Zgodnie z nową podstawą programową w tym roku szkolnym uczniowie siódmych klas szkół podstawowych, a w kolejnym także ósmych, będą mieć co najmniej 10 godzin przeznaczonych na zajęcia z doradcą zawodowym. Oczywiście organ prowadzący, jakim jest gmina, może przyznać dodatkowe godziny. Resort edukacji narodowej zapewnia, że środki zostały ujęte w przyznanej na ten cel subwencji oświatowej, która w tym roku wynosi 41,9 mld zł. Do tej pory doradca zawodowy mógł funkcjonować w gimnazjach, ale nie było to obowiązkiem. W efekcie wykwalifikowanych doradców można policzyć na placach jednej ręki. Dlatego najczęściej będą ich zastępować nauczyciele innych przedmiotów.
– Już w ubiegłym roku po tym, gdy MEN zapowiedział zmiany i pojawił się projekt, wysłaliśmy trzech nauczycieli, matematyka, polonistę i pedagoga na studia podyplomowe z doradztwa zawodowego, które trwają rok. Dostali dofinansowanie w wyskości połowy 2,6 tys. zł – podkreśla Anna Winiakowska, dyrektor zespołu obsługi oświaty i rekreacji w Nakle nad Notecią. Tłumaczy, że nauczyciele zatrudnieni na miejscu będą realizować godziny z doradztwa w ramach godzin ponadwymiarowych, a pozostali dojeżdżający do innych placówek otrzymają umowy na cząstkę etatu.
Również Maria Lewandowska ze szkoły podstawowej w Rogotwórsku w gminie Drobin, przyznaje, że nie ma doradcy zawodowego, a zajęcia będzie prowadzić nauczyciel po studiach podyplomowych z innej placówki. – Aktualnie obowiązujące prawo oświatowe pozwala na to, aby nauczyciele innych przedmiotów po ukończeniu studiów podyplomowych prowadzili zajęcia z doradztwa, o ile w szkole nie jest tworzony etat doradcy zawodowego – potwierdza Mirosław Górczyński, psycholog i doradca zawodowy. Krytycznie o tym pomyśle wypowiadają się nauczyciele, który na co dzień doradzają uczniom w szkołach zawodowych.
[-DOKUMENT_HTML-]
– To jest tylko kolejny sposób na nabijanie kieszeni uczelniom, które organizują tego typu studia. Doradztwo zawodowe powinno być zlecane nauczycielom, którzy znają rynek i jego potrzeby, mają kontakt z pracodawcami. Z całym szacunkiem, ale nie powinien to być polonista po dodatkowym kursie, który nigdy nie miał do czynienia z doradztwem zawodowym – oburza się Józek Łasak, nauczyciel ze szkoły zawodowej w Radoczy (woj. małopolskie). – Doświadczony nauczyciel ze szkół zawodowych ma do czynienia z danym zawodem i zna jego specyfikę. Może więc coś konkretnego doradzić uczniom, a nie tylko ograniczyć się do teoretycznej pogadanki – dodaje. Sceptycznie do doradztwa zawodowego w podstawówkach podchodzą też niektórzy samorządowcy. – Sam pomysł, aby doradzać uczniom w podstawówce, jaki zawód wybrać, jest dobry, ale 10 godzin w roku szkolnym to chyba zbyt dużo. Dzieci mogą być tym przedmiotem zamęczone jak religią, z której później rodzice ich wypisują – mówi Ryszard Stefaniak, wiceprezydent Częstochowy. Tłumaczy, że elementy doradztwa są już przewidziane na godzinach z wychowawstwa i realizują to pedagodzy. Częstochowski magistrat przyznaje, że ze swoich pieniędzy sfinansował całość studiów podyplomowych z doradztwa zawodowego dla 70 nauczycieli.
Z kolei Irena Koszyk, naczelnik wydziału edukacji w Opolu, przyznaje, że zajęcia będą prowadzić nauczyciele po studiach podyplomowych, którzy wcześniej doradzali w gimnazjach. Specjaliści zajmujący się doradztwem zawodowym w Urzędach Pracy patrzą na tę sprawę zgoła inaczej. – System edukacji jest hermetyczny i dodatkowo wymaga się od każdego przygotowania pedagogicznego, aby poprowadzić zajęcia z uczniem. Prezes dużej nowoczesnej firmy nie może np. zorganizować lekcji z doradztwa zawodowego, aby uczniów zachęcić do wybierania określonych zawodów – mówi Jerzy Bartnicki, dyrektor PUP z Kwidzynia. – Organizujemy spotkania dla szkół i też zapraszamy absolwentów do siebie. Niestety my żyjemy swoim życiem, a placówki oświatowe swoim. A przecież doradztwo zawodowe powinno być też realizowane zgodnie z potrzebami rynku – dodaje.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna