"Problemów jest masa. Z większością mieliśmy do czynienia już od dawna, a otwarcie niemieckiego rynku pracy 1 maja 2011 roku wcale ich nie rozwiązało" - przyznała Timm w rozmowie z PAP.
Jej zdaniem plagą stały się nieuczciwe agencje pracy tymczasowej, werbujące pracowników najemnych w Polsce i innych wschodnioeuropejskich państwach UE.
Agencje takie rekrutują fachowców, realizując zlecenia firm z różnych branż. Kuszą obietnicą legalnego zatrudnienia, ubezpieczenia i umową w języku polskim. Tyle tylko, że zwerbowani pracownicy często nie wiedzą, z jakim pracodawcą mają do czynienia i nie zdają sobie sprawy, że chodzi o pracę tymczasową.
"Po pokonaniu setek kilometrów i przepracowaniu kilku dni w Niemczech w charakterze pracownika najemnego, ludzie ci nie otrzymują żadnych informacji, czy dostaną kolejne zlecenia. Niektórzy decydują się wówczas na powrót do domu - a wtedy naliczane im są kary za niestawienie się do pracy w wysokości nawet miesięcznego wynagrodzenia" - opisuje Timm przypadki, z jakimi się spotkała, udzielając pomocy polskim pracownikom najemnym.
Podkreśla, że faktyczna wartość pracy, świadczonej przez pracownika najemnego jest często dużo wyższa, niż wypłacane im obowiązujące stawki minimalne; ustawowo stawka ta wynosi na zachodzie Niemiec 7,79 euro brutto za godzinę, a na wschodzie 6,89 euro za godzinę. Wątpliwości budzą też rozliczenia przepracowanych godzin, prowadzone przez niektóre agencje pracy tymczasowej.
Do podobnych krytycznych wniosków dochodzą również niemieckie związki zawodowe i eksperci. Niedawno Nadreńsko-Westfalski Instytut Badań Gospodarczych(RWI) opublikował dane, z których wynika, że w zachodnich regionach Niemiec pracownicy najemni zarabiają średnio o 47 proc. mniej niż zatrudnieni na etacie, zaś na wschodzie Niemiec różnica ta wynosi 36 proc.
Związki zawodowe w branży gastronomicznej NGG alarmują zaś, że niemieccy pracodawcy znaleźli sposób na ominięcie płacy minimalnej dla pracowników najemnych i zawierają z nimi umowy o dzieło, zamiast umów o pracę. Zdaniem związkowców takie praktyki można określić wręcz wyzyskiem albo "nowoczesną formą niewolnictwa".
W opinii Sylwii Timm na taką "nowoczesną formę niewolnictwa" narażone są również Polki, które w Niemczech pracują jako opiekunki nad osobami starszymi i obłożnie chorymi. Także w tej branży obowiązuje płaca minimalna (8,50 euro za godzinę na zachodzie i 7,50 euro na wschodzie), ale zdarza się, że pracodawcy omijają przepisy, nakłaniając opiekunki do prowadzenia własnej działalności gospodarczej. "Jest to tzw. pozorna działalność gospodarcza, niezgodna z niemieckim prawem" - ostrzega Timm.
Według niej stawek minimalnych nie otrzymają również opiekunki delegowane do pracy w Niemczech przez polskie firmy, ani też osoby, które pracują w prywatnych domach zwłaszcza, jeśli większość jej zadań związanych jest z prowadzeniem gospodarstwa domowego. "Co gorsze, w wielu przypadkach kobiety te pracują 24 godziny na dobę, prawie nie mają czasu wolnego" - mówi Timm.
Aby lepiej chronić prawa pracowników ze wschodnioeuropejskich państw UE niemiecka centrala związkowa DGB uruchomiła jesienią zeszłego roku program "Uczciwe zasady mobilności" (niem. Faire Mobilitaet). To w ramach tego programu w Berlinie funkcjonuje biuro, które prowadzi Sylwia Timm. Drugie podobne biuro doradcze działa Frankfurcie nad Menem, a kolejne powstaną w Hamburgu, Monachium, Dortmundzie i Stuttgarcie. Dane kontaktowe biur można znaleźć na stronie internetowej DGB, a w czerwcu ruszy odrębna strona programu: www.faire-mobilitaet.de.
Osoby wybierające się do pracy w Niemczech mogą też zawczasu uchronić się przed późniejszymi kłopotami. Sylwia Timm radzi, by unikać pośredników oraz starać się zasięgnąć informacji o potencjalnym pracodawcy. Jeśli zaś wynagrodzenie nie jest wypłacane na czas, należy od razu upomnieć się o wypłatę na piśmie; zgodnie z niemieckimi przepisami po trzech miesiącach przepada prawo dochodzenia roszczeń wobec pracodawcy.
Z Berlina Anna Widzyk (PAP)
awi/ ap/