perspektywy szkoły łatwo to zauważyć, bo tacy rodzice np. konsekwentnie nie pojawiają się na wywiadówkach, a dzieci mają trudności emocjonalne i wymagają pomocy psychologa szkolnego.
Oczywiście nie każde dziecko, którego rodzic wyjeżdża na dłuższy czas, musi ponieść negatywne psychologiczne konsekwencje. Jednak wiele odczuwa przykre skutki takiej sytuacji. Grupa "eurosierot" jest dość zróżnicowana. Nie chodzi tylko o długoterminowe wyjazdy matki czy ojca. Niektórzy z rodziców "eurosierot" to takie osoby, które pracują za granicą albo nawet w Polsce - ale w odległym mieście i tylko w weekend wracają do domu. Dla maluszka tygodniowa rozłąka z rodzicem to coś dojmującego, zwłaszcza gdy nie jest to jeden tydzień, po którym następuje sielanka powrotu, lecz kolejne okresy rozstania.
Zazwyczaj rodzice decydują się na wyjazd, motywowani chęcią zarobku. Jednak często się zdarza, że choć jako oficjalny powód wyjazdu podawane są kwestie finansowe, w tle inne autentyczne przyczyny są inne. Często jest to przykrywką dla wygaśnięcia relacji małżeńskiej czy substytut separacji. Rodzice jeszcze nie zdecydowali się na rozwód i postanawiają dać sobie drugą szansę. Myślą tak: "rozstaniemy się na jakiś czas w +bezpieczny sposób+, ty wyjedziesz, więcej zarobisz, zmniejszą się problemy finansowe, będzie nam łatwiej, to może między nami też się poprawi".
To właśnie dzieci z tych rodzin ponoszą negatywne konsekwencje rozłąki w największym stopniu. One już wcześniej, zanim rodzic wyjechał, przeżywały sytuację niepewności. Bo "rodzice się kłócili, tata się wyprowadzał albo ja z mamą wracałem do babci". Podczas gdy ojciec i matka nie pamiętali w ferworze kłótni o potrzebach i uczuciach dziecka, ono czuło się odrzucone, zaniedbywane.
Dzieci mają tendencję do irracjonalnego poczucia winy. Dorośli rzadko myślą o nich jako o istotach wrażliwych, troszczących się o bliskich, a jednak one takie są. Bywa, że gdy dziecko widzi kłócących się rodziców, uważa, że robią to z jego powodu. Czasem rzeczywiście punktem wyjścia jest dziecko. Jeden rodzic zarzuca drugiemu: "jak ty go wychowujesz?!", "na wszystko mu pozawalasz!". Dziecko słyszy, że mówi się o nim i czuje się winne rozpadowi rodziny.
Jeśli dziecko nie rozumie, co się dzieje, to interpretuje zachowania rodziców na swoją niekorzyść. Może myśleć na przykład tak: "byłem niegrzeczny i tata się denerwował, aż w końcu tak się zdenerwował, że wyjechał i już nie chciał z nami mieszkać". Poczucie winy dziecka jest wzmacniane przez to, że troszczą się o rodziców. Gdy widzą, że mama jest smutna, próbują coś zrobić, by poweselała. Biorą na siebie takie obciążenia, jak odpowiedzialność za nastroje rodziców.
RPD: Polacy uczący się za granicą też mają prawo do ulg>>
RPD: Polacy uczący się za granicą też mają prawo do ulg>>
PAP: Czym to może skutkować w późniejszym życiu?
J.K.: Negatywne konsekwencje widoczne są szybko, ale powodują też odległe negatywne skutki. Dzieci stają się niespokojne, nerwowe, drażliwe, depresyjne. A przez to konfliktowe, co psuje ich relacje z rówieśnikami. Mają obniżone poczucie własnej wartości. Często myślą: "jestem złą osobą, skoro tata przeze mnie wyjechał". To sprowadza się do poczucia: "nawet mój własny ojciec mnie nie chciał, nawet mama ze mną nie wytrzymała, więc kim ja jestem?". Dorastając w takim przekonaniu, dziecko może w konsekwencji myśleć: "nie dziwię się, że koledzy mnie nie lubią".
Takim dzieciom trudniej utrzymywać przyjaźnie. Są nieufne i mają tendencję do interpretowania naturalnych sytuacji, takich jak drobna sprzeczka, odmienne zdanie, chwilowa rozłąka, jako odrzucenia. Jeśli dziecko żywi przekonanie, że rodzice je porzucili, w sytuacjach społecznych na późniejszym etapie życia, gdy wystąpi element konfliktu, odbiera to jako akt odrzucenia przez innych. To przekłada się na funkcjonowanie w grupie rówieśniczej w szkole oraz na życie osobiste i zawodowe w wieku dorosłym. Taki człowiek nie wierzy, że może mieć grono przyjaciół, zdobyć zaufaną osobę, być liderem w grupie.
W życiu dorosłym takie osoby odczuwają potrzebę założenia własnej rodziny. Poszukują więzi i bliskości, ale gdy w relację wejdą, często mają problemy z powodu własnej niepewności. Dlatego pragną wciąż otrzymywać dowody miłości, zaangażowania, a drobne zaniedbania partnera odbierają jako dowody zaniku uczucia. Myślą: "jeśli on powiedział mi coś niemiłego, na pewno już mnie nie kocha i chce mnie rzucić". Często też prowokują różnego rodzaju "sytuacje testowe", aby "się upewnić". Oceniają potem: "gdybyś mnie naprawdę kochał, to byś tego nie zrobił". Taka osoba nie może uwierzyć, że ktoś ją autentycznie wybrał i darzy szczerym uczuciem.
"Eurosieroty" mogą też w przyszłości przynależeć do innej grupy dorosłych - którzy starają się w ogóle nie wchodzić w bliższe relacje. Ludzie tacy bardzo boją się odrzucenia przez partnera, pamiętając, jak czuli się, gdy uważali, że porzucili ich rodzice. Stają się "patologicznie niezależni", nie chcą wchodzić w żaden związek, zakładając, że on i tak za chwilę skończy się rozstaniem.
PAP: Niektórzy rodzice są do emigracji zmuszeni sytuacją ekonomiczną, wyjazd okazuje się jedyną szansą na utrzymanie rodziny. Co doradziłaby Pani takim osobom, przed czym ostrzegła?
J.K.: To, że rodzic wyjechał nie musi, jak mówiłam, automatycznie nieść dla dziecka traumatycznych konsekwencji. Jeśli więź między rodzicami była przed wyjazdem silna, relacja z dzieckiem prawidłowa, sposób przygotowania malucha do rozłąki właściwy, a rodzic jest w stanie odpowiednio utrzymać relację z dzieckiem, to okresowe rozstania są trudne, ale nie traumatyczne. Inaczej się czeka na powrót rodzica w przekonaniu, że "tata/mama mnie kocha i tak samo za mną tęskni, jak ja za nim", a inaczej, gdy się myśli: "wyjechał, bo byłem niegrzeczny".
Jest wiele zawodów wiążących się z częstą nieobecnością rodzica, a przecież rodziny te normalnie funkcjonują. Np. ojciec jest marynarzem lub mama jest artystką koncertową i musi wyjeżdżać na tournee. Budowanie relacji z dzieckiem powinno tak wyglądać, że dziecko zostaje odpowiednio przygotowane na okres rozłąki.
Wśród "eurosierot" spotyka się dzieci, które mają silne uczucie lęku jako skutek tego, że rodzice ukryli przed nimi moment wyjazdu. Bali się, że dziecko będzie płakać, protestować, więc ojciec wyjechał po cichu w nocy. Tymczasem w takiej sytuacji dziecko budzi się rano i widzi, że taty nie ma, a ono nie zdążyło się pożegnać. Rodzice sądzą, że syn czy córka się przyzwyczai i "z czasem zapomni". A to nie jest tak. Dzieci miewają po takich wydarzeniach silne poczucie lęku, nie wiedzą, "jak to się stało, dlaczego się stało". Boją się: "dziś obudziłem się i rano nie było taty, być może jutro położę się spać, potem obudzę się i nie będzie też mamy, a pojutrze babci". Należy przed wyjazdem porozmawiać z dzieckiem, powiedzieć: "mnie też jest trudno wyjeżdżać i już czekam na moment, gdy się znów zobaczymy".
PAP: "Film terapeutyczny" - tak określiła Pani "Sekrety morza", nominowaną do Oscara irlandzką animowaną bajkę, którą od 8 maja można oglądać w kinach w Polsce.
J.K.: Polecam ten film. Pokazano w nim autentyczne emocje osób, zarówno dzieci, jak i dorosłych, przeżywających tęsknotę związaną z rozłąką, z rozstaniem oraz chęcią ponownego kontaktu, bliskości, odnowienia więzi. A także - sposoby, jak sobie z takimi sytuacjami radzić. Dorośli często nie doceniają uczuć i emocji dziecka. Wydaje się im, że skoro dziecko jest małe, przeżywa także wszystko na mniejszą skalę. Tymczasem dzieci bardzo mocno odczuwają to, co się dzieje wokół nich i lekceważąca postawa dorosłych jest dużym błędem.
Rozmawiała: Joanna Poros (PAP)