W czwartek odczytano akt oskarżenia i wyjaśnienia podsądnych ze śledztwa. Kamiński i pozostali oskarżeni poprosili o możliwość złożenia wyjaśnień w późniejszej fazie procesu. Na kolejnej rozprawie 23 kwietnia mają zeznawać pierwsi świadkowie.
Rozprawa odbyła się w specjalnie zabezpieczonej sali "J" Sądu Najwyższego (gdzie toczą się wyłącznie niejawne procesy), wynajętej przez prowadzący sprawę Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście. W sali tej obowiązują nadzwyczajne środki bezpieczeństwa, np. nawet sędziom i adwokatom nie wolno wnosić telefonów komórkowych, a media nie mają tu wstępu. Porządku pilnuje m.in. policja - za wszystko odpowiada zaś pełnomocnik ds. ochrony informacji niejawnych przy SN.
Licznie przybyli rankiem do SN dziennikarze uznali, że proces - na który ich nie wpuszczono - toczy się z wyłączeniem jawności (znaczna część akt sprawy jest niejawna bo dotyczy działań operacyjnych CBA). W przerwie rozprawy przewodniczący trzyosobowego składu sądu rejonowego sędzia Wojciech Łączewski wyjaśnił jednak, że nie wyłączono jawności odczytywania aktu oskarżenia. „To, że państwo nie możecie wejść, jest podyktowane tylko i wyłącznie charakterem sali, w której proces się odbywa” - powiedział dziennikarzom w przerwie procesu.
„Nikt nie złożył z państwa takiego wniosku, że chciałby wejść” - tak odparł sędzia, indagowany dlaczego media nie mogły wejść na jawną rozprawę. Podkreślił zarazem, że w tej chwili media nie mogą już złożyć takiego wniosku; powołał się na możliwy sprzeciw pełnomocnika ds. ochrony informacji niejawnych przy SN. Sędzia nie wyjaśnił, dlaczego sąd zdecydował się na wynajęcie tajnej sali w SN.
Przed wejściem na salę Kamiński powiedział, że na proces czeka ze spokojem. „To, co robiło CBA, nie było zgodne z interesem ówczesnej koalicji rządzącej, ale interes polityczny rządzących nas nie interesował; nas interesowała walka z korupcją na szczytach władzy, to był nasz obowiązek” - powiedział. Dodał, że chciałby, aby cały proces był jawny, bo nie ma nic do ukrycia. Prokurator Bogusław Olewiński nie chciał komentować zamieszenia z jawnością sprawy.
Według oskarżycieli posiłkowych (m.in. działaczy Samoobrony) proces powinien być jawny. Jak mówili, powinien też pokazać, jakie są granice działań służb specjalnych. B. doradczyni Leppera Małgorzata Gutt powiedziała, że była bezprawnie podsłuchiwana; dla niej, jako dla prawnika, było to „szczególnym naruszeniem prawa” - bo podsłuchiwano jej rozmowy z klientami.
SR odmówił wystąpienia do sądu apelacyjnego o przekazanie tej sprawy Sądowi Okręgowemu w Warszawie. Kamiński mówił dziennikarzom, że był przeciwny przekazaniu sprawy. Ujawnił, że taki wniosek złożył pełnomocnik rodziny Andrzeja Leppera.
Proces wiąże się ze słynną operacją CBA w tzw. aferze gruntowej. CBA zakończyło tę operację specjalną wręczeniem Piotrowi Rybie i Andrzejowi K. łapówki za "odrolnienie" w ministerstwie rolnictwa gruntu na Mazurach. Prasa pisała, że łapówka miała być przeznaczona dla szefa resortu i wicepremiera Andrzeja Leppera, który miał zostać ostrzeżony o akcji (on sam twierdził, że była to prowokacja CBA). Finał akcji miał utrudnić przeciek, wskutek czego z rządu odwołano szefa MSWiA Janusza Kaczmarka (śledztwo wobec niego potem umorzono).
"Afera gruntowa" doprowadziła do dymisji z rządu Leppera, rozpadu koalicji PiS-Samoobrona-LPR i przedterminowych wyborów, a także do oskarżenia o płatną protekcję Ryby i K., których proces jest do dziś w toku.
W 2010 r. Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie oskarżyła zaś Kamińskiego (dziś posła PiS) i jego trzech podwładnych: b. wiceszefa CBA Macieja Wąsika (obecnie stołecznego radnego PiS) oraz b. dyrektorów Zarządu Operacyjno-Śledczego CBA Grzegorza Postka i Krzysztofa Brendela. Zarzucono im przekroczenie uprawnień, nielegalne działania operacyjne CBA oraz podrabianie dokumentów i wyłudzenie poświadczenia nieprawdy. Grozi za to do 8 lat więzienia.
Zdaniem prokuratury Biuro stworzyło fikcyjną sprawę odrolnienia ziemi za łapówkę, choć nie miało wcześniej wiarygodnej informacji o przestępstwie, a tylko to pozwala służbom zacząć akcję "kontrolowanego wręczenia korzyści majątkowej" wobec podejrzewanych. Na potrzeby operacji CBA sfabrykowało - zdaniem prokuratury bezprawnie – dokumenty (opatrując je pieczęciami gminy Mrągowo i podpisami urzędników), które potem przedłożono do "przepchnięcia" przez resort rolnictwa. Miało też dojść do nielegalnego podsłuchiwania osób m.in. z Samoobrony.
Podsądni nie przyznali się do zarzutów, uznając je za polityczne. Według Kamińskiego jest to zemsta ekipy rządzącej za ujawnienie przezeń tzw. afery hazardowej. Ironizował, że odpowiadać powinni także prokuratorzy i sędziowie, którzy zatwierdzali wniosek CBA o kontrolę operacyjną. W czerwcu 2011 r. weszła w życie zmiana prawa, zgodnie z którą służby mają obowiązek dołączania do takiego wniosku materiałów operacyjnych uzasadniających go - tego wymogu wcześniej nie było.
W czerwcu 2012 r. sąd niejednogłośnie umorzył na wniosek obrony ten proces - jeszcze przed jego rozpoczęciem, uznając "brak znamion przestępstwa". W grudniu 2012 r. na wniosek prokuratury i pokrzywdzonych Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił umorzenie i nakazał przeprowadzenie procesu. Obie decyzje wydano tajnie.
Rzeszowska prokuratura nadała kilku instytucjom i grupie osób status pokrzywdzonych, m.in. w związku z tym, że CBA miało ich bezprawnie podsłuchiwać. Są to m.in. Lepper (a po jego samobójczej śmierci w 2011 r. najbliższa rodzina), Ryba i Andrzej K., a także politycy Samoobrony, wśród nich Janusz Maksymiuk - zostali oskarżycielami posiłkowymi. Daje to możliwość zadawania pytań oskarżonym, składania wniosków dowodowych, a także dochodzenia odszkodowań. Roszczenia finansowe przeciw oskarżonym zapowiedzieli już Ryba i adwokat K.