- Trzeba mieć świadomość, że nie możemy ot tak sobie przeprowadzić kontroli głów dzieci. Po pierwsze, przepisy zakazują dotykania dzieci w celu kontroli głowy bez wiedzy i pisemnej zgody rodziców. W przeciwnym razie musimy się liczyć z konsekwencjami naruszenia nietykalności cielesnej dzieci - tłumaczy dyrektorka jednej z opolskich podstawówek - Po drugie, kontroli nie możemy prowadzić w kilkuosobowym gronie, tylko indywidualnie, to jest sprawdzać każde dziecko z osobna. Po trzecie zaś, temat wszy to sprawa bardzo delikatna. Musimy bowiem działać tak, by dziecko, u którego znaleziono wszy, nie ucierpiało, nie stało się obiektem napiętnowania - wylicza.
Dyrektorka zwraca uwagę na to, że choć w myśl przepisów za walkę z wszami odpowiada szkoła, to w praktyce wszystko zależy od rodziców. - Sprawę dodatkowo komplikuje to, że wszawica nie jest już klasyfikowana jako choroba zakaźna, tylko pasożytnicza - mówi.
- Ludzie do nas wydzwaniają ze zgłoszeniami i zapytaniami w tej sprawie - opowiada rzeczniczka opolskiego sanepidu. - Z obserwacji wynika, że zjawisko ma stały charakter. Prawda jest taka, że wszy w szkołach były, są i będą. I to mimo wzrostu świadomości tego, jak ważne jest dbanie o higienę. Wszy przenoszą się bowiem bardzo łatwo i nawet największy czyścioch może je złapać - przekonuje. Więcej>>
Opole: plaga wszy w podstawówkach. Dyrektorzy krytykują przepisy
Rodzice uczniów opolskich podstawówek skarżą się, że w szkołach panuje wszawica. Dyrektorzy tłumaczą, że przez przepisy nie mają środków, by zapobiegać rozprzestrzenianiu się choroby - informuje portal gazeta.pl.