Według organizatora manifestacji - Związku Nauczycielstwa Polskiego - uczestniczy w niej ok.5 tys. osób. Wśród nich są nauczyciele z ZNP, a także nauczyciele niezrzeszeni, samorządowcy i rodzice.
Zgromadzeni mają z sobą flagi państwowe, flagi związkowe i transparenty, na których można przeczytać: "Chcemy pracować i żyć godnie", "Reforma Zalewskiej=chaos i nierówność", "Za pracę - godna płaca", "Mamy dość!".
Chcą szacuku, godności, pieniędzy
- Nie ma zgody na politykę edukacyjną, której twarzą jest minister Anna Zalewska" - powiedział prezes ZNP Sławomir Broniarz. - Mamy dość żałosnych pensji i jeszcze gorszych podwyżek, mamy dość odbierania nam autonomii, obierania autonomii szkole, zaprzepaszczania wszystkiego co jest dorobkiem polskiej szkoły po 1989 r. Mamy dość lekceważenia środowiska nauczycielskiego - mówił. I dodał, że minister edukacji nie prowadzi prawdziwego dialogu społecznego. - Środowisko nauczycielskie ma prawo oczekiwać szacunku, godności, należytego traktowania - podkreślił.
LEX Prawo Oświatowe >>
Według prezesa ZNP, środowisko nauczycielskie nie chce takiego sposobu oceniania nauczycieli jaki zaproponowało MEN.
Czytaj więcej: Nowe zasady oceniania nauczycieli: biurokracja i zagrożenie dla autonomii >>
- Nie chcemy być przedmiotem manipulacji i wybierana spośród nas gorszych i lepszych, którzy dostaną za cztery lata +500 plus+. Nie obawiamy się oceny, ale chaosu i zamętu, jako będzie temu towarzyszył - mówił. Przypomniał, że zgodnie z ustawą o finansowaniu zadań oświatowych, kryteria oceny nauczycieli ma określić minister edukacji w rozporządzeniu, zaś wskaźniki oceny dyrektor każdej szkoły w regulaminie. Nauczyciele dyplomowani, którzy uzyskają najwyższe oceny będą mogli otrzymać specjalny dodatek.
Podczas demonstracji głos zabierali też przedstawiciele rodziców i samorządowcy. - Reforma miała być konsultowana, to kłamstwo, nauczyciele mieli dostać podwyżki, to kłamstwo - powiedział wiceprezydent Łodzi Tomasz Trela. - Dzisiaj według danych samorządów brakuje 600 mln zł (na podwyżki), w samej Łodzi brakuje 15 mln zł na podwyżki, które nauczyciele mieli dostać od 1 kwietnia. Nie ma tych pieniędzy - mówił wiceprezydent. Według niego, samorządy nie dostały środków na podniesienie płac nauczycielom.
Czytaj również: W samorządowych kasach zabraknie 600 mln zł na podwyżki dla nauczycieli >>
Zalewska odpowiada demonstrantom
Postulat podwyżek dla nauczycieli jest realizowany – powiedziała minister edukacji Anna Zalewska w sobotę 21 kwietnia w Izbucy (woj. lubelskie) odnosząc się do protestu Związku Nauczycielstwa Polskiego. Od 1 kwietnia rozpoczynają się podwyżki, które w ciągu roku i dziewięciu miesięcy będą wynosić 15,8 proc., co daje owe postulowane tysiąc zł – powiedziała Zalewska.
Czytaj więcej: Zalewska: postulat podwyżek dla nauczycieli jest realizowany >>
W czwartek, jeszcze przed demonstracją, minister Zalewska, mówiła, że rozporządzenie zostało podpisane na czas, od 1 kwietnia podwyżki obowiązują. - Jest czas dla samorządowców, którzy być może się z tym spóźnili (...). To dopiero początek podwyżek. W styczniu 2019 r. następna podwyżka i w styczniu 2020 r. kolejna. To da podnoszoną przez związek kwotę 1 tys. zł - powiedziała Zalewska. Powiedziała też, że statystycznie średnie wynagrodzenie brutto nauczyciela dyplomowanego to ponad 5 tys. zł. Podkreśliła jednocześnie, że na tą średnią składa się minimalne wynagrodzenie i 16 różnych dodatków, w tym m.in. tzw. „13-stka”, świadczenie urlopowe, dodatek funkcyjny, wychowawczy, motywacyjny.
Przypomniała, że za trzy lata będzie można otrzymać co miesiąc dodatkowe 500 zł za uzyskanie oceny wyróżniającej. I podkreśliła, że każdy ma prawo demonstrować, jednak - jej zdaniem protest oparty jest na nieprawdziwych przesłankach, m.in. na tym, że nie zostały wypłacone podwyżki dla nauczycieli.
Na pytanie o to, czy protest ma podtekst polityczny, Zalewska odparła w sobotę, że w systemie edukacji są też rodzice, a oni mają różne poglądy. - Dlatego zawsze przepraszam dziennikarzy - o polityce nie dyskutuję, dyskutuję o edukacji – dodała. Żądanie jej dymisji jest – jej zdaniem – nieuzasadnione, bo oparte na nieprawdziwych przesłankach, np. na takich, że nie zostały wypłacone podwyżki.
Chcą dymisji Zalewskiej
ZNP chce jednak odwołania z funkcji minister edukacji narodowej Anny Zalewskiej. Pod koniec marca wystosowało list-apel w tej sprawie do premiera Mateusza Morawieckiego. Związkowcy przedstawili w nim 10 powodów, dlaczego szef rządu powinien tak postąpić.
W liście na pierwszym miejscu znalazło się wdrożenie, wbrew opinii ekspertów i większości opinii publicznej, nieprzemyślanej, źle przygotowanej i niezwykle kosztownej reformy ustrojowej i programowej polskiej szkoły.Na drugim jest zniszczenie 18-letniego dorobku gimnazjów poprzez ich stopniową likwidację, a na trzecim spowodowanie chaosu organizacyjnego i kadrowego w szkołach. Wśród powodów wymieniono też dalszą pauperyzację środowiska pracowników oświaty.
Według związkowców podwyżka wynagrodzeń o 5,8 proc. od 1 kwietnia 2018 r. nie jest wystarczająca, nie poprawia sytuacji finansowej i nie podniosi prestiżu zawodu nauczyciela. Zgodnie z nią wynagrodzenie zasadnicze nauczycieli wzrosło od 93 zł do 168 zł brutto, zależnie od stopnia awansu zawodowego. Dlatego żądają podwyżki rzędu 1000 zł.
Zwracają też uwagę, że podwyżka zbiegła się w czasie m.in. z likwidacją części dodatków do płacy zasadniczej, wydłużeniem ścieżki awansu zawodowego z 10 do 15 lat i ograniczenia możliwości korzystania przez nauczycieli z urlopu dla poratowania zdrowia.
- Chciałabym uspokoić nauczycieli. Wszystko jest w trosce o ich dobro, pracujemy razem, czasami się nie zgadzamy ze związkami, ale dzisiaj razem dyskutowaliśmy - powiedziała w czwartek minister. (PAP)
Polecamy: Meblowanie szkolnej demokracji>>