Zgodnie z raportem na temat funkcjonowania systemu emerytalnego, który ma być wkrótce opublikowany przez rząd, a do którego dotarła PAP, bez wprowadzenia w Polsce Otwartych Funduszy Emerytalnych dług publiczny na koniec 2012 r. wynosiłby 38,1 proc. PKB (według metodologii UE), wobec obecnych 55,6 proc., co oszacował unijny urząd statystyczny Eurostat. W raporcie podano ponadto, że im wyższy będzie udział OFE w składce emerytalno-rentowej, tym wyższe jest prawdopodobieństwo przyszłego wzrostu podatków, ze względu na wyższe koszty obsługi długu.
Główny ekonomista BCC prof. Stanisław Gomułka powiedział podczas poniedziałkowej konferencji, że mówiąc o wpływie OFE na wysokość długu publicznego, trzeba brać pod uwagę zarówno dług oficjalny, jak i nieoficjalny, tzw. ukryty. Wyjaśnił, że w przypadku tego drugiego liczy się nie tylko wartość długu zaciągniętego przez państwo z tytułu obligacji skarbowych, bonów czy pożyczek, ale także wartość zobowiązań wobec obywateli - przyszłych emerytów. Ekonomista powiedział, że oficjalny dług publiczny wynosi ok. 900 mld zł, podczas gdy szacunki dotyczące długu ukrytego mówią o ok. 3 bln zł.
Gomułka wyjaśnił, że np. agencje ratingowe mniejszą wagę przywiązują do długu państwa zaciągniętego wobec własnych obywateli. Dlatego np. Japonia, której dług publiczny przekracza 200 proc. nie budzi specjalnego niepokoju agencji i kraj ten cieszy się ich dobrą opinią. Według ekonomisty, ograniczenie roli OFE, co prawda zmniejszy dług oficjalny, ale za to spowoduje dużo większy wzrost długu ukrytego. Obciąży to przyszłych podatników.
Gomułka zwrócił uwagę, że im wyższa waloryzacja składek, które z OFE przenoszone są do ZUS, tym lepiej dla przyszłych emerytów, ale gorzej dla podatników, z których danin emerytury będą musiały być wypłacane. "Tymczasem zyski OFE są czymś realnym (...), to wynik ich działalności" - zauważył ekonomista.
Jego zdaniem dla rządu wygodne jest zmniejszenie bieżącego długu i deficytu kosztem przyszłych zobowiązań. "Rząd idzie drogą manipulacji statystycznej" - powiedział Gomułka.
Prezes Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie Adam Maciejewski mówił o wpływie OFE na giełdę. Według niego dyskusja o przyszłości OFE nie powinna się skupiać na roli, jaką odgrywają pieniądze z funduszy emerytalnych na rynku kapitałowym. "Celem zasadniczym systemu jest zabezpieczenie naszej przyszłości i o tym trzeba dyskutować" - zaznaczył.
Szef giełdy wskazał, że funkcjonowanie OFE rzuca kilka cieni na warszawski parkiet. Powiedział, że strumień pieniędzy z OFE, co prawda trafia na giełdę, ale mimo to GPW boryka się z pogłębiającym się problemem niskiej płynności, jest ona prawie dwa razy mniejsza, niż na giełdzie niemieckiej. Jest to spowodowane zbyt małą liczbą akcji będących w obrocie. Pieniądze z OFE są bowiem lokowane długoterminowo, a fundusze nie zarządzają aktywnie swoim kapitałem.
Według Maciejewskiego model funkcjonowania OFE jest nieadekwatny do etapu rozwoju polskiego rynku kapitałowego, a wielkość funduszy w stosunku do rynku staje się niebezpiecznie duża. Należy kłaść nacisk na dywersyfikacje strumienia pieniędzy, które trafiają na GPW. "Dywersyfikacja (...) pozytywnie wpłynie na kształtowanie się cen i płynność rynku" - powiedział prezes GPW.
Przewodniczący Rady Głównej BCC Maciej Grelowski wyraził obawę, że rynek kapitałowy, który jest jednym z elementów gospodarki, stanie się ofiarą decyzji opartych wyłącznie na aspekcie budżetowym. "Jako inwestor indywidualny i uczestnik rynku (...) wiem, jak kolosalne znaczenie ma (...) stabilny akcjonariat, który rekrutuje się z OFE" - powiedział.
Natomiast była Pełnomocnik Rządu ds. Zabezpieczenia Społecznego (lata 1997-2001) Ewa Lewicka uważa, że z zapowiedzi rządu wynika, iż nie zamierza on reformować systemu emerytalnego, ale dokonać zabiegu fiskalnego, dzięki czemu budżet uzyska kilka miliardów złotych. Według niej efekt takiego działania będzie krótkotrwały, a konsekwencją będzie likwidacja funduszy emerytalnych.