Skarga nadzwyczajna została zainicjowana przez Prokuratora Generalnego, który zarzucił Sądowi Okręgowemu w Łodzi oczywistą sprzeczność treści zebranego materiału dowodowego z ostatecznymi wnioskami.
Pomówienie sędziego
Oskarżycielem prywatnym w tej sprawie był były sędzia Wojciech Łączewski (zrezygnował ze statusu 15 listopada 2019 r., wcześniej, w 2015 r. wydał wyrok skazujący ministra Mariusza Kamińskiego). Wniósł on o ukaranie Wojciecha B., dziennikarza portalu wPolityce, na podstawie art. 212 kk, czyli celowego pomówienia, co mogło spowodować utratę zaufania do zawodu sędziego. Naruszenie to miało miejsce od września do października 2016 r.
Czytaj: SN: Sędzia Łączewski nie został osądzony, ale Twitter wydawał wyroki
Na portalu redaktor napisał, że wobec "skompromitowanego Wojciecha Łączewskiego toczy się postępowanie dyscyplinarne", jest podejrzenie, że składał fałszywe zeznania, jest "kłamczuszkiem", że prowadził swoistą grę z prokuraturą. Ponadto podano informację, że sędzia został przeniesiony karnie z wydziału karnego do wydziału cywilnego.
Czytaj też: Skarga nadzwyczajna: Dziecko odziedziczyło długi, chociaż było notarialne zrzeczenie
Celem tych publikacji, według oskarżyciela prywatnego, było poniżenie sędziego w oczach opinii publicznej.
Kara grzywny obniżona
Były to publikacje związane z prowokacją w internecie i kontaktami z Tomaszem Lisem (obecnie redaktorem naczelnym tygodnika Newsweek).
Sąd Rejonowy w Łodzi uznał winę oskarżonego redaktora i skazał go na zapłacenie grzywny w wysokości 25 tys. złotych. Zarzucił oskarżonemu dziennikarzowi nierzetelność i brak weryfikacji materiału prasowego.
Od tego wyroku redaktor złożył apelację. Sąd Apelacyjny w wyroku z 12 lutego 2019 r. zmienił opis czynu. Sąd II instancji orzekł, że pomówieniem było napisanie informacji, że sędzia Łączewski karnie został przeniesiony z wydziału karnego do cywilnego, gdy tymczasem sam złożył wniosek o przeniesienie z powodu złej atmosfery wokół jego osoby po ujawnieniu prowokacji dziennikarskiej.
Celem publikacji na portalu - według sądu było podważenie uczciwości i wiarygodności sędziego.
Jak podkreślił oskarżyciel prywatny, działanie dziennikarza było nierzetelne, niezgodne z art. 13 prawa prasowego i przyświecał mu świadomy cel skompromitowania sędziego. Świadczy o tym fakt, że sporny materiał nadal jest udostępniany w internecie. Ponadto skazany naruszył prawo do prywatności sędziego, pisząc o jego stanie zdrowia, chorobach i stanie cywilnym. Po publikacji skazanego sędzia Łączewski otrzymywał anonimy z groźbami, a policja zgłosiła chęć ochrony jego dzieci i żony.
- Wolność słowa to piękna idea, ale są jej ograniczenia, gdy dziennikarz narusza prawa innych osób - dodał Łączewski.
W odpowiedzi obrońca skazanego adwokat Dariusz Pluta stwierdził, że oskarżyciel mija się z prawdą i stosuje obronę przez atak. - Do dziennikarzy nie można stosować ostrzejszych kryteriów niż do sędziów, bo dziennikarze występują w interesie publicznym i nie muszą znać terminów prawnych - podkreślił.
Prokurator Małgorzata Stojniak-Wójcicka podtrzymała zarzuty skargi i powiedziała, że dziennikarz nie zasługuje na skazanie.
Uchylenie wyroku sądu II instancji
Prokurator Generalny złożył skargę nadzwyczajną od wyroku sądu II instancji zarzucając:
- błędne ustalenie, że zachowanie oskarżonego doprowadziło do znieważenia sędziego
- jednoznaczne, niekorzystne dla oskarżonego dziennikarza przyjęcie przez Sąd Okręgowy, że powinien wiedzieć, iż postępowanie przygotowawcze to nie jest postępowanie dyscyplinarne
Sąd Najwyższy uchylił w całości wyrok Sądu Okręgowego, uznając skargę Prokuratora Generalnego za zasadną. Zdaniem sędziego sprawozdawcy w tej sprawie dostrzec można konflikt między wolnością słowa i prawa do informacji, a prawem do godności i dobrego imienia. Granice tego problemu wykuwane są na podstawie stanów faktycznych.
- Wyrok musi być uchylony, gdyż doszło do oczywistej sprzeczności istotnych ustaleń sądu z treścią zebranego w sprawie materiału dowodowego - orzekł sędzia Krzysztof Wiak. - Sprzeczność ta jest oczywista i istotna dla wymiaru kary - dodał.
Sąd Okręgowy - zdaniem SN - nie wykazał, że dziennikarz miał prawo do kontroli i krytyki społecznej, a także zaniechał analizy zamiaru skazanego.
Spory wokół definicji postępowania dyscyplinarnego
Sąd Najwyższy wskazał na funkcjonującą konwencję terminologiczną, która polega na posługiwaniu się terminem „postępowanie dyscyplinarne” w dwóch znaczeniach: wąskim i szerokim. Pomimo tego, że w przepisie art. 114 § 3 ustawy z 27 lipca 2001 r. – Prawo o ustroju sądów powszechnych wskazano, że postępowanie dyscyplinarne zostaje wszczęte dopiero w chwili sporządzenia zarzutów dyscyplinarnych na piśmie, jednocześnie powszechnie przyjmuje się, że jest to postępowanie dyscyplinarne wyłącznie w ścisłym tego słowa znaczeniu (sensu stricto). Tymczasem również poprzedzające je etapy zalicza się do postępowania dyscyplinarnego – sensu largo.
Oskarżony dziennikarz złożył też skargę do Strasburga przeciwko Polsce.
Po rozprawie obie strony wyraziły zadowolenie z wyroku. Wojciech Łączewski powiedział, że wyrok sądu II instancji był dla niego niekorzystny. Nie miałem możliwości skutecznego zaskarżenia tego orzeczenia.
- Bardzo mnie cieszy ten wyrok, gdyż po raz kolejny ukazał kruchość argumentów pana Prokuratora Generalnego, autora skargi nadzwyczajnej, który według Fausta Goethego "jam jest tą częścią, która zła pragnie wiecznie czyniąc dobro". Tą skarga prokurator uczynił mi przysługę - podsumował Wojciech Łączewski.
Sygnatura akt I NSNk 4/19, wyrok z 2 września 2020 r.
Sprawdź również książkę:
Skarga nadzwyczajna w świetle systemu środków zaskarżenia w postępowaniu cywilnym
>>