Tusk zabrał w piątek głos podczas sejmowej debaty nad wnioskiem NSZZ "Solidarność" o referendum ws. wieku emerytalnego. Zapowiedział, że rządowy projekt zmian w systemie emerytalnym trafi do Sejmu w ciągu trzech, czterech tygodni. Rząd chce wydłużyć wiek emerytalny do 67 lat, z możliwością przejścia na częściową emeryturę w wieku 62 lat - w przypadku kobiet i 65 lat - mężczyzn.
Premier przyznał, że proponowana zmiana ws. emerytur nie polega na tym, że rząd coś rozdaje. "To nie jest zmiana, która ma ludziom coś dać" - powiedział.
Zaapelował do polityków opozycji, by w walce o władzę nie powoływali się na solidarność rozumianą jako dziedzictwo narodowe. Tusk ocenił, że nie ma równie istotnego testu na prawdziwe przywództwo polityczne, jak zdolność do podejmowania decyzji, czasami wbrew powszechnym oczekiwaniom.
"Jeśli Polacy cieszą się dziś z wolności i niepodległości, (...) to one narodziły się i przetrwały dwadzieścia kilka lat dlatego, że w każdym kluczowym momencie naszej historii odnajdywali się ludzie, którzy potrafili powiedzieć głośno, patrząc innym w oczy, że nawet jeśli są dziś w mniejszości, to (będąc) przekonani do racji i istoty interesu narodowego, są gotowi wziąć na siebie odpowiedzialność za podjęcie trudnej decyzji - nawet jeśli przyjdzie potem zapłacić za to dużą cenę" - powiedział szef rządu.
Jak dodał, w każdej trudnej chwili w historii Polski - niezależnie od tego, czy są to rzeczy największe, czy tylko istotne - ci, którzy muszą podejmować decyzje, rzadko kiedy są w większości.
Tusk przekonywał, że istotą zaproponowanej przez rząd reformy emerytalnej jest solidarność pokoleń. "Staramy się to projektować nie pod bieżący interes polityczny, tylko z założeniem, że podejmujemy bardzo poważne ryzyko w duchu odpowiedzialności za pokolenie, które będzie przechodziło na emeryturę za 30 lat" - mówił Tusk.
Jak podkreślał szef rządu, istotą projektu jest "solidarność dzisiejszych polityków (...) z tymi, którzy za 30, 40, 50 lat będą w Polsce pracować, a później będą przechodzić na emeryturę".
"Trzeba mieć dużo wyobraźni i dużo odpowiedzialności, żeby podejmować decyzje w imię solidarności pokoleniowej, myśląc o tych, którzy w momencie, kiedy podejmą pracę, nie będą w stanie dzielić się taką częścią swojego zarobku, żeby utrzymać rosnącą armię ludzi w wieku emerytalnym" - powiedział premier.
Reformę emerytalną, która - mówił Tusk - "polega na tym, że tyle, ile uzbieramy, tyle będziemy mogli podzielić na tych, którzy chcą korzystać ze świadczenia emerytalnego" wprowadzano w okresie, gdy w rządzeniu współuczestniczyła NSZZ "S".
"Pamiętam, że w roku, w którym wprowadzano reformę emerytalną, rządziła Solidarność i Unia Wolności, moja ówczesna partia. Ja nie odwracam się plecami do tamtej reformy, staram się wyciągać żelazne konsekwencje z tego tytułu, że wówczas tę reformę wprowadzono" - dodał Tusk. Jak zaznaczył, już wówczas eksperci mówili, że konsekwencją wprowadzenia tej reformy emerytalnej - systemu kapitałowego, będzie podniesienie wieku emerytalnego.
Tusk ocenił, że twierdzenie, iż celem rządzących jest tylko podniesienie wieku emerytalnego, to demagogia. "Dlaczego to jest demagogia? Bo kiedy rozmawiamy o systemie emerytalnym, to długość pracy w kontekście systemu emerytalnego ma sens wtedy, gdy opisujemy ją latami przepracowanymi i latami, które przeżywamy na emeryturze" - tłumaczył szef rządu.
Według premiera gdy rozmowa dotyczy systemu emerytalnego, to "jedyny sens ma porównywanie tych dwóch wartości, a precyzyjniej rzecz ujmując - trzech".
Premier tłumaczył, że chodzi o liczbę lat, gdy nie pracujemy - bo przygotowujemy się do aktywności zawodowej - i tych, które przeżywamy po uzyskaniu wieku uprawniającego do uzyskania emerytury. Zwrócił uwagę, że z roku na rok ludzie coraz dłużej przygotowują się do podjęcia pierwszej pracy i ta tendencja jest wyraźna.
"Więc ta proporcja jest bezdyskusyjna. To nie jest proporcja Platformy, SLD, PiS, Solidarnej Polski czy Ruchu Palikota. To są fakty, o których wiedzą wszyscy" - mówił Tusk.
"Chcę powiedzieć bardzo otwarcie: we wszystkich rozmowach, które nie mają charakteru publicznego, kiedy nie ma kamer i nie ma manifestantów, wszyscy moi rozmówcy - z opozycji, rządzący, ze środowisk społecznych - mówią mi, kiedy rozmawiamy w cztery oczy: +wiemy, że podniesienie wieku emerytalnego nie ma alternatywy" - oświadczył szef rządu.
W reakcji na te słowa na sali plenarnej rozległy się okrzyki: "Kłamstwo, kłamstwo!". Tusk kontynuował: Nic dziwnego, bo gdyby mówili co innego, dawaliby świadectwo „kompletnej ślepoty na fakty".
Odnosząc się do wystąpienia szefa NSZZ "Solidarność" Piotra Dudy, Tusk powiedział, że "fakty dotyczące przedłużenia wieku emerytalnego" są cytowane przez wszystkich uczestników piątkowej debaty. "Najchętniej cytował to przewodniczący Solidarności argumentując za referendum; to on także cytował fakty dotyczące demografii" - powiedział Tusk. Choć - jak dodał - nie zawsze konsekwentnie.
Premier zaznaczył, że Duda przywołał fakty i diagnozy zawarte w białej księdze Komisji Europejskiej ws. emerytur. "Dobrze, że to szef Solidarności się powołuje na ten wraży dokument wrażej organizacji, jaką jest UE. Ja tylko pójdę pańskim tropem dalej, bo konkluzja tej białej księgi jest jednoznaczna - podnosić wiek emerytalny" - powiedział Tusk.
W jego ocenie w referendum, czyli "z maksymalnym udziałem ludzi", należy rozstrzygać kwestie ustrojowe, a nie pytać ludzi, czy chcą mieć więcej pieniędzy. "Bo wszyscy, ja też, zagłosujemy na +tak+" - podkreślił.
"Przewodniczący Duda powiedział tutaj, że najlepszym sposobem na wyższą emeryturę są wyższe zarobki. Chłopie, nie krępuj się, wrzuć drugie pytanie: dwukrotność zarobków. Referendum, najprościej: podwoić zarobki w Polsce - będę pierwszym, który zagłosuje na +tak+. Ale przyzwoitość i elementarna kompetencja wskazuje nam, że nie powinniśmy poddawać tego pod werdykt głosowania, bo zamożność społeczna nie zależy od tego, jak często przegłosujemy ten postulat w referendum" - mówił szef rządu.
Tusk ocenił też, że przewodniczący NSZZ "Solidarność", ale też szef PiS Jarosław Kaczyński i szef SLD Leszek Miller "zagalopowali się trochę" twierdząc, że fakt sprzeciwiania się referendum świadczy o tym, że rządzący "boją się mądrości ludu".
"Pamiętam tutaj dyskusję wtedy, kiedy lewica domagała się referendum ws. aborcji. To wtedy jest mądrość ludu, czy nie ma mądrości ludu, bo słyszałem wtedy argumenty zarówno Solidarności, jak i prezesa Kaczyńskiego? (...) W tej sprawie również byłem przeciwny referendum, bo uważam, że istnieją kategorie spraw, które są sensownym tematem do poddania pod referendum i są takie, które - z różnych powodów - z daleko posuniętą ostrożnością dedykujemy takiemu powszechnemu osądowi" - zaznaczył Tusk.
Zapewnił też, że "nikt nie podnosi ręki" na renty. "Emerytury częściowe nie znoszą systemu rentowego. Nie wmawiajcie ludziom, że ktoś, kto nie jest zdolny do pracy z powodu utraty zdrowia, zostanie bez środków do życia, bo to jest kłamstwo" - oświadczył.
Odnosząc się do konsultacji prowadzonych w ramach Komisji Trójstronnej Tusk ocenił, że o ile strona związkowa nie zmieniła swoich poglądów "ani na jotę", to rząd "szukał rozwiązań, które wychodzą naprzeciw ustaleniom w tych konsultacjach".
"My naprawdę poważnie potraktowaliśmy ludzi. Bo ja, panie przewodniczący, wtedy kiedy rozmawiamy o przyszłych emeryturach, idę do ludzi, żeby ich słuchać, a nie, żeby ich mobilizować do krzyku - to jest zasadnicza różnica między nami" - stwierdził premier.
Tusk zapewniał, że jego rozmowy z szefem PSL Waldemarem Pawlakiem o reformie emerytalnej nie były "z góry umówioną grą" czy politycznym spektaklem i nie jest tak, że "wszystko było ukartowane".
Szef rządu nawiązał w ten sposób m.in. do słów szefa "S", który na zakończenie swego wystąpienia w Sejmie, zwracając się do niego oraz wicepremiera Pawlaka powiedział, że Polaków nie zmyli ich gra w złego i dobrego policjanta - strażnika finansów publicznych i wrażliwego społecznie.
"Przestrzegam przed bezrefleksyjnym powtarzaniem plotek. Równie powszechną plotką jest to, że Ruch Palikota jest po to, żeby dyskretnie wspierać Platformę, a Janusz Palikot jest pociągany przeze mnie, za przeproszeniem, za sznurki. To jest nieprawdą, tak samo to, że toczy się jakiś polityczny spektakl" - mówił premier.
Jego zdaniem jest normalne, że politycy mają swoje poglądy, przekonania i obawy i "ucierają" te poglądy po to, żeby znaleźć kompromisowe rozwiązanie - "najlepsze z możliwych dla Polski".
"Nie wstydzę się tego, że z Waldemarem Pawlakiem spieraliśmy się długi, długi czas, jaki ostateczny kształt przyjmie ustawa wydłużająca wiek emerytalny" - powiedział Tusk.
Jak przekonywał, istotą proponowanych przez rząd zmian jest umożliwienie wypłacania emerytur na poziomie, który umożliwia przeżycie. Jak zaznaczył, obecny system emerytalny nie zapewni nawet wypłat "emerytur głodowych".
"Nie mówimy tego i każdy odpowiedzialny, kto będzie rekomendował nasz projekt, nie powinien używać argumentu, że naszym celem jest, żeby emerytury były wysokie" - oświadczył Tusk.
"Nie mamy złudzeń, ta reforma czy ta zmiana - jak wolą niektórzy - nie da gwarancji bajecznie wysokich emerytur. Ona jest zaledwie wstępem, zaledwie krokiem na rzecz zagwarantowania emerytur w ogóle, dziś i w przyszłości" - powiedział szef rządu.
Jak zaznaczył, obecny system emerytalny w kontekście zmian demograficznych "nie jest w stanie funkcjonować i nie zapewni ludziom wypłat emerytur nawet tych głodowych".
Premier mówił, że choć ludziom w Polsce żyje się ciężej niż w wielu państwach UE, to nie można jednak z tego faktu wyciągać wniosku, że Polacy mogą w tej sytuacji pracować krócej. Dodał, że ma odwagę stwierdzić coś, co jest oczywiste: "nie jesteśmy tak bogaci jak większość państw UE; nadrabiamy ten dystans, ale o wiele za wolno, aby móc sobie dzisiaj powiedzieć: będziemy mieć taką opiekę socjalną, taki system emerytalny jak w Szwecji".
"Nie, dzisiaj to nie jest możliwe. Jeśli chcemy, żeby te marzenia stały się kiedyś faktem - i raczej mówimy o pokoleniu naszych dzieci - to my musimy dzisiaj więcej pracować, taka jest prawda" - oświadczył szef rządu.
Premier zaapelował do polityków opozycji, by w walce o władzę nie powoływali się na solidarność rozumianą jako dziedzictwo narodowe.
Tusk podkreślił, że bardzo mu zależy na tym, aby politycy opozycji prowadzili "działania na rzecz swojego zwycięstwa na własną odpowiedzialność". Dodał, że chciałby, aby politycy "nie powoływali się na Solidarność rozumianą jako nazwa związku zawodowego, jako dziedzictwo narodowe" i używali jej jako oręża w partyjnej rozgrywce o władzę. "O władzę trzeba bić się na własną odpowiedzialność" - zaznaczył.
"Dajcie wy też spokój Solidarności. Niech każdy zajmie się swoją robotą. To są związki zawodowe, a wy jesteście partiami politycznymi" - powiedział.
Tusk wytknął też politykom opozycji "niekonsekwencję, jeśli chodzi o kampanie wyborcze, a następnie decyzje rządowe". Stwierdził, że zafascynowała go wypowiedź lidera SLD Leszka Millera, który stwierdził w piątek w Sejmie, że PO podczas kampanii nie mówiła nic o podniesieniu wieku emerytalnego. "Tak jakby Leszek Miller w kampaniach wyborczych biegał ze sztandarem podatku liniowego albo wyprawy na Afganistan" - powiedział.
W trakcie przemówienia Tuska - po ok. 30 minutach od jego rozpoczęcia - marszałek Sejmu Ewa Kopacz ogłosiła przerwę w obradach Sejmu i zwołała posiedzenie Konwentu Seniorów. Miało to związek z wrzawą, która podniosła się na sali sejmowej po słowach premiera, który odnosząc się do pytania we wniosku "S" o referendum, zwracając się do szefa NSZZ "Solidarność" Piotra Dudy powiedział:
"Nie na tym polega odpowiedzialność przywódcy, panie przewodniczący, to jest tak łatwa rzecz, ja bym się powiem szczerze, wstydził na pana miejscu podejmować tak łatwych zadań. Myślę, że nie po to pana wybierano na szefa Solidarności, aby się pan podejmował zadań, które właściwie jest w stanie wykonać każdy pętak, bo to jest najprostsze, co może być".
Po zakończeniu przerwy premier powiedział, że w jej trakcie podszedł do Dudy i wyraził ubolewanie, jeśli dotknęło go sformułowanie, które - jak mówił - "w sposób oczywisty nie dotyczyło" osoby szefa "S". Tusk zapewnił, że ma dla przewodniczącego "S" najwyższy szacunek. "I nie tylko dzisiaj, mam nadzieję, pan przewodniczący się o tym przekonuje" - powiedział.
Premier w swoim wystąpieniu odniósł się do słów o "tłustych kotach", które padły w trakcie przemówienia wiceszefowej Solidarnej Polski Beaty Kempy Tusk. "Byłem zaskoczony, kiedy usłyszałem, że dla poseł Beaty Kempy, z wyłączeniem przewodniczącego +Solidarności+, przemawiały z tej mównicy same tłuste koty. Ani profesor Rosati, ani premier Kaczyński nie kojarzą mi się z tłustymi kotami" - powiedział.
"Jak pani w ogóle mogło coś takiego przyjść do głowy, aby występujących tu w tej debacie - każdy z własnym poglądem - tak deprecjonować" - pytał Tusk. Zwłaszcza - jak dodał - że jeden z tych "tłustych kotów" był do niedawna liderem i politycznym idolem Kempy. (PAP)
hgt/ mok/ gma/