Zgodnie z obowiązującą od października 2014 roku nowelizacją ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym, uczelnie mają obowiązek sprawdzania prac dyplomowych – przed ich obroną – z wykorzystaniem programu antyplagiatowego i umieszczania ich w ogólnopolskim repozytorium prac dyplomowych.
"Od narzędzia antyplagiatowego oczekujemy sprawdzenia, na ile możliwy jest plagiat w przypadku danej pracy dyplomowej. Takie narzędzie właściwie tylko to może nam powiedzieć. Nie należy opierać się w całości na wynikach programu antyplagiatowego. Trzeba pamiętać, że niezwykle ważna jest rola opiekuna pracy naukowej" - powiedziała w piątek podczas konferencji w Warszawie poświęconej systemom antyplagiatowym prof. Marta Kicińska-Habior, prorektor ds. studentów i jakości kształcenia Uniwersytetu Warszawskiego.
Jak mówiła prorektor UW, ta rola jest szczególnie ważna w przypadku nauk, w których nie ma wielu studentów: naukach ścisłych, przyrodniczych. W tych przypadkach prace dyplomowe trudniej jest sprawdzić system antyplagiatowym, ale mają one bardziej zindywidualizowany sposób przygotowania. "Nasi dyplomanci często siedzą z nami w pokoju, dyskutują na co dzień. Często pojęcie seminarium jest pojęciem umownym. Taki opiekun w zasadzie nie potrzebuje programu antyplagiatowego. On wie jak ta praca powstaje, sprawdzanie takiej pracy systemem antyplagiatowym w zasadzie mija się z celem. Rola opiekuna, jego opieka nad dyplomantem, jest konieczna. Żaden super dobry program antyplagiatowy tego nam nie zapewni" - mówiła prof. Kicińska-Habior.
Podkreśliła, że w dziedzinach nauk społecznych i humanistycznych, w których liczba studentów przypadająca na jednego opiekuna jest większa, a opiekunowie różnie sprawdzają prace swoich dyplomantów. "Tutaj sprawdzanie systemem antyplagiatowym ma sens" - dodała.
Zdaniem dr hab. Zbigniewa Marciniaka wiceprzewodniczącego Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego, sprawdzanie wszystkich prac dyplomowych to konieczność.
"Budujemy w ten sposób kulturę rzetelności intelektualnej. Przez dziesiątki lat dość swobodnie korzystaliśmy z różnych źródeł, to tkwi w naszej świadomości. Przełamanie tego wymaga szerokiej akcji. Dlatego, choć jest to bolesne, bo stawia w podejrzeniu każdego, sprawdzanie wszystkich prac jest równie nieodzowne, jak sprawdzanie na bramkach każdego podróżującego. Z tego, co wiem, z rozmów z rektorami, nikt nie kwestionuje potrzeby tego rozwiązania" - powiedział przedstawiciel Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego, która współpracuje z Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego w prowadzeniu polityki w zakresie szkolnictwa.
Jak wyjaśnił prezes Europejskiego Forum Prawa i Edukacji, Dominik Bralczyk, blisko połowa polskich uczelni już przed wprowadzeniem obowiązku stosowania systemów antyplagiatowych wypracowywała jakieś rozwiązania, które tę weryfikację umożliwiało. Do tej pory istniała jedna firma, która obsługiwała rynek prac antyplagiatowych. Obecnie wchodzą na scenę rozwiązania światowe, a także rozwiązania akademickie stworzone przez samych naukowców: Otwarty System Antyplagiatowy OSA - opracowany przez Międzyuniwersyteckie Centrum Informatyczne oraz system przygotowany przez Politechnikę Gdańską.
Prof. Kicińska-Habior podkreśliła, że dość proste do sprawdzania są prace z dziedzin społecznych i humanistycznych, które zawierają tekst. Jednak - jak argumentowała - dla różnych programów antyplagiatowych nie jest proste sprawdzanie prac z informatyki czy fizyki. W nich pracę magisterską stanowi algorytm czy eksperyment.
Jak mówił dr hab. Marek Kowalski, reprezentujący Międzyuniwersyteckie Centrum Informatyczne, system OSA bez problemu sobie z tym poradzi. "Nie porównujemy tekstów jeden do jednego. Kradzież intelektualna niekoniecznie polega na przepisaniu treści. Nasz system, choć to zaskakujące, radzi sobie z kradzieżą myśli, bo należy do programów działających w obszarze sztucznej inteligencji" - powiedział Marek Kowalski. (PAP)