W Polsce pracuje 45,8 proc. osób w wieku 55–64 lat – wynika z badań aktywności ekonomicznej ludności przeprowadzonych przez GUS w IV kw. ub.r. Gdy w 2004 r. wstępowaliśmy do Unii Europejskiej, pracowało 26,2 proc. seniorów – o 14,4 pkt proc. mniej niż przeciętnie we Wspólnocie. Byliśmy pod tym względem na ostatnim miejscu w UE.
Mały udział pracujących w tym czasie starszych osób miał swoje korzenie w latach 90. Wtedy mieliśmy rozkwit m.in. zasiłków i świadczeń przedemerytalnych oraz wcześniejszych emerytur dla 55-letnich kobiet i 60-letnich mężczyzn. W ten sposób starano się ograniczyć wysokie bezrobocie.
Te przywileje trwały do 2009 r., kiedy to zniesiono wcześniejsze emerytury, a dostęp do świadczeń przedemerytalnych został mocno ograniczony. Ponadto od 2013 r. podwyższany jest stopniowo wiek emerytalny dla kobiet i mężczyzn do 67 lat. W efekcie na rynku pracy z roku na rok pozostawało coraz więcej seniorów, co sprawiło, że poprawił się też ich wskaźnik zatrudnienia. W końcówce ubiegłego roku był on u nas już zdecydowanie korzystniejszy niż przed jedenastoma laty, choć nadal o 6,1 pkt mniejszy niż średnio we Wspólnocie. Zdołaliśmy wyprzedzić siedem krajów: Grecję, Słowenię, Luksemburg, Chorwację, Maltę, Rumunię i Belgię. Ale bardzo daleko nam jeszcze na przykład do Szwecji, Niemiec, Estonii, Danii, Wielkiej Brytanii czy Holandii ze wskaźnikami od 62 do prawie 75 proc.
W tych krajach w przeszłości też były duże problemy z zatrudnianiem osób starszych. – Ale tam dostrzeżono je wcześniej niż u nas. I zmieniono to przez odpowiednią promocję osób starszych poprzez portale społecznościowe czy dyskretne reklamy, w których pokazuje się te osoby jako aktywne, potrzebne i sympatyczne. Takie, z których pracy można korzystać – twierdzi prof. Elżbieta Kryńska z Uniwersytetu Łódzkiego. Robi się też wszystko, żeby pracujących seniorów utrzymać w ich zakładzie. Bo uaktywnienie starszej osoby biernej zawodowo albo bezrobotnej jest – jeśli nie niemożliwe, to bardzo trudne i bardzo kosztowne.