Poddanie szkół mechanizmom rynkowym, proponowane przez niektórych ekonomistów, to utopijna wizja. Uczeń nie jest konsumentem, a szkół nie można uniezależnić od państwa - mówi wiceminister edukacji, Maciej Jakubowski, w wywiadzie dla "Dyrektora szkoły". Podkreśla także, że zmiany powinny mieć charakter ewolucyjny.
Skoro mowa o elastycznych rozwiązaniach związanych z zarządzaniem szkołą, może zniesienie bariery oddawania w prywatne ręce przez samorządy szkół do 70 uczniów pozwoliłoby na zmianę sposobu zarządzania, zatrudniania i utrzymywania większych placówek oświatowych, które dzięki zdrowej konkurencji i zasadom rynkowym stawałyby się bardziej atrakcyjne dla uczniów i ich rodziców, a nie obciążałyby budżetu gminy?
Osobiście uważam, że powinniśmy raczej wprowadzić dodatkowe zapisy umożliwiające utrzymanie mniejszych szkół pod względem finansowym wewnątrz systemu szkół publicznych, szkół samorządowych. Chciałbym podkreślić, że cenię szkoły niepubliczne, ale decyzja o przekazaniu szkoły stowarzyszeniu nie powinna być dyktowana wyłącznie względami finansowymi, a obecne przepisy powodują, że te szkoły są przekazywane przez gminy wyłącznie z tych powodów. Chcielibyśmy zaproponować rozwiązania, które dawałyby możliwość utrzymania małych placówek w gminach, również dlatego żeby pracujący tam nauczyciele korzystali z przepisów zawartych w Karcie Nauczyciela. Dzięki takiemu rozwiązaniu samorządy, jako organy prowadzące, staną przed rzeczywistym wyborem, czy dla dobra uczniów przekazać szkołę innemu podmiotowi, ponieważ np. lepiej będzie zarządzał placówką. Nie będą natomiast musiały się kierować jedynie przesłanką obniżenia kosztów. Trochę się Pana opinia kłóci z wizją innego ekonomisty, profesora Leszka Balcerowicza, który w wywiadzie opublikowanym we wrześniowym numerze „Dyrektora Szkoły” roztacza wizję „wolnych szkół”. Wolnych, czyli niezależnych od układu finansowego i politycznego państwa. Rozwiązania, gdzie pieniądze idą za uczniem, natomiast to szkoła bezpośrednio decyduje, jaki ma charakter prawny: czy jest publiczna, czy prywatna, a samorządowe organy prowadzące nie mogą wykorzystywać jej w polityce, bo tak naprawdę jest przedsiębiorstwem prowadzącym działalność gospodarczą. Czy Pana zdaniem jest możliwy taki system edukacji w Polsce?
Miałem już okazję rozmawiać z profesorem Balcerowiczem, którego bardzo cenię i szanuję. Cieszy mnie też, że osoby spoza edukacji włączają się w publiczne debaty o oświacie. Jednak ja, chociaż też jestem ekonomistą, zupełnie nie wierzę w proste przełożenia teorii rynkowych na system edukacji. Jest to piękna utopijna wizja tworzona przez wielu ekonomistów, ale wydaje mi się, że w ogóle mówienie o rynku w edukacji jest dużym błędem, ponieważ szkoły nie działają jak przedsiębiorstwa, a uczniowie nie działają jak konsumenci. Przykładami są kraje, które wprowadzały te prorynkowe reformy, co było modne szczególnie w latach 80. i 90. XX w. i kontynuowane też w ostatnich latach w takich krajach, jak np. Szwecja. Wniosek z tego jest jeden – niekoniecznie sprzyja to poprawieniu ogólnego poziomu wyników, a na pewno sprzyja zróżnicowaniu wyników uczniów. Jeżeli mówimy o wolnej szkole – to brzmi pięknie. I niektóre szkoły będą wolne, będą piękne, będą dobrze i mądrze zarządzane, będą tworzyły nowe rozwiązania, które będą sprzyjać jakości, jednak w wielu szkołach, niestety, żadne nowe rozwiązania nie powstaną, a wiele innych będzie się borykać ze słabym zarządzaniem. Tak naprawdę tam ściślejsza regulacja jest niezbędna.
Jeżeli spojrzymy na wyniki gimnazjalistów z Międzynarodowego Badania PISA (The Programme for International Student Assessment – Program Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów), którym miałem przyjemność przez parę lat się zajmować – a niestety są to nadal mało znane wyniki w Polsce – to tak naprawdę Polska jest wskazywana jako kraj sukcesu. I to nie tylko dlatego, że podnieśliśmy te wyniki z poniżej średniej do powyżej średniej OECD, ale również dlatego że jesteśmy krajem stosunkowo biednym, a mamy wyższe wyniki niż te kraje, które np. wydają dwa razy więcej na oświatę. Jeszcze bardziej istotne w kontekście, o którym rozmawiamy, jest to, że mamy jedne z najmniejszych zróżnicowań wyników między szkołami.
Zróżnicowanie wyników między gimnazjami wbrew temu, co głoszą media, że jest duże, czy też rośnie, pokazując przykłady elitarnych szkół w dużych miastach jest znikome i tylko kraje nordyckie mają mniejsze zróżnicowanie w porównaniu z Polską. I to jest fakt dla mnie wręcz szokujący, dlatego że Polska jest krajem, gdzie zróżnicowanie dochodów i wykształcenia rodziców uczniów jest znacznie większe niż w innych krajach OECD. Pokazuje to, że szkoła w Polsce ma olbrzymi efekt wyrównujący i jestem przekonany, że te ścisłe regulacje, jak np. Karta Nauczyciela, które tak nas uwierają pod pewnymi względami, przyczyniają się też w dużym stopniu do zmniejszania nierówności w systemie. Na przykład to, że nauczyciele mający pewne zatrudnienie i pewne, porównywalne wynagrodzenie, niezależnie od tego, do której szkoły pójdą, powoduje, że pracują bardzo podobnie. Nie kierują się w swoim wyborze tym, z jakimi uczniami wolą pracować, nie boją się tego, że jak pójdą do biedniejszego samorządu, to będą zarabiać dużo mniej. W krajach, w których wprowadzono natomiast reformy rynkowe, można zaobserwować, że oczywiście powstają szkoły bardzo dobre, ale to są najczęściej szkoły elitarne, z dziećmi z tzw. lepszych rodzin, prowadzone przez bogatsze samorządy, gdzie są wyższe jak np. w Stanach Zjednoczonych podatki lokalne. Natomiast, niestety, inne szkoły, które działają na tych samych zasadach, ale w biedniejszych dzielnicach, bardzo często mają kiepskie wyniki, a nauczyciele idą do nich jak na zesłanie. To umiłowanie wolnego rynku często kończy się tym, że państwo musi interweniować i wydawać jeszcze więcej pieniędzy, żeby na nowo tym szkołom pomóc i odbudować ich poziom merytoryczny. I jeszcze mówiąc o rynku w edukacji. Dla mnie ciekawy i przekonujący jest tak naprawdę przykład Wielkiej Brytanii, gdzie wprowadzono tzw. school choice swobodę wyboru szkoły. Co się okazało? Że tak naprawdę z tej swobody korzysta od kilku do kilkunastu procent rodziców i uczniów. I to są tylko rodzice zamożniejsi, którym zależy na kształceniu dziecka. Oni wyszukają najlepszą szkołę na drugim końcu miasta i dowożą do niej dziecko. Jednak dla większości rodzin tak naprawdę ważne jest to, żeby szkoła, która jest najbliżej miejsca zamieszkania, była szkołą dobrą. Dlatego myślę, że w systemie edukacji jednak te ścisłe regulacje i wyrównywanie warunków pracy nauczycieli we wszystkich szkołach publicznych jest niezwykle ważne i Polska ma się czym pochwalić. A co, jeżeli chodzi o zakres kompetencji i uzupełnianie wykształcenia nauczycieli: specjalizacja czy wszechstronność?
Myślę, że nasza wizja jest zbieżna z poglądami Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego i wspólnie uważamy, że nauczyciele tak jak prawie wszystkie osoby z wyższym wykształceniem powinni być kształceni w jak najbardziej elastyczny sposób. Jest to pewna kontrowersja, bo pracodawcy chcieliby, żeby w każdym przypadku, również w przypadku nauczycieli, proces kształcenia wyglądał tak, żeby nauczyciel kończąc studia, był skończonym produktem, który wchodzi do szkoły i już jest przygotowany do nauczania danego przedmiotu. Ja nie do końca mogę się z tym zgodzić. Zdecydowanie brakuje moim zdaniem na studiach pedagogicznych zajęć charakterystycznych dla menedżerów czy też kształcenia tzw. umiejętności miękkich kursów z dziedziny komunikacji, zarządzania grupą, pracy w zespole. Obecnie wprowadzane zmiany w kształceniu nauczycieli idą w tym kierunku, wprowadzając więcej praktyk, ale i kształcenia umiejętności potrzebnych w nowoczesnej szkole. Dodatkowo uważam, że ponieważ rynek pracy dla nauczycieli zmienia się bardzo dynamicznie i nadal będzie się zmieniał, nie można ograniczać rozwoju nauczycieli, a do tego prowadziłaby specjalizacja. Nauczyciele będą musieli umieć się przekwalifikowywać, nawet jeżeli nadal będą nauczać tego samego przedmiotu, bo same sposoby nauczania będą się cały czas zmieniać i nauczanie w najbliższych latach będzie się bardzo zmieniać, a nauczyciele muszą być przygotowani na takie zmiany. Często narzeka się, że system oświaty jest ciągle reformowany, ale proszę spojrzeć, jak zmienia się społeczeństwo, jak zmienia się rynek pracy. Tak naprawdę będziemy musieli wciąż się reformować pod wieloma względami, jeżeli chcemy za tymi zmianami nadążyć. Po prostu trzeba się do tego przyzwyczaić i przygotować, na pewno pomoże w tym elastyczność. Czyli permanentna ewolucja, ale unikanie kolejnych rewolucji w systemie oświaty? Tak. Chcemy unikać zmian rewolucyjnych, które zawsze wprowadzają pewien chaos. Staramy się, aby proponowane rozwiązania były przyjmowane stopniowo. Żeby nie były narzucane, ale wcześniej przedyskutowane ze środowiskiem. Żeby nie były zbyt szybkie i gwałtowne i żeby cały czas towarzyszył im system wsparcia i informacji.
Opublikowano: www.oswiata.abc.com.pl