Skargę do Trybunału wniósł wydawca słoweńskiego tygodnika Mladina. W czerwcu 2005 r. tygodnik ten opublikował - na kanwie toczącej się wówczas w słoweńskim parlamencie gorącej dyskusji na temat przyjęcia regulacji prawnych uznających związki jednopłciowe - artykuł prasowy ostro krytykujący homofobiczne poglądy i wypowiedzi jednego z parlamentarzystów. Parlamentarzysta ów twierdził, że homoseksualiści są zbyteczni w społeczeństwie, a także wyszydzał homoseksualistów imitując prześmiewczo rzekomą zniewieściałość tej grupy społecznej. Autor zakwestionowanego artykułu nazwał owego parlamentarzystę "umysłowym bankrutem" i wyraził pogląd, iż w kraju o bardziej ograniczonych zasobach ludzkich nie mógłby on znaleźć pracy nawet jako woźny w szkole. Słowacki sąd uznał tę wypowiedź za zniesławienie. Przed Trybunałem skarżące wydawnictwo zarzuciło naruszenie prawa do wolności wypowiedzi, chronionego w art. 10 Konwencji o prawach człowieka.
Trybunał przychylił się do tej argumentacji i stwierdził naruszenie Konwencji. Trybunał rzecz jasna uznał, iż w omawianej sprawie pojawił się konflikt dwóch interesów, to jest dziennikarskiej wolności wypowiedzi z jednej strony oraz dobrego imienia parlamentarzysty nazwanego "umysłowym bankrutem" z drugiej strony. Istotą słusznego rozstrzygnięcia w takich sprawach jest zawsze utrzymanie sprawiedliwej równowagi pomiędzy takimi sprzecznymi i skonfliktowanymi interesami.
Trybunał przypomniał, iż co do zasady dopuszczalna medialna krytyka osób publicznych, a zwłaszcza polityków, jest znacznie dalej idąca niż to ma miejsce w przypadku osób prywatnych. Dopuszczalna krytyka jest jeszcze ostrzejsza wówczas, gdy polityk sam "wystawia się na strzał" i publicznie prezentuje kontrowersyjne wypowiedzi - tak jak to miało miejsce w omawianej sprawie. Sądy krajowe nie przedstawiły żadnych argumentów przemawiających za przyznaniem pierwszeństwa ochronie dobrego imienia polityka przed ochroną prasowej wolności wypowiedzi. Zarówno kontekst nazwania polityka "umysłowym bankrutem" (gorąca debata polityczna, w której przekroczone zostały wszelkie granice dobrego smaku), jak i styl, w którym napisano artykuł (odpowiadający stylowi wypowiedzi samego zainteresowanego) nie zostały wzięte przez sądy słoweńskie pod uwagę. W tym świetle zakwestionowany epitet nie stanowił personalnego ataku na parlamentarzystę, lecz odpowiedź na jego własne wypowiedzi, utrzymane w analogicznym stylu, oraz na jego zachowanie wyszydzające homoseksualizm i utrwalające negatywne stereotypy dotyczące osób homoseksualnych.
Ograniczenia nakładane na wolność debaty politycznej prowadzonej w sprawach zainteresowania publicznego - dla zgodności z art. 10 Konwencji - muszą spełniać bardzo rygorystyczne kryteria. "Polityczna inwektywa" może wymknąć się czasami spod kontroli i uderzyć w sferę prywatną i w przymioty polityka jako osoby prywatnej, lecz takie ryzyko jest wpisane w uprawniania polityki i każdy polityk musi być na nie przygotowany. Przyznanie w omawianej sprawie pierwszeństwa partykularnemu interesowi parlamentarzysty - polityka, który sam nie miał "czystych rąk" i sprowokował pojawienie się artykułu dosadnie poddającego w wątpliwość jego inteligencję - nie było uzasadnione i "konieczne w demokratycznym społeczeństwie". Tym samym stanowiło naruszenie art. 10 Konwencji.
Kontekst omawianej sprawy jest bliźniaczo wręcz podobny do debaty toczącej obecnie w polskim parlamencie na temat wprowadzenia do prawa polskiego związków partnerskich. Homofobiczne wypowiedzi pojawiają się nierzadko na polskiej scenie politycznej i w polskiej przestrzeni publicznej. Omawiany wyrok Trybunału to ważne rozstrzygnięcie, które pokazuje, że "mowa nienawiści" nie jest przezroczysta i może spotkać się z podobną, daleką od dobrych manier reakcją interlokutora. Dziennikarska wolność wypowiedzi, rola prasy w demokratycznym społeczeństwie i jej znaczenie dla debaty publicznej są ważniejsze niż urażona duma posłów i senatorów.
Tak wynika z wyroku Trybunału z 17 kwietnia 2014 r. w sprawie nr 20981/10, Mladina D.D. Ljubljana przeciwko Słowenii.