W szczególnej sytuacji jest prawie 60 tys. (w tym prawie 50 tys. pełnozatrudnionych) nauczycieli gimnazjów publicznych, ogólnodostępnych i prowadzonych przez jednostki samorządu terytorialnego (SIO, stan na 31.03.2016 r.). Ich sytuacja – rzec można – jest dość osobliwa, czego chyba nie do końca są świadomi. Warto zauważyć, że w 2019 r. „nowe” szkoły podstawowe nie wchłoną wszystkich pedagogów praktykujących dziś w gimnazjach, choćby dlatego, że uczniów będzie tam mniej o ok. 230 tys., co w znacznym stopniu przełoży się na liczbę oddziałów i nauczycielskich godzin.
Zwróćmy także uwagę, iż w kontekście wprowadzanej reformy nauczyciele gimnazjalni zostali podzieleni przynajmniej na dwie kategorie: tych, którzy pracują w miastach i gminach, oraz tych, którzy pracują w miastach na prawach powiatu. Ci pierwsi też nie są jednolici – najlepiej mają zatrudnieni w zespołach szkół podstawowych i gimnazjów (zauważmy, że był/jest to układ niezgodny z obowiązującym prawem) oraz w samodzielnych gimnazjach. W najlepszej sytuacji jest ok. 16 tys. nauczycieli pracujących w 66 miastach powiatach, gdyż ogólny czas nauki ucznia w systemie ma się nie zmienić, a prezydent miasta będzie mógł, zgodnie z art. 18 i 19 ustawy z 26.01.1982 r. – Karta Nauczyciela (tekst jedn.: Dz. U. z 2016 r. poz. 1379) – dalej KN, przenosić nauczycieli z gimnazjów do szkół podstawowych lub ponadpodstawowych według lokalnych potrzeb. W tym miejscu warto zauważyć, że w gimnazjach oddziały są na ogół mniej liczne niż w szkołach ponadgimnazjalnych i na jednego nauczyciela przypada znacznie mniej uczniów (w gimnazjach – 17, w liceach – 24), a to przecież ostatecznie warunkuje przyszłe potrzeby kadrowe.
Nieco inaczej przedstawia się sytuacja nauczycieli w mniejszych miastach i gminach. Jakieś dwie trzecie z nich wchłoną przyszłe VII i VIII klasy w szkołach podstawowych, choć i tu mogą być zawirowania, gdyż pokazywane (bo nie publikowane) od czasu do czasu przyszłe siatki godzin nie precyzują jednoznacznie, jakie przedmioty i w jakiej liczbie godzin ostatecznie znajdą się w rozporządzeniu i przyszłej szkole. Jednocześnie jedna trzecia nauczycieli, czyli ok. 14 tys., będzie musiała otrzymać wypowiedzenia, i to przy pewnych założeniach. Przede wszystkim, że sieć szkół pozostanie w obecnym kształcie. Demografia wskazuje, że powinna się jednak kurczyć, na co mogą nie wyrażać zgody kuratorzy wiedzeni nieuzasadnionym przekonaniem, że uczniowie w mniejszych oddziałach szkolnych uzyskują lepsze wyniki – tak nie jest, czego dowodzą badania na całym świecie, ale to temat na oddzielne rozważania. Innym determinantem konserwującym sieć szkolną może być konieczność potwierdzenia słów polityków, że nie będzie zwolnień nauczycieli. Będzie to jednocześnie poważnie tykająca bomba ekonomiczna dla samorządów lokalnych.
Zwolnienie tysięcy nauczycieli (ponad 2% całej grupy to mniej więcej tylu, ilu dziś pracuje w województwie lubuskim lub opolskim) wspominane od czasu do czasu przez polityków w kontekście niżu demograficznego chyba zostało już zadekretowane, gdyż w projekcie przepisów wprowadzających nowe prawo oświatowe w art. 121 ust. 1 czytamy: W roku szkolnym 2017/2018 nauczyciela gimnazjum prowadzonego przez jednostkę samorządu terytorialnego, zatrudnionego na podstawie mianowania lub umowy o pracę na czas nieokreślony, którego dalsze zatrudnienie nie jest możliwe ze względu na zmiany organizacyjne powodujące wygaszenie kształcenia w gimnazjum, przenosi się w stan nieczynny z dniem 1 września 2018 r. lub rozwiązuje się z nim stosunek pracy, jeśli nauczyciel nie wyrazi zgody na przeniesienie w stan nieczynny. To rozciągnięcie uprawnień zapisanych w art. 20 KN na nauczycieli zwalnianych z gimnazjów, co dla gmin oznacza koszty odpraw szacowane dziś na 0,5 mld zł.
Prof. Jeżowski: wypowiedzenie nawet dla 14 tys. nauczycieli
Likwidacja gimnazjów może sprawić, że wypowiedzenie dostanie ok. 14 tys. nauczycieli. Koszty odpraw szacuje się na pół miliarda zł - wylicza prof. Antoni Jeżowski w Dyrektorze Szkoły.