Nikt (albo, jak się okazuje, prawie nikt) nie chciałby się do tego przyznać, jednak nie ma co się oszukiwać – w praktyce zawezwanie do próby ugodowej jest wykorzystywane przede wszystkim w celu przerwania biegu terminu przedawnienia. W niepamięć poszedł pierwotny pomysł ustawodawcy, aby procedura pojednawcza była prostym, szybkim, odformalizowanym i tanim postępowaniem, które dałoby szanse na znalezienie rozwiązania sporu, bez konieczności udziału profesjonalnych pełnomocników. Tymczasem na pierwszym planie znalazła się zupełnie inna cecha zawezwań.

Procedura przerywa bieg przedawnienia

Jednolite i w zasadzie przez nikogo niepodważane stanowisko w orzecznictwie i doktrynie jest takie, że ZPU jest jedną z tych czynności „przed sądem lub innym organem powołanym do rozpoznawania spraw lub egzekwowania roszczeń danego rodzaju albo przed sądem polubownym, przedsięwziętą bezpośrednio w celu dochodzenia lub ustalenia albo zaspokojenia lub zabezpieczenia roszczenia”, które przerywają bieg przedawnienia (art. 123 § 1 pkt 1 k.c.).

W efekcie takiej interpretacji art. 123 k.c. w 2017 roku do sądów trafiły 42 562 wnioski o zawezwanie do próby ugodowej w sprawach cywilnych, z zakresu prawa pracy oraz gospodarczych. W tym samym roku mniej niż 2,5 proc. postępowań zakończyło się zawarciem ugody. Sądy są zalewane zawezwaniami, a sędziowie nierzadko marnują całe dni na posiedzeniach na których nic się nie dzieje i z których nic nie wynika (oprócz przerwania terminu przedawnienia oczywiście).

 

Sędziowie traktowani instrumentalnie

Nic więc dziwnego, że od kilku lat w sądach wyraźnie rośnie opozycja wobec ich instrumentalnego wykorzystywania. Wystarczy wspomnieć o powtarzających się pytaniach o to, czy drugi wniosek o ZPU wywołuje skutek w postaci przerwania biegu przedawnienia i całej linii orzeczniczej, w której sądy podkreślają obowiązek badania czy konkretne zawezwanie jest czynnością, która potencjalnie może doprowadzić do realizacji roszczenia oraz jaki jest jej rzeczywisty cel (ostatnio np. SN w postanowieniu z 10 kwietnia 2018 r., II CSK 694/17).

Teraz Sąd Najwyższy dał sędziom nowe narzędzie w tej walce: art. 3 k.p.c., czyli dobre obyczaje w procesie cywilnym.

Dobre obyczaje ograniczą nadużycia?

- Ale przecież w praktyce przepis o dobrych obyczajach jest martwy, bo nie ma sankcji - może ktoś powiedzieć. Błąd. Przynajmniej od czasu wydania przez SN orzeczenia w sprawie V CSK 384/17.

W połowie listopada uzasadnienie wyroku w tej sprawie zostało opublikowane na stronie Sądu (http://www.sn.pl/orzecznictwo/SitePages/Baza_orzeczen.aspx?ItemSID=30915-57a0abe2-a73c-441d-9691-b79a0c36be5c&ListName=Orzeczenia3&FormaOrzeczenia=wyrok+SN&Izba=Izba+Cywilna).

Główną rolę odegrał w nim art. 3 k.p.c., do którego w 2012 roku dodano fragment o tym, że strony postępowania mają obowiązek „dokonywać czynności procesowych zgodnie z dobrymi obyczajami”. Przepis tego rodzaju łatwo zbagatelizować. Po nowelizacji często wskazywano, że nowa regulacja nie ma szans zmienić procesowej rzeczywistości, gdyż z naruszeniem dobrych obyczajów nie wiążą się żadne konsekwencje.

Jeśli dobrze poszukać, to można oczywiście znaleźć wyjątek, w postaci obciążenia strony „obowiązkiem zwrotu kosztów, wywołanych (...) niesumiennym lub oczywiście niewłaściwym postępowaniem” (art. 103 § 1 k.p.c.). Tym samym, fiskalnym tropem idą procedowane obecnie przez rząd zmiany k.p.c., przewidujące grzywny i podwyższenie kosztów procesu dla strony „nadużywającej prawa procesowego” (proponowany art. 4(1) i art. 226(2) k.p.c.; projekt Ministra Sprawiedliwości, numer wykazu prac legislacyjnych i programowych Rady Ministrów: UD309). Tymczasem Sąd Najwyższy pokazał, że już teraz, norma dotycząca procesowych dobrych obyczajów bynajmniej nie jest martwa i może przesądzić o być albo nie być konkretnego roszczenia.

O jeden most za daleko, czyli co na ten temat myśli SN

Można powiedzieć, że głównym grzechem wnioskodawcy w sprawie, która trafiła do Sądu Najwyższego była zbytnia szczerość. W zawezwaniu do próby ugodowej wskazał, że składa je „celem przerwania biegu przedawnienia, z daleko idącej ostrożności procesowej (…)”. Tego było już za wiele.

Rozumowanie SN było proste: „wykorzystanie uprawnienia procesowego do wystąpienia z wnioskiem o zawezwanie do próby ugodowej, polegające na złożeniu tego wniosku do sądu wyłącznie w celu uzyskania przerwy biegu przedawnienia, a nie – co najmniej także – w celu realizacji roszczenia w drodze ugody, należy rozważać jako czynność procesową sprzeczną z dobrymi obyczajami (art. 3 k.p.c.) (…) Jeżeli [sąd, do którego wpłynął wniosek o zawezwanie do próby ugodowej – przyp. MG] (…) stwierdzi, że taka sprzeczność występuje, powinien odrzucić wniosek (…)”. W efekcie, „gdy wniosek o zawezwanie do próby ugodowej został zwrócony albo odrzucony bądź nastąpiło umorzenie postępowania pojednawczego (…)” skutek przerwy biegu przedawnienia upada.

 

Cena promocyjna: 63.9 zł

|

Cena regularna: 71 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: zł


Co to znaczy?

Po pierwsze znaczy to, że SN uratował wnioskodawcę, czyli powoda w rozpatrywanej przez siebie sprawie. Skoro w jego przypadku Sąd Rejonowy przeprowadził postępowanie pojednawcze (nie zwrócił ani nie odrzucił wniosku), to bieg przedawnienia został przerwany i w późniejszym procesie o to samo roszczenie zarzut przedawnienia nie mógł być skuteczny.

Znaczy to również, że SN katapultował postępowania pojednawcze w zupełnie nowe rejony. Do tej pory ciężar rozstrzygnięcia tego czy ZPU przerwało czy też nie przerwało biegu przedawnienia danego roszczenia spoczywał na sądzie, który wydawał wyrok w późniejszym procesie o to roszczenie. Niewątpliwą wadą takiego rozwiązania jest to, że często latami nie jest wiadomo, czy dane roszczenie jest przedawnione czy nie.

Tymczasem SN poszedł w zupełnie innym kierunku. To „[s]ąd, do którego wpłynął wniosek o zawezwanie do próby ugodowej, powinien dokonywać jego oceny nie tylko pod względem formalnym, ale również pod kątem dopuszczalności (…) na podstawie wniosku o zawezwanie do próby ugodowej, okoliczności sprawy i – ewentualnie – stanowiska przeciwnika strony wzywającej (…).”

Czytaj: Termin przedawnienia w pozwie: za i przeciw>>

Sądy muszą zadawać "niewygodne" pytania

Jeśli takie stanowisko przyjmie się w praktyce Sądów Rejonowych, to postępowania pojednawcze przestaną być „czystą formalnością”. Niewygodne pytania ze strony sądu na posiedzeniu pojednawczym? Zobowiązywanie wnioskodawcy do złożenia pisma procesowego, w którym wyjaśnia dlaczego wszczyna postępowanie o ZPU? Zobowiązywanie przeciwnika do złożenia odpowiedzi na wniosek? Takie sytuacje mogą stać się codzienną praktyką. A stawką w tej grze będzie często – bagatela – przedawnienie roszczenia.

Poza niewątpliwymi zaletami – przede wszystkim natychmiastową informacją zwrotną na temat przerwania biegu przedawnienia – rozwiązanie proponowane przez SN ma oczywiście swoje wady. Sądom Rejonowym nie będzie łatwo stwierdzić w jakim tak naprawdę celu został złożony dany wniosek a uprawnienie do jego odrzucenia musi być wyinterpretowane w drodze analogii z art. 199 § 1 w zw. z art. 13 § 2 k.p.c. Czas pokaże jak do pomysłu SN odniosą się sędziowie SR i pełnomocnicy w postępowaniach pojednawczych. Niemniej osobiście bardzo mocno kibicuję zarówno dobrym obyczajom w procesie cywilnym, jak i niemarnowaniu czasu sędziów i urzędników sądowych na trzy-i-pół-minutowe posiedzenia pojednawcze.

Autor: Michał Grodziewicz LL.M., adwokat, senior associate w zespole rozwiązywania sporów kancelarii MARUTA WACHTA SP.J.