Niezależnie od tego, jaki jest system edukacji, pewne zadania szkoły się nie zmieniają. Zarówno samorządy, jak i dyrektorzy szkół powinni intensywnie zabiegać o jakość kształcenia, zwłaszcza najmłodszych dzieci. Mam wrażenie, że podstawą reform od strony merytorycznej było społeczne niezadowolenie z pracy szkół, zwłaszcza podstawowych. Kultura szkolna na poziomie edukacji początkowej na tyle różniła się od tego, co oferują przedszkola, że rodzice bardzo obawiali się przyprowadzenia tu sześciolatków.
Potencjał rozwojowy dzieci jest wystarczający, by w wieku sześciu lat rozpoczęły szkołę – ale szkołę, która oferowałaby znacznie szerszą gamę opieki nad dzieckiem (całodzienna opieka, kilka posiłków, atrakcyjne zajęcia dodatkowe). Oczywiście także sam proces uczenia się powinien uwzględniać ich potrzeby i dawać możliwość współistnienia w jednej przestrzeni dzieciom o różnych poziomach rozwojowych, potrzebach poznawczych i emocjonalnych. W ostatnich latach wiele szkół w Polsce wypracowało bardzo dobre praktyki w tym zakresie. Tu właśnie widzę pole do działania dla samorządów i dyrektorów szkół – zauważanie, upowszechnianie i wzmacnianie tych inicjatyw, dawanie szansy na ich realizację. Nie doceniamy tego, że polska szkoła już się zmieniła i może się zmieniać dalej, jeśli dyrektorzy i nauczyciele wykorzystają swoje pedagogiczne kompetencje i postarają się zaproponować dzieciom trochę inną edukację. Według mnie, jeśli szkoła jest nieodpowiednia dla sześciolatków, to jest nieodpowiednia również dla siedmio-, a może i ośmiolatków.
Repeta najlepsza dla sześciolatka?>>
Tylko im dziecko starsze, tym mniej uzewnętrznia emocje, zwłaszcza w nieprzyjaznym środowisku.
Samorządy i dyrektorzy placówek oświatowych powinni również zadbać o rzetelną informację o dziecku przekazywaną rodzicom na etapie zarówno przedszkola, jak i szkoły podstawowej. Potrzeby rozwojowe i posiadane kompetencje dzieci są bardzo zróżnicowane, co na tym etapie jest prawidłowością rozwojową. Program edukacyjny musi być więc dostosowany również do uczniów, którzy sobie gorzej radzą. I nie dlatego, że mają sześć czy siedem lat, ale dlatego, że potrzebują więcej czasu i wsparcia środowiska rodzinnego oraz szkoły.
Chciałabym się odnieść także do pomysłu zostawiania dzieci w I lub II klasie na kolejny rok. Uważam, że jest on bardzo niedobry dla rozwoju poznawczego ucznia, jego stosunku do szkoły oraz kształtowania mechanizmów osobowościowych takich jak poczucie własnej wartości. Być może w bardzo szczególnych wypadkach problemów rozwojowych pozostawienie dziecka na kolejny rok w tej samej klasie może rzeczywiście być odpowiednim rozwiązaniem, ale to są – podkreślam – bardzo nieliczne przypadki. Uczeń, który nie awansuje do kolejnej klasy już na samym początku edukacji, otrzymuje komunikat, że nie jest wystarczająco dobry, że nie rozwija się odpowiednio szybko, by móc się dalej uczyć ze swoimi kolegami i koleżankami. Dzieci odczytują to jako porażkę, rozumieją, że nie są tak zdolne, nie pracują wystarczająco szybko, nie radzą sobie dość dobrze.
Powinniśmy kreować pozytywny obraz szkoły. Dziecko powinno iść do niej z ciekawością i optymizmem. Musimy przestać straszyć szkołą. Potrzebna jest w tym zakresie edukacja samorządowców, nauczycieli i rodziców. Trzeba im uświadamiać i dać wyraźnie odczuć, że dzisiejsza szkoła to nie ta sama szkoła, do jakiej chodzili lata temu.
Dowiedz się więcej z czasopisma | |
Dyrektor Szkoły. Miesięcznik Kierowniczej Kadry Oświatowej
|