Więcej na debacie on-line 17 listopada 2010 r. "Ochrona prywatności w miejscu pracy"
Brak definicji prywatności czy prawa do prywatności w jakimkolwiek akcie prawnym początkowo dezorientował. Nie było wiadomo, czy przepisy mają zastosowanie do szczególnego środowiska, jakim jest środowisko pracy i do relacji pomiędzy pracodawcą a pracownikiem. Żaden z tych przepisów nie wymieniał bowiem w sposób wyraźny ochrony prywatności w relacjach pracowniczych. Bezpośredniej odpowiedzi na to pytanie nie udzielono również dokonując pierwszych prób zdefiniowania terminu prywatność przez praktyków prawa, które pojawiły się już pod koniec XIX wieku, kiedy to w jednym z przeglądów prawniczych dwóch amerykańskich prawników, S.D. Warren i L.D. Brandeisow, uznało, że prywatność to „prawo do bycia pozostawionym w spokoju”.
Okoliczność braku przepisów regulujących wprost kwestię ingerencji w sferę prywatności pracowników stanowiła zachętę do nadużyć w tej sferze, i to zarówno przez pracodawców, jak i przez pracowników. Powodowała również utrudnienia w wyznaczeniu dopuszczalnych granic tej ingerencji.
Jedni argumentowali, iż prywatność, choć bez wątpienia ważna, powinna zostać zawieszona na tak długo i w takim zakresie, w jakim pracownik występuje właśnie w charakterze pracownika, a nie osoby prywatnej. Postulowano całkowity rozdział sfery zawodowej i prywatnej. Z kolei liberalniej nastawieni komentatorzy zastanawiali się, czy aby prawo do prywatności, którego nie negowali, nie doznaje jednak jakichś ograniczeń w związku z zawodowym charakterem relacji, jakie dominują w miejscu pracy. Rozważano, czy interes pracodawcy nie przeważa nad prawem do prywatności pracownika.
I jedni i drudzy wyszli z potyczek na argumenty z judykaturą pokonani. Sądy nie miały wątpliwości, iż sam fakt podpisania umowy o pracę nie odziera jeszcze obywatela z jego podstawowych praw, w tym prawa do prywatności. Zwolennikom prymatu interesu pracodawcy nad prawem pracownika do zachowania prywatności zadano dwa podstawowe ciosy. Po pierwsze, przyjęto bardzo szerokie rozumienie prawa do prywatności w miejscu pracy. I tak będą nim objęte nie tylko tak oczywiste kwestie jak treść rozmów telefonicznych, ale także informacja o ich długości. Po drugie, przyznano, iż pracodawca, jako podmiot życia gospodarczego, ma prawo do ochrony swego interesu. Dodano jednak niezwłocznie, iż nie dzieje się to automatycznie.
Interes pracodawcy, którego korelatem będzie pracowniczy obowiązek dbania o dobro zakładu pracy, sam w sobie nie powoduje jeszcze ograniczenia prawa pracownika do prywatności w miejscu pracy. Ograniczenie będzie możliwe, pod warunkiem podjęcia przez pracodawcę odpowiednich kroków.
Jakich? To będzie zależało od tego, jak dalece chcemy ingerować w prywatność pracownika. Inne kroki będą, bowiem niezbędne w przypadku sprawdzania połączeń telefonicznych wykonywanych ze służbowego telefonu przez pracownika, a inne w przypadku przeprowadzania rewizji torby pracownika opuszczającego biuro. Jako oręż posłużą pracodawcy w tym względzie zapisy wewnętrznych regulaminów i polityk. Cały wysiłek pracodawcy włożony w spisanie odpowiednich zasad spełznie jednak na niczym, jeśli pracodawca zapomni o naczelnej zasadzie rządzącej jego relacjami z pracownikami: proporcjonalności własnych działań w stosunku do celu, jaki zamierza osiągnąć.