Do dalszego postępowania dopuszczono spółki LeasingTeam, Personnel Service i Wadwicz. Odpadła firma Gi Group, która w pierwszym postępowaniu przetargowym jako jedyna przeszła do ostatniego etapu postępowania, jednak tuż przed rozstrzygnięciem wycofała swoją ofertę.
To drugi przetarg na firmę mającą przejąć od 400 do 550 pracowników telewizji publicznej - grafików, charakteryzatorów, montażystów i część dziennikarzy.
Na etatach w spółce ma pozostać ok. 200 dziennikarzy jako tzw. koordynatorzy odpowiedzialni za emisję programów. Zgodnie z zapowiedziami wydelegowani pracownicy mają otrzymywać wynagrodzenie w niezmienionej wysokości przez rok, na okres dwóch lat mają mieć zagwarantowane zlecenia z telewizji.
Przeciwko outscourcingowi protestują związki zawodowe. Gdy w poprzednim przetargu nie wyłoniono zwycięzcy, związkowcy zawiesili strajk. W styczniu br. zadecydowali o odwieszeniu akcji strajkowej i 7 lutego przeprowadzili godzinny strajk ostrzegawczy. Wzięli w nim udział pracownicy Telewizji Polskiej w Warszawie oraz ośrodkach regionalnych.
Władze TVP uznały jednak strajk za nielegalny, argumentując, że jest on skutkiem sporu zbiorowego, który zaczął się w 2009 r., kiedy nie było mowy o outsourcingu.
28 lutego zarząd Związku Zawodowego "Wizja" wysłał list do premiera Donalda Tuska. Napisano w nim, że outsourcing pracowników doprowadzi do demontażu Telewizji Polskiej. "W następnej kolejności zostaną zwolnione pozostałe grupy pracowników twórczych, a cała produkcja – za wyjątkiem informacji – wyprowadzona zostanie do firm zewnętrznych" - czytamy w liście.
Związkowcy w piśmie do premiera podkreślili, że oczekują od niego postawienia tamy "sprzeniewierzaniu pieniędzy obywateli, którzy zobowiązani są płacić abonament na media publiczne, gdy tymczasem pieniądze te przekazywane będą prywatnym firmom zewnętrznym".