Resort nauki stworzył listę 14 kierunków studiów, które uznał za najbardziej deficytowe. Część absolwentów kierunków zamawianych może mieć problem ze znalezieniem pracy.
Wybór tzw. kierunków zamawianych, czyli takich, które zostały uznane za deficytowe, wzbudza coraz więcej wątpliwości. Nie po wszystkich tych kierunkach będzie można znaleźć pracę, a także nie wszystkie są przydatne naszej gospodarce. Profesor Krzysztof Gołacki, prorektor ds. studentów i dydaktyki na Uniwersytecie Przyrodniczym (UP) w Lublinie, ma obawy, czy np. absolwenci inżynierii środowiska znajdą w Polsce pracę. W ubiegłym roku studia na tym kierunku rozpoczęło 17,7 tys. studentów. 70% absolwentów tego kierunku musi liczyć się z tym, że czeka ich bezrobocie, bo w Polsce nie ma tylu firm, które będą mogły ich zatrudnić. W USA na kierunku inżynieria środowiska kształci się rocznie 200 osób, bo takie jest zapotrzebowanie rynku. Kolejne wątpliwości dotyczą biotechnologii. W Polsce zapotrzebowanie na tych specjalistów jest niewielkie. Mówi się, że biotechnologia jest kierunkiem przyszłości. Jest to jednak szerokie pojęcie. Biotechnolog znajdzie raczej pracę za kilka czy kilkanaście lat. Obecnie wiele osób z takim wykształceniem opuszcza Polskę właśnie z powodu groźby bezrobocia. W efekcie Polska za pieniądze podatników kształci wysokiej klasy specjalistów, którzy swoje umiejętności wykorzystują za granicą. Ich wykształcenie kosztuje budżet 10 tys. złotych rocznie.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna, 18 października 2010 r., Urszula Mirowska-Łoskot