Mijający rok, a zwłaszcza jego ostatnie tygodnie były fatalnym czasem dla Międzynarodowego Trybunału Karnego, utworzonego w 2002 r. dla sądzenia zbrodni wojennych i przeciw ludzkości. Przez dwanaście lat działalności, pochłaniającej co roku ponad 100 mln dolarów, trybunałowi udało się skazać na więzienie tylko dwóch pomniejszej rangi watażków z Demokratycznej Republiki Konga i dopiero wtedy, gdy zostali oni pokonani w zbrojnej i politycznej walce i wydani do Hagi przez zwycięskich rywali.
Czytaj: Prokuratorzy MTK umorzyli zarzuty przeciwko prezydentowi Kenii>>>
Co gorsza, od początku swojej działalności trybunał zajmuje się wyłącznie Afryką, jakby tylko tam dopuszczano się wojennych zbrodni i tylko jej mieszkańcy okazywali się barbarzyńcami, zasługującymi na karę i potępienie.
Poza watażkami z Konga, oskarżony, aresztowany i przewieziony do Hagi został też były prezydent tego kraju (i jednocześnie były komendant Jean-Pierre Bemba). Na swój proces w haskim więzieniu czeka b. prezydent Wybrzeża Kości Słoniowej Laurent Gbagbo. Rozesłane przez trybunał listy gończe bezskutecznie ścigają rebeliantów z Ugandy i Saifa Al-Islama, syna b. libijskiego przywódcy Muammara Kaddafiego.
Największy rozgłos, ale także złą sławę przyniosły trybunałowi oskarżenia i nieudane procesy, wytoczone przeciwko dwóm urzędującym afrykańskim prezydentom Omarowi Hassanowi Ahmadowi Al-Baszirowi z Sudanu i Uhuru Kenyatcie z Kenii. Sudańczykowi zarzucono wojenne zbrodnie, popełnione przez jego wojska podczas tłumienia zbrojnego powstanie w prowincji Darfur; Kenyatcie – finansowanie bojówek jego rodaków Kikujusów, które po wyborach z końca 2007 r. toczyły wojnę przeciwko bojówkom ze zwaśnionych z nimi ludów Luo i Kalendżin. Zginęło wówczas prawie półtora tysiąca ludzi.
Sudańczyk zaprzeczał, jakoby w Darfurze dochodziło do zbrodni i postanowił zignorować trybunał i jego listy gończe. Wsparcia udzielili mu afrykańscy i arabscy koledzy po fachu, którzy przyjmowali go w gościach zamiast aresztować i wydać Hadze.
Kenyatta również zaprzecza, jakoby dopuścił się zbrodni, ale w przeciwieństwie do Sudańczyka, zdecydował się poddać haskiej sprawiedliwości i jako pierwszy w historii urzędujący prezydent składał zeznania przed trybunałem. Kierowane przeciwko niemu oskarżenia wykorzystał jeszcze, by przedstawić się jako ofiara zachodnich imperialistów i zdobyć współczucie i głosy rodaków w zwycięskich dla niego wyborach prezydenckich w 2013 r.
Jako prezydent prosił jedynie sędziów i prokuratorów z Hagi, by wyznaczane przez nich terminy rozpraw i przesłuchań nie utrudniały mu wykonywania obowiązków szefa kenijskiego państwa. Tym bardziej, że wraz z Kenyattą na ławie oskarżonych haskiego trybunału znalazł się jego wiceprezydent William Ruto, polityczny przywódca ludu Kalendżinów.
Kenyatta i Ruto, pewni swego, zapowiadali, że w Hadze z łatwością dowiodą swojej niewinności. Prokuratorzy trybunału wkrótce zaczęli narzekać, że wykorzystując swoje stanowiska, Kenijczycy zastraszają świadków oskarżenia, a ci, jeden po drugim, wycofują swoje skargi. Kenyatta i Ruto odpowiadali zarzutami, że to prokuratorzy przekupstwami zdobywają zeznania świadków, a nie mając żadnych dowodów domagają się ujawnienia bankowych rachunków i wykazu rozmów telefonicznych prezydenta i wiceprezydenta, licząc, że znajdą w nich jakieś poszlaki.
Hasko-kenijska przepychanka zakończyła się porażką oskarżycieli, którzy nie mając dowodów przeciwko Kenyatcie, w połowie grudnia wycofali składane przeciwko niemu zarzuty. Wiosną, z powodu wycofania wcześniejszych zeznań, prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie bliskiego współpracownika Kenyatty. Na podobne zwolnienie z zarzutów czeka wiceprezydent Ruto i czwarty z oskarżonych, kenijski dziennikarz radiowy, któremu zarzuca się podżeganie do ludobójstwa.
Pod koniec zeszłego tygodnia naczelna prokurator trybunału pani Fatou Bensouda oznajmiła, że wstrzymuje także śledztwo w sprawie zbrodni z Darfuru, ponieważ nie mając znikąd wsparcia (także ze strony Rady Bezpieczeństwa ONZ), nie jest w stanie skutecznie go przeprowadzić i zebrać dowody, niezbędne do oskarżenia i skazania winnych. Zawieszenie śledztwa w sprawie zbrodni darfurskich ma szczególnie symboliczne znaczenie, bo właśnie od nich trybunał haski zaczął swą działalność.
Prezydent Ugandy Yoweri Museveni, który niegdyś należał do najgorętszych zwolenników trybunału i sam poprosił go, by osądził ugandyjskiego watażkę Josepha Kony’ego z Bożej Armii Oporu, rozczarowany sędziami i prokuratorami z Hagi dziś podburza przeciwko nim całą Afrykę.
Niedawno zapowiedział, że na najbliższej sesji Unii Afrykańskiej (styczeń-luty) będzie namawiał Afrykę, by wycofała się z Traktatu Rzymskiego, powołującego do życia Międzynarodowy Trybunał Karny (traktatu nie podpisały w ogóle m.in. USA, Chiny, Indie, Izrael). „To sąd przywódców Zachodu, więc niech sami siebie przed nim sądzą” – powtarza od miesięcy Museveni. „Kiedyś byłem zwolennikiem tego trybunału, bo sam lubię dyscyplinę i porządek. Ale przywódcy Zachodu przerobili go w nowe narzędzie do gnębienia Afryki i mam go powyżej uszu” - mówił.
Wojciech Jagielski (PAP)