Podjęto ją wbrew oczywistym faktom wskazującym na konieczność podnoszenia wieku emerytalnego w miarę wydłużania się życia oraz dramatycznie niskiego poziomu dzietności utrzymującego się od ponad 20 lat. Jest to dobitny przykład ulegania myśleniu życzeniowemu oraz przede wszystkim wyraz braku poczucia odpowiedzialności za przyszłość Polski – komentuje Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP.
Obniżka wieku emerytalnego była tą spośród obietnic wyborczych rządzącego ugrupowania, która w najmniejszym stopniu oparta została na racjonalnych przesłankach. Stąd też bardzo źle stało się, że uchwala się skrócenie wieku emerytalnego, a nie realizuje innych ważnych obietnic wyborczych, takich jak podwyższenie kwoty wolnej od podatku. Skoro z uwagi na ograniczenia budżetowe rząd tak czy inaczej musi się wycofać z realizacji jednej ze sztandarowych obietnic wyborczych, z punktu widzenia polskiego interesu narodowego należałoby zrezygnować właśnie z obniżenia wieku emerytalnego.
Wieku emerytalnego nie należy wydłużać, dlatego że przyniesie to oszczędność dla budżetu. Taka oszczędność jest zresztą dość ograniczona, bowiem oznacza wzrost zobowiązań z tytułu wypłaty wyższych emerytur. Chodzi przede wszystkim o inne kwestie. Przede wszystkim skrócenie wieku emerytalnego przybliża nas do realizacji scenariusza długotrwałej stagnacji gospodarczej, podobnej do tej, jakiej doświadcza Japonia. Innymi słowy, możemy mieć przed sobą straconą dekadę, lub gorzej – stracone dekady.
Już w 2020 r. bezpośrednio w wyniku obniżki wieku emerytalnego będziemy mieli w Polsce o ponad 1 mln mniej osób w wieku pracującym oraz o 1 mln więcej osób w wieku emerytalnym. Wielkość dochodu narodowego zależy od trzech podstawowych czynników – pracy, kapitału i produktywności. Polska jest krajem ubogim w kapitał, a załamanie w inwestycjach obserwowane w bieżącym roku nie daje powodów, by liczyć na szybką zmianę tego stanu rzeczy. Produktywność również rośnie dość ociężale. Podaż czynnika pracy powoli zaczyna zaś spadać z uwagi na tendencje demograficzne – skrócenie wieku emerytalnego spowoduje jedynie wydatne przyspieszenie tego negatywnego procesu.
Skoro mniej osób będzie wypracowywać produkt, który następnie będzie ulegał podziałowi m.in. na cel wypłaty emerytur, świadczenia będą niższe – zwłaszcza, że w Polsce funkcjonuje mechanizm zdefiniowanej składki, który automatycznie dostosowuje wysokość emerytur do oczekiwanego okresu pobierania emerytury i wartości zewidencjonowanych składek. To oczywiście spotka się z niezadowoleniem społecznym, na co politycy odpowiedzą wyższą waloryzacją świadczeń oraz kolejnymi podwyżkami emerytury minimalnej. W konsekwencji dziura finansowa w systemie emerytalnym zacznie się jeszcze bardziej pogłębiać. Dodatkowe pieniądze trzeba będzie więc znaleźć w kieszeni pracujących, którzy zamiast 40% swoich zarobków, będą musieli oddawać jeszcze większą ich część.
Polecamy: Prezydent: przywracamy wiek emerytalny oczekiwany przez Polaków
Sytuacja pokolenia osób pracujących, a zwłaszcza przyszłych pokoleń, jest w Polsce nie do pozazdroszczenia. Będą musieli oni płacić znacznie wyższe podatki niż swoi rodzice, nie otrzymując później od państwa niczego w zamian, gdyż państwo za kilkadziesiąt lat będzie całkowicie pozbawione możliwości wywiązywania się z większych zobowiązań. Pokolenie wyżu demograficznego lat 80. XX w. może – choć nie bez trudu – udźwignąć ciężar wczesnych emerytur pokolenia urodzonego w okresie po zakończeniu II wojny światowej, ale same nie ma już na kogo liczyć, gdyż jest to pokolenie ostatniego wyżu demograficznego w historii Polski.
Na tym jednak się nie skończy. W miarę stopniowego podnoszenia podatków narastać będzie emigracja z Polski do krajów, gdzie nie pozbawia się pracujących przeważającej części owoców ich wysiłku. To błędne koło, bowiem im więcej osób wyjedzie, tym bardziej będą musiały być podwyższane obciążenia fiskalne.
Choć obniżka wieku emerytalnego największe problemy wywoła w odleglejszej przyszłości, jest to także poważny kłopot na najbliższe lata. W 2018 r. – jeżeli nie zostaną podniesione podatki – deficyt naszego sektora finansów publicznych przekroczy 3% PKB, a to oznacza powrót procedury nadmiernego deficytu. Narażamy się więc na wstrzymanie wypłaty środków europejskich oraz dalszy wzrost kosztów obsługi długu publicznego.