Była to jedna z największych górniczych katastrof w Polsce. W ramach wszczętego śledztwa przesłuchano ponad 350 osób. Umorzenie postępowania, o którym zdecydowano 23 lipca, prokuratura motywowała faktem, że nie wykazano, by istniał związek przyczynowy między zachowaniem człowieka, a zapaleniem się i wybuchem metanu. Zażalenie na decyzję prokuratury złożyli pokrzywdzeni. W śledztwie taki status zyskało 58 osób – są to górnicy, którzy w wypadku odnieśli obrażenia, oraz bliscy zmarłych. Pełnomocnik, który złożył zażalenie, reprezentuje kilkunastu z nich. Po wysłuchaniu poniedziałkowej decyzji mec. Michał Konieczyński ocenił wywód sądu jako przekonujący i kompetentny. Zaznaczył, że sąd uwzględnił cały szereg opinii biegłych z zakresu górnictwa, pożarnictwa czy wybuchowości metanu. „Najlepsi specjaliści w Polsce rozstrzygnęli w sposób moim zdaniem przekonujący, że nie można udowodnić, że ten konkretny wybuch jest zawiniony przez konkretne działanie, albo zaniechanie konkretnych osób” – wskazał. Konieczyński podkreślił, że jego obowiązkiem było poddanie decyzji prokuratury kontroli. „Z mojego punktu widzenia decyzja sądu jest zrozumiała i satysfakcjonująca” - zaznaczył. W uzasadnieniu poniedziałkowej decyzji sędzia Jacek Krawczyk szczegółowo odniósł się do argumentacji zażalenia. Wskazał, że nie znalazły się tam argumenty, które mogłyby podważyć prawidłową decyzję prokuratury. Prokurator referent tej sprawy Zbigniew Grześkowiak wyjaśnił, że nie ma dowodu, który popierałby inne tezy niż te, które przyjęto w postanowieniu o umorzeniu śledztwa. Zaznaczył, że opinia powołana w zażaleniu przez przedstawicieli pokrzywdzonych pochodziła z października 2010 r., a większość kwestii podniesiona przez skarżących była już rozpatrywana. Prokuratura decydując o umorzeniu śledztwa w lipcu tego roku, opierała się o późniejsze, o wiele szersze opinie. „Dowody, które zebraliśmy, są sprzeczne z możliwością (…) zadziałania przyczyn elektrycznych, ludzkich, związanych z otwartym ogniem czy pracami spawalniczymi. (…) W tym momencie pozostaje wyłącznie hipoteza przyczyn naturalnych. Rozumiem, że takie rozwiązanie może być dla niektórych rozczarowujące, ale (…) należy opierać się tylko na dowodach, które są dostępne” – podkreślił Grześkowiak. Śledczy akcentował też m.in., że prowadząc to śledztwo prokuratura „poszła bardzo obszernie”. Jak mówił, to jedno z najszerzej prowadzonych postępowań tego typu w Polsce – zasięgnięto opinii bardzo wielu biegłych, uczestniczono w posiedzeniach wielu komisji, a zgromadzony materiał jednoznacznie rozstrzyga o decyzji, jaka zapadła. Lipcowa decyzja o umorzeniu śledztwa ws. katastrofy spotkała się w regionie z zaskoczeniem. Postępowanie prowadzone przez nadzór górniczy wykazało bowiem wcześniej, że do katastrofy przyczyniły się ludzkie błędy i naruszenie przepisów. W wyrobisku 1050 m pod ziemią przebywało zbyt wielu pracowników, rejon był nieodpowiednio przewietrzany, a chodniki przebiegające w pobliżu ściany wydobywczej - zbyt długie. W złym stanie były urządzenia, przede wszystkim przewody elektryczne. Prawdopodobnie z jednego z nich pochodziła iskra, która zapaliła metan. Ustalenia nadzoru górniczego znalazły potwierdzenie w śledztwie prokuratorskim w dużej części. Śledczy uznali, że w kopalni były liczne nieprawidłowości, za które odpowiada kilkadziesiąt osób, nie znajdując jednak dowodów, że to z ich winy doszło do tragedii. Dlatego umorzyli śledztwo w sprawie samej katastrofy, kontynuując jednocześnie postępowanie dotyczące nieprawidłowości w kopalni w okresie przed wypadkiem. Wśród podejrzanych ws. nieprawidłowości znalazło się dotąd ok. 80 osób, m.in. b. dyrektor kopalni Krzysztof K. (dopuścił do eksploatacji ścian wydobywczych mimo tego, że stan zainstalowanych tam maszyn i urządzeń stanowił zagrożenie dla górników), a także ówczesny kierownik działu robót górniczych oraz naczelny inżynier kopalni, a dziś jej dyrektor, Adam Z. (zarzucono mu naruszenie praw pracowniczych do pracy w bezpiecznych warunkach oraz sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia górników poprzez brak właściwego nadzoru nad sposobem eksploatacji w ścianie, gdzie potem doszło do katastrofy). Prokuratura poinformowała o postawieniu obecnemu dyrektorowi kopalni zarzutów 9 listopada. Właściciel zakładu, Katowicki Holding Węglowy, przekazał tego dnia, że wobec Adama Z. i innych podejrzanych w tym śledztwie pracowników nie będą podejmowane żadne decyzje do momentu potwierdzenia ich winy prawomocnymi wyrokami sądowymi. Wypadek w rudzkiej kopalni Wujek-Śląsk był jedną z największych w ostatnich latach tragedii w polskim górnictwie. Doszło do niego 18 września 2009 r. około godz. 10.10 w wyrobisku 1050 m pod ziemią. W dniu wypadku zginęło 12 górników, ośmiu kolejnych zmarło w następnych dniach w szpitalach. Krótko po katastrofie przypuszczano, że w kopalni doszło do zapalenia metanu. Później okazało się, że gaz ten również wybuchł. Górników zabiły płomienie, sięgająca tysiąca stopni Celsjusza temperatura, podmuch i przemieszczająca się fala ciśnienia oraz atmosfera, która nie nadawała się do oddychania. Z opinii biegłych wynika, że zapalenie i wybuch metanu miały charakter naturalny. Gaz zgromadził się w dużej pustce powstałej po eksploatacji węgla, skąd - w wyniku ruchu górotworu - uwolnił się do wyrobiska; tam doszło do jego samozapłonu i wybuchu - także iskra zapalająca mogła być następstwem tarcia górotworu. Wszystko trwało najwyżej półtorej sekundy. Poniedziałkowe postanowienie sądu jest prawomocne i nie podlega zaskarżeniu.
mtb/ itm/ jbr/