Minister edukacji ogłosiła decyzję rządu z czwartku, 27 września, o przyznaniu gminom w przyszłym roku w okresie od września do grudnia na każdego przedszkolaka kwoty 333 zł. Znamienne, że był to ostatni dzień Samorządowego Kongresu Oświaty, na którym ok. 1000 przedstawicieli jednostek samorządu terytorialnego debatowało nad stanem oświaty przez te jednostki zarządzanej. Jeśli rzecz postrzegać przez pryzmat wypowiedzi wielu „kongresmenów”,zawierających inwektywy pod adresem rządu, a w szczególności ministrów edukacji i finansów - nie wspominając o nauczycielach - to była to smutna stypa nad chorą edukacją.
Rząd zrobił, w mojej ocenie to, co powinien zrobić w tej sytuacji: podał samorządom pomocną dłoń w postaci – póki co – 320 mln zł w przyszłym roku (i kolejne kwoty w latach następnych). Ale wszystko ma swoją cenę. Ceną jest w tym wypadku zapowiadane ograniczenie możliwości stanowienia opłat za godziny edukacji i opieki w placówkach powyżej pięciogodzinnego wymiaru dziennego. Spełnia się więc sen wielu gminnych urzędników, że zadania oświatowe, szczególnie opieka przedszkolna, ale też dofinansowywanie oświaty niepublicznej, wynagrodzenia nauczycieli itd. winien finansować budżet państwa. Może więc zamiast części oświatowej subwencji ogólnej należy te środki dzielić między jednostki samorządu terytorialnego w postaci dotacji celowej przeznaczonej na wydatki bieżące i rozliczać tak, jak samorządy rozliczają je w placówkach niepublicznych? Uważam, że po 22 latach od przywrócenia społeczeństwu obywatelskiemu samorządu jest to bolesny symptom kryzysu polskiej samorządności. Lokalni politycy zajęli się gierkami politycznymi, a jednostkami administrują urzędnicy, dla których wymówka, iż rząd nie dał na coś środków, jest odwiecznym usprawiedliwieniem niekompetencji i indolencji.
Od 2008 roku obserwujemy zmniejszanie się udziału dochodów własnych w dochodach ogółem jst na rzecz subwencji ogólnej i coraz większych dotacji (w roku 2011 dochody własne jednostek samorządu terytorialnego stanowiły 48,8 proc. całości dochodów, dotacje 23%, a subwencje 28,2 proc.). Zmniejsza się więc zakres samorządności, i co ciekawe, oczekiwania korporacji samorządowych nie idą w kierunku zwiększenia np. udziału w którymś podatku stanowiącym dochód budżetu państwa (poza Związkiem Miast Polskich), ale zewsząd słychać smętne wołanie o dotacje lub subwencje.
Reasumując: na decyzji rządu zyskają mieszkańcy jako rodzice przedszkolaków, jednocześnie ci sami mieszkańcy jako uczestnicy lokalnej wspólnoty stracą na samorządności. A miało być tak pięknie, gdy w roku 1990 odradzał się w Polsce samorząd lokalny...
Antoni Jeżowski
Profesor Antoni Jeżowski jest twórcą Instytutu Badań w Oświacie i ekspertem z zakresu finansów. Od wielu lat współpracuje z miesięcznikiem "Dyrektor Szkoły". W październiku br., nakładem Wolters Kluwer Polska, ukaże się jego nowa książka "Ekonomika oświaty"
Polecamy także: Wprowadzenie dotacji na oświatę groźne dla idei samorządności?