W ocenie analityków Narodowego Banku Polskiego (NBP) dane z Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL) są bardziej optymistyczne, niż dane z samego sektora przedsiębiorstw (te ostatnie obejmują tylko firmy zatrudniające ponad 9 osób).
"Oszacowana na podstawie BAEL dynamika roczna zatrudnienia pozostawała w IV kw. 2012 dodatnia i to pomimo spadku liczby pracujących w przemyśle. Zawdzięczamy to trwałemu wzrostowi liczby miejsc pracy w usługach. Pomimo wzrostu zatrudnienia, dalej obserwowany był w także wzrost liczby osób bezrobotnych" - napisano w raporcie.
Zgodnie z dokumentem tzw. zharmonizowana stopa bezrobocia dla Polski publikowana przez Eurostat wzrosła w grudniu 2012 r. do 10,6 proc., podczas gdy przeciętna dla UE wyniosła w tym okresie 10,7 proc. Zaznaczono, że spadek bezrobocia notowały – wśród dużych gospodarek rozwiniętych – tylko Niemcy i USA. Obniżyło się ryzyko utraty pracy, po wyraźnym jego wzroście w III kwartale 2012 r.
"Jednocześnie bardzo wolne tworzenie nowych miejsc pracy nadal skutkuje względnie niskim prawdopodobieństwem znalezienia pracy przez osobę bezrobotną. Ostatnia projekcja inflacji i PKB wykonana przez Instytut Ekonomiczny NBP wskazała, że negatywne tendencje na rynku pracy utrzymywać się będą także w 2014 r." - podkreślono.
Istotną część raportu poświęcono stosowaniu umów czasowych przez polskich pracodawców. W analizie poinformowano, że ich udział szybko zwiększał się już przed globalnym kryzysem i od 2008 r. utrzymuje się w Polsce na poziomie ok. 28 proc. Według raportu część osób zatrudnionych na umowach czasowych wolałaby dysponować kontraktem bezterminowym (tzw. "wymuszone" umowy czasowe).
"Umowy czasowe stanowią na przestrzeni ostatniej dekady istotny sposób wejścia na rynek pracy w przypadku absolwentów szkół i studiów wyższych, a także dominujący sposób zatrudniania w pierwszym okresie osób bezrobotnych. W większym stopniu i częściej jest to ścieżka wejścia dla osób bezrobotnych niż dla absolwentów i osób powracających po dłuższej nieobecności na rynku pracy" - napisano.
Wskazano, że umowa na czas określony oferuje znacznie krótszy okres wypowiedzenia niż umowy na czas nieokreślony, co powinno skutkować zwiększeniem skłonności pracodawców do tworzenia miejsc pracy. Zwrócono jednak uwagę, że w Polsce czas trwania umów czasowych w praktyce jest wyjątkowo długi, ponieważ de facto pracownik podlega pełnej ochronie u danego pracodawcy dopiero po trzeciej umowie na czas określony, co oznaczać może nawet kilka lat.
Zgodnie z raportem najczęściej z umów czasowych korzystają pracodawcy w budownictwie, co może być związane z silnie sezonowym charakterem prac wykonywanych w tym sektorze gospodarki. W hotelarstwie i gastronomii oraz w administrowaniu nawet ok. 50 proc. pracowników zatrudnionych jest na czas określony.
"Teoria ekonomii sugeruje, że niższe koszty rozwiązania stosunku pracy mogą przyczynić się do większej kreacji zatrudnienia, skutkując wyższym popytem na pracę także osób z relatywnie mniejszym doświadczeniem (...). Z drugiej jednak strony, niestabilna historia zatrudnienia może być czynnikiem "stygmatyzującym" pracownika z perspektywy przyszłych potencjalnych pracodawców (...), wywołując również pewne negatywne konsekwencje o charakterze społecznym" - ocenili autorzy raportu.
W dokumencie napisano, że w latach 2002-2007 udział umów na czas określony wśród wszystkich umów o pracę wzrósł w Polsce z 13 proc. do około 28 proc. Zaznaczono, że do tej pory nie przeprowadzono jednak badań, na ile ten "bezprecedensowy" wzrost udziału osób pracujących na podstawie kontraktów czasowych był akceptowany przez pracowników.
Tymczasem - według NBP - w okresie bieżącego spowolnienia gospodarczego (2009-2012) osoby "zmuszone" do umów czasowych stanowiły przeciętnie 16 proc. wszystkich osób zatrudnionych w gospodarce i jednocześnie około 60 proc. osób zatrudnionych na czas określony.