Duchowny kościoła prawosławnego Mieczysław O. miał pecha. Sprowadził za pośrednictwem jednego z parafian używany samochód z Niemiec. Umowę kupna-sprzedaży w języku niemieckim dostarczył mu posłaniec. Przy rejestracji auta w Wydziale Komunikacji urzędniczka zauważyła, że na umowie jest nie przetłumaczony dopisek i nakazała przetłumaczyć odręczna adnotację.
Brzmiała ona: pojazd wycofano z ruchu w lutym 2009 r. Jednak zaświadczenia o utylizacji nie dołączono do umowy.
Kara 50 tys. zł
W tej sytuacji prezydent Wrocławia powiadomił Głównego Inspektora Ochrony Środowiska, że w Urzędzie Miasta złożono wniosek o rejestrację pojazdu marki mazda wraz z dowodem rejestracyjnym oraz kartą pojazdu. Organ rejestrujący zwrócił się do niemieckich władz o pomoc. Otrzymał pisemną odpowiedź z urzędu w Dreźnie, który wyrejestrował auto oraz dokonał zapisu w dowodzie rejestracyjnym i karcie pojazdu. Unieważniono tablice rejestracyjne pojazdu a w dokumencie dopuszczającym pojazd do ruchu drogowego umieszczono pieczęć informującą o wycofaniu pojazdu z ruchu. Po uzyskaniu tych informacji Główny Inspektor Ochrony Środowiska wszczął z urzędu postępowanie administracyjne w sprawie określenia sposobu gospodarowania odpadem w postaci uszkodzonego pojazdu.
Na duchownego nałożono karę w wysokości 50 tys. zł. Organ administracyjny stwierdził naruszenie przepisów ustawy o międzynarodowym przemieszczaniu odpadów (art. 32 ust.1).
Mieczysław O. złożył skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego twierdząc, że został wprowadzony w błąd, a umowa sprzedaży auta została sfałszowana. Kto inny sprzedawał mu samochód, a kto inny oddawał fikcyjnie na złom.
Sąd I instancji winy nie bada
WSA oddalił skargę duchownego. Przyznał rację Głównemu Inspektorowi Ochrony Środowiska, który miał do czynienia ze stanem faktycznym, w którym Mieczysław O. był odbiorcą odpadu przywiezionego nielegalnie bez dokonania zgłoszenia. Stanowi to podstawę do nałożenia kary pieniężnej w trybie art. 32 ust. 1 ustawy o międzynarodowym przemieszczaniu odpadów. Co więcej sąd stwierdził, że organy nie były uprawnione do badania kwestii winy skarżącego.
Z pisma przekazanego przez stronę niemiecką wynikało, że "pojazd najwyraźniej dostał się przez granicę do Polski jako nielegalny transport odpadu". Właściwie pojazd powinien był zostać złomowany. "Jeżeli jednak on nadal istnieje i jest karta pojazdu, to mógłby on zostać zarejestrowany, bowiem polski nabywca pojazdu najwyraźniej został wprowadzony w błąd".
Ale ten ostatni argument nie przekonał WSA.
NSA ma wątpliwości
Dlatego Mieczysław O. złożył skargę kasacyjną. NSA na rozprawie 26 września br. wyjaśniał okoliczności sprawy.
- Nie zdawałem sobie sprawy, że auto przeze mnie kupione było skierowane do utylizacji - mówił skarżący.
Przedstawicielka Głównego Inspektora dowodziła, że zostały spełnione wszystkie przesłanki nałożenia kary tj: sporne auto było odpadem, a także przemieszczano je przez granice bez zgody i chciano wprowadzić do obrotu. Kupujący auto nie zachował przezorności kupując samochód przez pełnomocnika i nie znając języka - dodała przedstawicielka GIOŚ.
NSA powziął wątpliwości, jak rozstrzygnąć sprawę i wyznaczył na 10 października ogłoszenie wyroku w tej sprawie.
Sygnatura akt IV SA/Wa 782/12, II OSK 694/13
NSA: za sprowadzone auto-odpad trzeba zapłacić karę?
Sprawa duchownego z Wrocławia jest przykładem pułapki, w jaką wpadł kupujący używane auto z Niemiec. Przy rejestracji okazało się, że nabył odpad i przewiózł je nielegalnie za granicę. Otrzymał karę 50 tys. zł, a samochód oddał do złomowania.