Choć pozew Tysiąc przeciwko znanemu katolickiemu publicyście trafił do sądu w kwietniu 2012 r., proces przed Sądem Okręgowym w Warszawie formalnie rozpoczął się dopiero w poniedziałek.
Kilka lat temu Tysiąc chciała usunąć ciążę, obawiając się, że urodzenie dziecka może jej grozić utratą wzroku. Lekarze odmówili jej wykonania legalnej aborcji, dopuszczalnej ze względów zdrowotnych. Po porodzie wzrok kobiety pogorszył się; przyznano jej pierwszą grupę inwalidzką. Tysiąc złożyła skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który przyznał jej 25 tys. euro zadośćuczynienia, zwracając m.in. uwagę na brak w polskim prawie możliwości odwołania się od decyzji lekarzy. Obecnie Tysiąc działa w organizacjach kobiecych, jest też stołeczną radną wybraną z listy SLD.
Tysiąc poczuła się dotknięta słowami Terlikowskiego, który w napisanej razem z Joanną Najfeld książce "Agata. Anatomia manipulacji", a także w innych wypowiedziach nt. aborcji, miał porównywać postępowanie powódki do postępowania Eichmanna. Napisał on: "I zasłanianie tej prostej prawdy słowami o tym, że Alicja Tysiąc nie złamała prawa, a jedynie próbowała egzekwować przysługujące jej prawa - jest absurdalne. Adolf Eichmann też nie łamał hitlerowskich praw, czy to znaczy, że nie można go nazwać mordercą (w tym przypadku już nie niedoszłym, a jak najbardziej doszłym)?". Zarzucał jej też "moralną obrzydliwość", piętnując w ten sposób jej zachowanie, a także to, że występuje na drogę sądową przeciw osobom ją krytykującym.
Pełnomocnik Terlikowskiego adwokat Piotr Kwiecień pytał w poniedziałek m.in., czy Tysiąc nie zgadza się z opinią, że stała się symbolem środowisk, których celem jest liberalizacja ustawy aborcyjnej. "Powódka oświadcza, że nie czuje się symbolem i nie może oceniać, czy się nim stała" - odpowiadał pełnomocnik powódki radca prawny Michał Kaszubski. Oświadczył też, że Tysiąc nie jest działaczką środowisk feministycznych.
Zdaniem pełnomocnika Terlikowskiego powódka, która z własnej woli bierze udział w debacie publicznej jako radna, powinna się liczyć z tym, że takie wypowiedzi mogą jej dotyczyć.
Według pozwu Terlikowski miałby przeprosić Tysiąc na łamach "Rzeczpospolitej" i "Gazety Wyborczej", wypłacić powódce 100 tysięcy zł zadośćuczynienia za doznaną krzywdę oraz wpłacić 30 tys. zł na fundację Feminoteka. Pełnomocnik Tysiąc mec. Marcin Górski mówił wcześniej, że sformułowania użyte przez Terlikowskiego były naruszeniem godności powódki, a bez roszczeń finansowych naruszenia będą się powtarzać. Zarzucał też pozwanemu, że przed publikacją nie skontaktował się z Tysiąc i "nie zainteresował się jej stanowiskiem, ograniczył się natomiast do werbalnego i publicznego zlinczowania powódki".
W kwietniu u.br., gdy PAP opisała sprawę pozwu, Terlikowski mówił, że sformułowanie o "moralnej obrzydliwości" to jego prywatna opinia, a nie twierdzenie o fakcie. Dodał, że ma do niej prawo. "A co do porównań do Eichmanna, to mam wrażenie, że porównywałem do niego sędziów Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, a nie panią Tysiąc" - dodał. Mec. Górski mówił natomiast, że do Eichmanna porównano powódkę. Zdaniem Terlikowskiego w sprawie nie chodzi o debatę o aborcji, lecz "środowiskom proaborcyjnym chodzi o zamknięcie ust wyrokami sądowymi osobom mającym inne poglądy niż te mainstreamowe".
Na 8 kwietnia sąd wezwał na świadka filozofa polityki prof. Zbigniewa Stawrowskiego. Strona pozwana chce, by wypowiedział się on m.in. o "personalizacji sporu o aborcję w osobie Alicji Tysiąc" oraz na temat politycznego charakteru jej aktywności.